New Dream

Autor: 
Anna Początek
The October Trio
Wydawca: 
Songlines
Dystrybutor: 
Songlines
Data wydania: 
09.08.2012
Ocena: 
2
Average: 2 (1 vote)
Skład: 
Even Arntzen – saksofon tenorowy i sopranowy, klarnet, Josh Cole – kontrabas, Dan Gaucher – perkusja

Miałam duży kłopot z tą płytą. Pierwsze moje wrażenie było takie, że słyszałam tę muzykę już setki razy. Potem drażniła mnie pewna powtarzalność frazowa, którą zazwyczaj uwielbiam. Słucham tej płyty od tygodnia w poszukiwaniu czegoś, co by mnie zafascynowało lub pozwoliło rozkminić jakąś niezrozumiałą autorską koncepcję. Potem pomyślałam, że już do szczętu ogłuchłam albo że mam gorszy czas? W końcu siadam i piszę, bo już trzeba.

Avantragde jazz – z tym mamy do czynienia. Trio z Kanady, z wymiennie, saksofonami i klarnetami. Trio egalitarne: sekcja i wiodące melodię brassy lub klarnet tworzą równorzędnie. Sound saksu jest charakterystyczny, śpiewny, wybijający się, a jednak... Warsztat przedni, wyćwiczony, ale są też niemiłe frazy-patenty, zbiór zasłyszanych guru. Ciśnie się do głowy repetytywność a la Vandermark (Wide) i przewijająca się przez cały album modna bliskowschodniość w stylu Zorna (na przykład w Do Your Thing). Skojarzenie lokalne – oczywiście przywołuję tylko jako punkt do wyobrażenia sobie zawartości – melodie delikatnie przypominające przeszłą twórczość Trzaski z Olesiami (1983). Owszem, kombinacje własne są, ale trochę powciskane w wolną przestrzeń między nutami, co w rezultacie przydusza kompozycje, skądinąd w swoim szkicu pełne potencjału.

Sekcja ma tu wygodniej i nie jest tak natarczywa. Tyle że cechuje ją pewna twardość, którą można podciągnąć pod styl, ale po tygodniu słuchania zostaje mi tylko w myśli raczej określenie: drętwota. Potrafią być powolni, szybcy, z tyłu, z przodu, między nutami saksofonu, ale nie są klimatyczni. Twardość brzmienia nie zyskuje nawet w  zaplanowanych mocnych otwarciach kompozycji, bo muzycy nie dają dźwiękom czasu na wybrzmienie. Taką twardość trudno opanować – dla mnie jej mistrzem był Steve Lacy: jak finezyjnie operował często ołowianie ciężkimi dźwiękami! Ci muzycy jeszcze nie posiedli takiej umiejętności, więc trochę porywają się z motyką na słońce. Bardzo uderzyło mnie to w intro do The Park, w założeniu melancholijnego i intymnego, ale zabitego bezlitosną mechanicznością. Nie pozostawiają miejsca na delektowanie się współbrzmieniami, bo gdzieś muszą już następną nutę odkryć. Nie zasuwają jak rakieta, a mimo tego ciasno w tych kawałkach bardzo. Dobitnie podkreśla to finałowy chórek do Imagine It. Na koniec słowo o coverze You've Been Flirting Again Bjork – słuchajcie Bjork.

Chęć poezji, ale jakby cudzej i nawet nieprzetrawionej własnymi trzewiami – tak bym to podsumowała. Po spędzeniu kilku dni z tą płytą myślę tylko, że czas na poszukiwanie jej zalet, to czas stracony, o czym ostatecznie przekonał mnie utwór tytułowy. Na taki koncert bym się nie zżymała, ale kupować tę płytę? Naprawdę – niekoniecznie. Niestety, nie znalazłam na tym albumie niczego, co by mnie poruszyło. Prawdopodobne jest, oczywiście, że kłopot z New Dream może być tylko moim kłopotem. Może w tym wypadku mój gust zwyczajnie rozmija się z gustem bandu. Pozostaję wobec tego albumu bezradna, więc zapraszam do dyskusji. Może ktoś wskaże mi plusy, na które jestem nieczuła?

1. 1983 – J. Cole [6:20], 2. Wide – Gaucher [5:47], 3. Do Your Thing – Arntzen [3:49], 4. New Dream – J. Cole [5:05], 5. The Park – J. Cole [6:16], 6. Imagine It –  Longstreth [ 4:08], 7. Potential Bog – Gaucher [4:48], 8. You’ve Been Flirting Again – Bjork [5:16]