Piotr Wróbel - Jack Sparrow polskiego puzonu i jedyny jazzowy kwartet puzonistów w Polsce!

Autor: 
Maciej Karłowski

Na początku tygodnia zadzwonił do mnie Piotr Wróbel, uznany w jazzowych kręgach puzonista, nagradzany komozytor, wielki admirator muzyki Boba Brookmeyera i, w razie gdyby ktoś nie pamiętał, członek obydwu orkiestr skompletowanych dla polskich koncertów Marii Schneider. Poinformował mnie, że 9 marca gra koncert i zaprasza na niego gorąco. Ucieszyłem się, bo Piotr puzonistą jest świetnym, a dodatkowo gra na rzadko wykorzystywanym poza formatem orkiestrowym puzonie basowym. Oczy zaświeciły mi się jeszcze bardziej, kiedy usłyszałem, że będzie to w ogóle koncert puzonowy i na scenie zagości zespół złożony z puzonów czterech!

Już widzę te komentarze: po co komu puzon? Absurdalny instrument, co się kurczy i rozciąga. Niewygodny, długi, o wcale nie tak bardzo olśniewającym brzmieniu. A jeszcze cztery puzony! Toż to, po pierwsze, nuda zwielokrotniona, po drugie, albo głupia fanaberia albo kabaret co najwyżej!

Szybko zacząłem przeglądać w pamięci, czy w ogóle tego rodzaju skład zaistniał na naszej scenie jako odrębny i samodzielny zespół i wyszło mi, że nie. Ale mogę się mylić. Świat chyba także nie bardzo ma się czym w tej sprawie pochwalić, o ile  oczywiście nie będziemy liczyć puzonowych kwartetów powstałych przy słynnych orkiestrach, w strukturach uniwersytetów muzycznych albo zespołów działających w przestrzeni muzyki współczesnej lub klasycznej. Jazzowych jest znacznie mniej i chyba żaden nie zyskał sobie nawet ułamka popularności, jak choćby Rova Saxophone Quartet, że o World Saxophone Quartet nie wspomnę.

A Piotr Wróbel, Jacek Namysłowski, Michał Tomaszczyk (także grali z Marią Schneider podczas Bielskiej Zadymki Jazzowej) i Marcin Muras założyli kwartet jazzowy, nazwali go J4zz PuZone i na dodatek jeszcze grają swoje kompozycje. I to jest to! Utwory są ciekawe, nowoczesne, dzieje się w nich dużo i dają możliwości pokazania puzonu jako instrumentu zupełnie wystarczającego, żeby na długo zaabsorbować uwagę słuchaczy bez zahaczania o terytorium freejazzowe i wymyślne techniki gry.

A jest co pokazywać. Puzon to w jazzie instrument ważny i z tradycjami, od wielu dekad wyemancypowany i mający swoje gwiazdy i swoich ekspertów. W J4zz PuZone brzmienie poszerzone jest także o puzon altowy, eufoniom oraz tubę, co tym bardziej powinno budzić ciekawość. Jak się okazało, było też komu pokazywać. W Sali widowiskowej Domu Kultury Rakowiec w Warszawie zgromadziło się ze 100 osób.

Bardzo fortunnie ułożony został także program koncertu. Na początek utwory wymagające większego skupienia, potem materiał nieco lżejszy, utwory przeplatane dowcipną konferansjerką. No i na końcu bis. Bis z okazji Dnia Kobiet. Zamiast ballady czy tzw. love song a jakże, utwór autorski Piotra Wróbla, będącego razem z Jackiem Namysłowskim kompozytorem repertuaru grupy. „O Termosie” – taki nosił tytuł i był w części instrumentalny, a w części zaśpiewany przez autora do jego własnego tekstu. Ale nie do mikrofonu, tylko do części puzonu, na którym Piotr zagrał swój dyplomowy koncert. I wtedy zrobiło się naprawdę zabawnie. Zresztą taki był zamysł i takie były życzenia dla pań, którym zespół winszował uśmiechu i wiosny. Uśmiechy były i, jak sądzę, utrzymywały się długo po koncercie, bo jak zresztą mogło być inaczej, skoro do utrzymanej w marszowo-hymnicznym nastroju muzyki padły m.in. słowa „lej, lej z termosu herbatę kawę czy rosół”