Ghost Of The Sun

Autor: 
Piotr Jagielski
Bill McHenry
Wydawca: 
Sunnyside
Dystrybutor: 
Sunnyside
Data wydania: 
22.03.2012
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Bill McHenry – Tenor Saxophone Ben Monder – Guitar Reid Anderson – Bass Paul Motian - Drums

Ta piękna płyta to dowód na to, że można nadal grać ciekawie i tradycyjnie. Słowa „tradycyjnie” używam w tym wypadku z braku lepszego określenia; kompozycja i brzmienie tego albumu odsyłają do najlepszych lat działalności Colemana Hawkinsa czy Stana Getza. Jednak nie jest ani trochę odwiedzanie cmentarzy czy zakurzonych muzeów. Saksofonista Bill McHenry nie jest rewolucjonistą; nie szturmuje pałacowych bram z mordem w oczach – raczej zastanawia się jak daleko można zaprowadzić dobrze znaną już formułę. Jest myślicielem.

Jego najnowszy projekt „Ghost of the Sun” to płyta, którą mógł dawno temu nagrać Bill Evans czy Eric Dolphy w swoich spokojniejszych dniach. Jest dużo znakomitej improwizacji i instrumentalnych popisów, jednak najważniejszym aspektem tego albumu wydaje się jego atmosfera. Ogólnie jest bardzo spokojnie, tempo raczej nie skacze powyżej średniej. Natomiast każda z osobna kompozycja jest wciągająca. Każdy utwór charakteryzuje się prostą, uroczą, czasem nawet naiwną melodyjnością. Jak za starych, dobrych lat. Okazuje się, że formuła „modalności” nie skończyła się i nadal da się wycisnąć z niej coś jeszcze. McHenry zaprosił do współpracy znakomitych muzyków – Reid Anderson na basie, Ben Monder na gitarze a na perkusji legenda – Paul Motian, który zmarł dzień po ukazaniu się krążka. Motian miał niemałą wprawę w ogrywaniu takich medytacyjnych utworów – przecież przez wiele lat tworzył cudowne trio Billa Evansa, znanego z takich właśnie kompozycji. Większość materiału tworzą nastrojowe ballady, ozdobione popisami poszczególnych członków zespołu, które jednak (znów jak w przypadku zespołu Evansa) działają dla dobra kolektywnego. Najważniejszy jest zawsze utwór, nie dobre samopoczucie któregokolwiek z muzyków. Mimo ogólnej balladowości płyty, znalazło się miejsce również na nieco bardziej awangardowe granie. Utwory jak „La Fuerza” są zagrane znacznie agresywniej, z silniejszym akcentowaniem, jakby McHenry chciał złożyć hołd twórczości Ornette'a Colemana, Charliego Hadena czy Johna Coltrane'a. Ale kto by nie chciał.

Ogólne wrażenie jest takie, że płyta jest świetna i po prostu należy się jej przyjrzeć. Przede wszystkim, co cieszy mnie szczególnie, nie jest przegadana i przekombinowana. Nie sili się na efekciarskie nowatorstwo, rozbijanie harmonii i ogólną rozróbę, jak wielu młodych jazzmanów pojmuje bycie nowoczesnym. Otóż nie – a przynajmniej 'nie tylko'. Takie postępowanie – destrukcyjne, miast dekonstrukcyjne – prowadzić może do niezamierzonej groteski. McHenry udowadnia, że można być nowoczesnym i harmonijnym jednocześnie a „Ghost of the Sun” to po prostu bardzo, bardzo dobra płyta.


1. Ms. Polley, 2. La Fuerza, 3. Anti Heroes, 4. Ghosts of the Sun, 5. William (Drums), 6. Little One, 7. William III, 8. Lost Song, 9. Roses II