El Pampero

Autor: 
Barnaba Siegel
Gato Barbieri
Wydawca: 
Ace Records
Dystrybutor: 
Ace Records
Data wydania: 
29.09.2014
Ocena: 
5
Average: 5 (1 vote)
Skład: 
: Gato Barbieri - saksofon tenorowy; Lonnie Liston Smith - fortepian; Chuck Rainey - bas; Pretty Purdie - perkusja; Nana Vasconselos, Sonny Morgan - instr. perkusyjne

Coltrane'owski jazz w argentyńskich barwach - tak najłatwiej podsumować to co działo się w 1971 roku na scenie w szwajcarskim Montreux, gdy wkroczył na nią gang Barbieriego. Jeszcze kilka lat wcześniej facet był jednym z wielu obiecujących saksofonistów z nurtu free, krążącym wokół orbity Dona Cherry'ego i Johna Coltrane'a. Parę lat później - to jedna z głównych gwiazd już wtedy istotnego festiwalu.

Określenie jego zespołów mianem "gangu", a wizualizacja samego El Gato jako herszta, mafioso, wydaje się zresztą wyjątkowo trafna. W tamtych czasach Barbieri nie brał jeńców, każdy koncert był latynoskim festiwalem przez który przebijał się dziki, niepasujący do tego kolorowego zgiełku, niezmiernie głośny saksofon. Niszczyciel. Ale do tego Gato był kolesiem, który zadawał szyku w klasycznym stylu. Większość młodzieży upodobała sobie bardziej etniczny anturaż, starsi wkładali w kółko te same fraki. A Gato, ze swoim arsenałem rzucających się w oczy koszul, szali, marynarek i ikonicznych kapeluszy, był prawdziwym hipsterem.

 

Jestem zdania, że jak ktoś chce dziwnie, nietypowo wyglądać, musi być w czymś naprawdę niezły. U Gato nie ma z tym problemu. Jego potężne, gęste, błyskawicznie przeradzające się w przerażający krzyk i wracające do kojącej melodyjności brzmienie jest nie do podrobienia dziś, i było takie również w roku 1971. Ale być może jego muzyka nie robiłaby aż takiego wrażenia, gdyby nie specyficzny styl komponowania.

Gato rzadko wpadał na "piosenkowe" pomysły. To nie Chick Corea, który z jazzem łączył chwytliwą melodię. W zasadzie po wielokrotnych przesłuchaniach jego płyt z tego okresu ciężki mi przypomnieć sobie charakterystyczne tematy poszczególnych utworów. Pod tym względem Gato zdecydowanie poszedł w stronę klasyków free, a w jego stylu solówkach łatwo odczytać inspiracje Coltranem. Tutaj utwór to pretekst do wykrzyczenia się. A miał o czym krzyczeć.

 

Tak jak część czarnoskórych Amerykanów czuła wciąż jażmo izolacji, rasizmu, pamiętała biedę, tak i z podobnych gniewem zjawił się ten przedstawiciel Ameryki Południowej, którą określał jako przynależną do "trzeciego świata". I wraz ze swoją muzyką przyniósł osobiste historie, poźniej mające także silny kontekst historyczny. Słuchając roztańczonego rytmu "El Pampero", opartego na pozbawionym linii melodycznej, perkusyjnym pokładzie "Mi Buenos Aires Querido" czy miękkiego "Brasil" z wyrazistym elektrycznym basem nie słuchamy bajek. To konkretny, emocjonalny przekaz ubrany w kolorowe i luźne szaty narracji.

Bardzo chciałbym napisać coś więcej o współpracownikach Gato, ale przykro mi - na koncertach Gato rzadko kto był na pierwszym planie poza hersztem. To w końcu jego opowieści. Muszę jednak zwrócić uwagę na mojego ulubieńca, Lonniego Listona Smitha. Rok 1971 to jeszcze dwa lata przed tym, jak rozpoczął drogę keyboardowego czarodzieja, ale już wówczas grał bardzo specyficznie. To nie pogrążony w improwizacji Jarrett czy Hancock, ale współpracownik idealny tworzący piękne tła i w zasadzie stawiający się w roli trochę bardziej złożonego instrumentu perkusyjnego.

Gato na scenie w Montreux był zdecydowanie personą ważną, później wystąpił jako jeden z dwóch głównych gości na koncercie all-stars pod batutą i saksofonem Olivera Nelsona. Można to usłyszeć nam, również wznowionym przez Ace Records, albumie "Swiss Suite".

1. El Pampero; 2. Mi Buenos Aires Querido; 3. Brasil; 4. El Arriero;