Najpierw twarz, potem skrzypce

Autor: 
Paulina Biegaj

W Europejskim Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego słuchamy skrzypków (i nie tylko) podczas II Międzynarodowego Jazzowego Konkursu Skrzypcowego im. Zbigniewa Seiferta. Przypomnijmy sobie drugi wieczór przesłuchań. Ciekawy wieczór.

25 sierpnia, czwartek
W tegorocznym konkursie obok skrzypiec rządzi motyw twarzy. Na jego plakacie zmyślnie ujęte przez Magdalenę Wieczorek oblicze Zbigniewa Seiferta. W okularach patrona konkursu odbija się dwoje skrzypiec. To tak, jakby komuś, kto chce wyczytać z jego oczu najważniejszą prawdę o nim, chciał wskazać, gdzie jej szukać.
Podczas przesłuchań natomiast, spoglądają na nas wyświetlane postaci grających skrzypków. Słuchając ich gry, patrzę właśnie w ich twarze.

Uśmiech i klasyczna elegancja. To postać Marcina Hałata. I jego muzyka – skomponowane przez niego miłe w odbiorze, pogodne klasycyzujące utwory. Solo Pawła Kaczmarczyka przypomina, że nie tylko występujący skrzypek ma klasyczne wykształcenie. Popisy improwizacyjne Marcina Hałata lekko w stylu Paganiniego bardzo podobają się publiczności. Na uwagę zasługuje też solówka Dawida Fortuny. Okazja niecodzienna, więc i ona niecodzienna.

Florian Sighartner wita nas zasłuchaną twarzą. W jego własnym utworze „Darjeeling Unlimited” słychać, że to zasłuchanie nie tylko w jazzie. Także w muzyce folkowej. Mnie przekonuje  interpretacją „Infant Eyes” Wayne'a Shortera. To jest to. Tym bardziej po wstępie, jaki podarował mu Paweł Kaczmarczyk. Wstępy to naprawdę cenne prezenty dla solisty.

W oczach Stephana Brauna widać zafrapowanie w ciągłym dążeniu do tego, co nowe. Widać w oczach, a słychać w początku „Where are you from” Zbigniewa Seiferta. Muzyk nie pozwala w nim czekać na to co nowe także nam. Jest oryginalny. Jak jego wykonanie „Cherokee” Ray'a Noble'a i czerwone buty. Jest oryginalny jak Zbigniew Seifert.

Co jeszcze widać i słuchać? Przeżywa swoją grę, dobrze gra mu się z Audiofeeling Trio i najwyraźniej dzięki tej dwudziestce nagranych płyt z łatwością odnajduje się w różnych muzycznych nastrojach. Ponadto pozytywne emocje, energiczne zakończenie występu i dobre brzmienie wiolonczeli w repertuarze skrzypka – legendy.

Na zdjęciu Apel.lesa Caroda Requesensa daje się dostrzec coś, czego jeszcze nie było. Nadzwyczajne skupienie i pokorę. A w nich najpiękniejsze brzmienie skrzypiec tego wieczoru. Jest ono jak powrót do domu, czyli do tego, co nie tylko znane, ale i bliskie. Skrzypek z Katalonii powraca do nas po dwóch latach i otrzymaniu drugiej nagrody w konkursie.

Bardzo się z tego cieszę, bo Apel.les  Carod Requesens wie, po co gra. Robi to w jakimś celu. I o tym też wie. Wiedząc, gdzie idzie, gra „Quo vadis”. Może świadczą też o tym najdłuższe tego wieczoru brawa i wstęp do utworu Zbigniewa Seiferta, w którym po raz pierwszy w życiu słyszę zagrany na skrzypcach oddech? Poza tym Kuba Dworak nie zaprzeczy, że „Quo vadis” to jeden z jego ulubionych utworów.

Świetnie rozgrywa też duet z Mateuszem Smoczyńskim w „The Old Tune” Jana Smoczyńskiego. To utwór i wykonanie na miarę finału nie tylko całego koncertu, ale i konkursu. Jeden z najbardziej cenionych skrzypków mojego ulubionego skrzypka patrzy na nas ze zdjęcia z pewnością siebie. To dobra pewność siebie, bo łączy się ze skromnością w osobistym kontakcie.

Tak, jak trudno oderwać od strun pewnie i mocno przywierający do nich smyczek w grze Mateusza Smoczyńskiego, tak mnie trudno oderwać się od jego muzyki. Rozpoczyna pewnym, mocnym, granym w strunie dźwiękiem. Ten dźwięk jest mocny, ale nie ciężki.

Z brzmieniem skrzypiec tworzy całość, o której nie da się dzisiaj powiedzieć niczego innego i niczego więcej jak tylko to i tylko tyle, że to prawdziwa skrzypcowa muzyka jazzowa.
Prawdziwy finał zapewnia nam także pianista - solowym fragmentem „26-2” John'a Coltrane'a. To zadziwiające, w jaki sposób Paweł Kaczmarczyk odnajduje się w utworach innych kompozytorów. Zadziwiające i absolutnie wspaniałe.

Na koniec zaskakuje mnie też zupełnie Dawid Fortuna swoim pomysłem na drugie perkusyjne solo. Może celowo skrajnie różnym od pierwszego - ciężkiego i przerywanego ciszą, bo to ostatnie jest głębokie i zdecydowane. 

„Muzycy kończą swoją pracę, ale jurorzy jeszcze nie”, mówi Janusz Jabłoński, który bardzo zgrabnie poprowadził na dla nas cały koncert. O godzinie 23.30 Mark Feldman, Josh Grossman i prof. Janusz M. Stefański przychodzą do skrzypków z werdyktem. Do następnego etapu przechodzą Stephan Braun, Apel.les Carod Requenses, Mario Forte, Mateusz Smoczyński i Florian Willeitner.

Jestem ciekawa ich piątkowych występów, zwłaszcza gry Floriana Willeitnera – chyba najbardziej twórczego i swobodnego w tej twórczości skrzypka, który udowodnił to podczas pierwszego dnia przesłuchań w utworze „Quo vadis” oraz występu nietuzinkowego Maria Forte.