16. Jazztopad Festival: Sainkho Namtchylak & Ned Rothenberg - relacja

Autor: 
Bartosz Adamczak

To był półmetek festiwalu Jazztopad. Dzień na zaczęrpniecie oddechu, dzień dla nabrania energii. Muzyczna medytacja. Biorąc pod uwagę ilość muzycznych wrażeń nagromadzonych na przestrzeni tego listopadowego tygodnia, pomysł bardzo intrygujący.

We Wrocławiu zagrał duet Sainkho Namtchylak – Ned Rothenberg. Ta pierwsza to postać o statusie chyba już kultowym w kręgach pasjonatów muzyki etno, popularyzatorka tradycji śpiewu gardłowego rodem z Tuvy, gdzieś z azjatyckich kresów rosyjskiego imperium. Ned Rothenbeng to muzyk związany ze sceną nowojorską, gra u Zorna, z Evanem Parkerem czy Markiem Ribot, ale jego własna dyskografia jest dosyć skromna (jedną z pozycji na niej jest płyta w duecie z Hamidem Drakiem z katalogu Fundacji Słuchaj!).

Na potrzeby tego koncertu sala czerwona wrocławskiego NFM zapełniła się pufami, sam koncert zaś odbywał się przy całkowicie zgaszonych światłach. Słuchaniu towarzyszyło też wprowadzenie do medytacji. Prowadzący zachęcił do zamknięcia oczu, skupienia się na własnym oddechu oraz tego co odczuwamy tu i teraz.

Cisza. Ciemność. Pojawia się najpierw miarowy dźwięk oddechu Sainkho, szybko dołącza do niego  równie spokojny ton shakachuchie, jakieś drobne perkusjonalia. W narracji dźwiękowej pojawiają się też te pozornie bardziej agresywne – techniki wokalne Sainkho to przecież często gardłowe harczenie obok mistycznych wokaliz, anielskie czyste tony obok demonicznych dwudźwięków. Ned Rothenberg potrafi reagować natychmiastowo, korzystając z szerokiej gamy technik oddechowych, wibrata. Obok saksofonu pojawiają się też zadumany ton klarnetu basowe czy bardziej spokojne dźwięki fletu shakuchachi.

Ciemność i muzyka tejemnicza, mistyczna, transowa – odbierana gdzieś na granicy jawy i snu. Jak pogodzić wzmożoną uwagę oraz stan rozluźnienia? Bardzo frapujący to stan świadomości, odrobinę surrealny. Ciekawe to było przeżycie – dla ciała, ducha oraz ucha.