28. Festiwal Kultury Żydowskiej - relacja cz.2

Autor: 
Bartosz Adamczak
Autor zdjęcia: 
Bogdan Krezel

Shalom  po raz 28y, czyli maraton muzyczny na ulicy Szerokiej, w sercu krakowskiego Kazimierza. Finały Festiwalu Kultury Żydowskiej to jedno z najbardziej wyjątkowych wydarzeń w roku, przyciągający tysiące słuchaczy, mieszkańców Krakowa ale też turystów z całego świata.  Ogromna 7-godzinna dawka różnorodnej muzyki, przedstawiającej bogactwo historyczne oraz kulturowe żydowskiego świata dźwięków.

W ramach koncertu finałowego wystąpili w dużej mierze artyści, których można było w trakcie tygodnia usłyszeć w Synagodze Tempel, zapraszam więc do pierwszej relacji, w której pojawiłą się już większość z nich, tutaj kilka dodatkowych uwag oraz parę słów parę o tych, których słyszałem tylko na scenie na Szerokiej.

Eleanor Reissa oraz Frank London & Klezmer Brass Allstars – tym razem w pełnym składzie. Mniej jest anegdot (trzeba przecież trzymać się harmonogramu godzinowego), ale za to jest Frank London, który na koncert w Synagodze Tempel nie dotarł. A to oznacza kilka zadziornych solówek na trąbce oraz bardziej zawadiacki i jazzowy charakter muzyki. Dobry występ, w trudnej roli rozgrzewacza tłumu.

Jazz Band Młynarski – Masecki to orkiestra skupiająca głównie muzyków warszawskich. W składzie kilka nazwisk powszechnie znanych słuchaczom wspólczesnego jazzu w Polsce (Tomasz Duda, Jerzy Rogiewicz, Tomasz Ziętek). Jazz Band to jednak projekt w konwencji absolutnego retro. Prezentuje bardzo staranne aranżacje piosenek przedwojennych. A te są wspaniałe – lekkie, taneczne melodie oraz wyśmienite teksty przenoszą nas do Warszawy lat 20tych. Obok skromnej sekcji dętej, również sekcja smyczkowa – wszyscy grają elegancko,  takoż też wyglądają w smokingach. Jazz Band czaruje nostagliczną, beztroską atmosferą hitów o Nikodemie Dyzmie (“Nikodem, ty masz filmową urodę”), wspaniałej Jadzi, czy egzotycznych tańcach (“Czy tańczy Pani rumbę? To taniec z wyspy Kuby, zatańczmy go dla próby”).
Wierny archaicznej konwencji, Jazz Band Młynarski – Masecki potrafi z niej wycisnąć bardzo dużo radosnej ekspresji (ze szczególnym wskazaniem na sola Maseckiego na pianie oraz swingujących, big bandowych czwórek na perkusji). Brzmi to wszystko bardzo staroświecko, ale też taki był zamysł. Bardzo udany hołd dla zapomnianej muzycznej historii, która zasługuję na to by ją pielęgnować. Mam cichą nadzieję jednak, że doczekamy się również bardziej współczesnych interpretacji tego repertuaru.

Radykalnie inną muzykę zaproponował Abatte Barihun. Pochodzący z Etiopii, od niedawna ponownie odkryty na scenie muzycznej w Izraelu. W książeczce festiwalowje zapowiadany jako wirtuoz saksofonu – miał co prawda na scenie tenor oraz sopran, ale ograniczał się raczej do grania partii zespołowych. Na Szerokieg zaprezentował się przede wszystkim jako charyzmatyczny wokalista. Towarszyli mu Sefi Zisling (trąbka), Amir Bresler (perkusja), Noam Havkin (klawisz), Ilan Smilan (gitara), Yaron Ouzana (puzon), Amir Sadot (bas) oraz Idan Kupfeberg (perkusja). Zaprezentowali energetyczną muzykę, w której na równi wybrzmiewają elementy groove jazzu oraz afrobeatu. Dźwięki pełne radości, pulsujący rytm, zadziorne riffy sekcji dętej oraz mocny wokal – prosta receptura na kawał świetnej muzycznej zabawy. Skądinąd muzyka bardzo bliska temu co prezentuje choćby Ebo Taylor ze swoim Saltpond Citi Band. Wszystkim sympatom rozrywkowej muzyki rodem z Czarnego Kontynentu polecam (zarówno Abatte Barihun jak i Ebo Taylora).

Kutiman Orchestra dolewają oliwy do ognia swoją mieszanką funku i psychodelii. Ten zespół nawiązuje wyśmienity kontakt z publicznośćią, nie sposób chyba nie bawić się dobrze przy ich muzyce. Podobnie jak podczas koncertu w Synagodze nawiązują chóralny dialog z publicznością: -“What’s going down?” -”Groove In This Town”.

Jerusalem Orchestra East And West wystepowali dzień wcześniej w Synagodze Tempel, ale nie mogłem na ten koncert dotrzeć, więc występ na Shalom był moim pierwszym z nimi spotkaniem. To zasadniczo kameralna orkiestra smyczkowa, z rozrywkową sekcją (gitara basowa, zestaw perkusyjny), skromną sekcją dętą (jedna trąbka, puzon i saksofon) oraz arabskim fletem ney i oud dla kolorytu. Całość wygląda i brzmi cokolwiek jak orkiestra rozrywkowa telewizji albo zespół towarzyszący na festiwalu piosenki kilka dekad wstecz. Ratuje to wrażenie egzotyczna rytmika i melodyka repertuaru. Oraz wyśmienici goście – soliści. Najpierw Moshe Louk zaprezentuje czar arabskich melodii Maghrebu. Potem Emil Zrihan, pochodzący z Maroka, zadziwi niespotykaną skalą oraz niecodzienną barwą głosu. Zrihan potrafi śpiewać długie frazy na jednym oddechu, w wysokich rejestrach utrzymuje ton w nieskończoność, tworząc dzięki vibrato intrygujące melizmaty wokalne. To niekoniecznie najbardziej charyzmatyczny wykonawca, czy najciekawszy muzycznie materiał tego wieczoru, ale z technicznego punktu widzenia występ Zrihana był bardzo ciekawy.

Na zakończenie festiwalu Orkiestra Klezmerska Teatru Sejneńskiego z goścmi – Frankiem Londonem, Davidem Krakaurem, Michaelem Alpertem. Formuła koncerta zbliżona do ich występu kilka dni wcześniej w Synagodze Tempel – kapitalne połączenie klezmerskich melodii, big bandowego rozmachu oraz ekspresji Brass Bandu. Udany finał wieczoru pełnego muzycznej radości. Shalom na Szerokiej, jak co roku, doskonale pokazało, że muzyka potrafi przełamywać bariery – wieku, kultury, historii. Jest jednak nadzieja, że ziści się sen wyśpiewany w hymnie “We Shall Overcome”.

A teraz można już zacząć odliczać dni do następnej edycji festiwalu. Na szczęście, po drodze, sporo dobrej muzyki w Krakowie na pewno się wydarzy.