Glabulator – Jeden dzień bez godzin

Autor: 
Krzysztof Wójcik
Glabulator
Dystrybutor: 
Glabulator
Data wydania: 
03.12.2013
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Jacek Buhl - perkusja instrumenty perkusyjne, Tomasz Glazik - saksofon, klarnet basowy, synthesizer
Płyta duetu saksofon – perkusja, artystów związanych z klubem Mózg w Bydgoszczy, a zarazem aktywnych uczestników yassowej rewolucji lat 90. Jacek Buhl i Tomasz Glazik tworzą zespół Glabulator już niemalże dekadę, jednak dopiero teraz postanowili zaistnieć na rynku wydawnictwem płytowym pt. Jeden dzień bez godzin. Cóż, zawartość muzyczna udowadnia, że lepiej późno niż wcale.
 
Jacek Buhl jest w pewnym sensie perkusistą legendarnym – podpisał się pod pierwszą yassową płytą zespołu Trytony Tańce bydgoskie. Późniejsze losy muzyka były związane z grupą 4Syfon Janusza Zdunka – trębacza Arhythmic Perfection. Obecnie artysta współpracuje z zespołem The Cyclist oraz Spejs, tworzy również duet z Wojciechem Jachną. Saksofonista Tomasz Glazik jest z kolei od 10 lat muzykiem kultowym (czytaj – współpracuje z Kazikiem Staszewskim). Oprócz tego gra w kilku składach sceny bydgoskiej, z Sing Sing Penelope na czele. Muzyk Contemporary Noise Sextet. Powyższe informacje odzierają artystów z anonimowości nazwy Glabulator. Jaką muzykę znajdujemy na samej płycie?
 
Album rozpięty jest pomiędzy momentami free jazzowej improwizacji, a melodyjnymi groove’ami podbitymi syntezatorowym brzmieniem. Przetasowanie podobnych elementów na przestrzeni całej płyty przebiega dość czytelnie, jednak nie upatrywałbym w tej czytelności wady, lecz odświeżającego żonglowania stylistykami, co jest swoją drogą dość typowym yassowym zabiegiem. Duet jest konfiguracją muzyczną wymagającą od artystów dużej dyscypliny, wyczucia, znajomości własnych ograniczeń oraz pomysłu na ich zespołowe przekucie w walor. Jacek Buhl doskonale zagospodarował przestrzeń rytmiczną albumu, grając niezwykle przestrzennie i pomysłowo, unikając przegadania, często zastępując je precyzyjnym groove’m. Gra Tomasza Glazika balansuje pomiędzy charakterystycznymi melodiami, a zadziornymi improwizacjami pełnymi ognia, ale i rytmicznego zdyscyplinowania. Największym mankamentem płyty jest moim zdaniem niekiedy nazbyt nachalne wykorzystanie syntezatorów (np. w utworze „Bob niebieskie oko”), które czynią kompozycje bardziej przewidywalnymi, a nawet monotonnymi. Elektronika na albumie najlepiej wypada w momentach subtelnego, klimatycznego dopełnienia tła, na którym błyszczeć może pomysłowa gra Buhla i dęciaki Glazika, które z powodzeniem sprawdzają się zarówno pod względem sonorystyki, jak i w tworzeniu melancholijnych tematów melodycznych. 
 
Jestem ciekaw jak Glabulator lawiruję pomiędzy kompozycją a improwizacją podczas koncertu. Na Jednym dniu bez godzin prawdopodobnie każdy znajdzie coś dla siebie, ponieważ duet pokazuje wiele twarzy. Nie każda z nich mnie urzekła, a mimo, że w zestawieniu prezentują się intrygująco, to ciężko mi określić tożsamość tego zespołu. Być może jej istota tkwi właśnie w tej różnorodności? Do końca przekonany nie jestem, dlatego potraktujcie tę ocenę jako cztery ze sporym minusem. Plus za trafne tytuły. Z pewnością do sprawdzenia.
 

1. Przeziębiony słoń, 2. Samotne serce, 3. Chaotyczny spacer, 4. Bob trapezowe oko, 5. Linie papilarne, 6. Chwilowe zejście, 7. Marbut i jego syn, 8. Uwertura C-moll, 9. Jeden dzień bez godzin, 10. Piosenka partyzancka.