Artykuły

  • Marcin Olak Poczytalny: Szary

    Hotel. Za oknem szaro. Tak naprawdę szaro, jakby ktoś przykrył wszystko burą, brudną szmatą. W hotelu zaraz będą dawać śniadanie. Zamykam okno, głośno, hotel jest przy trasie. Zresztą z to i tak nie jest jakoś przesadnie świeże powietrze. Chrzanić to. Słucham muzyki. Marvin Gaye, What’s Going On. Taki stary soul. Zaangażowany.

  • Paul Bley - być może najważniejszy kanadyjski jazzaman

    Pianista Paul Bley, zmarł w 2016 roku. Miał 83 lata. Jego gra nawiązywałą stylistycznie do prac Buda Powella, Billa Evansa i Oscara Petersona. Był jedną z przemilczanych osobistości jazzu, ale pamiętajmy też, że jeśli nie licząc Geri Allen, był bodaj jedynym pianistą, z którym chciał współpracować wielki Ornette Coleman. 

  • Andrew Cyrille@85 – perkusista-wizjoner

    Andrew Cyrille, obchodzący dziś 80. urodziny, bez wątpienia należy do grona najważniejszych perkusistów jazzu. Bogactwo jego dorobku artystycznego z jednej strony oszałamia, a z drugiej napawa radością z tego powodu, że droga ku jego powiększaniu jest wciąż otwarta: Cyrille to nadal aktywny muzyk, regularnie dostarczający słuchaczom kolejnych owoców swej kreatywności.

  • David S. Ware - potężny duch jazzu.

    To był piękny czas, dla każdego, kto chciał odkrywać muzykę nie tylko tę, którą propagowało radio i specjalistyczna gazeta. Piękny czas dla tych, którym marzyło się rozkoszować się nie tylko mainstreomowym jazzem, ale także i jego innymi, nie raz nawet bardzo dzikimi odmianami. Były sklepy płytowe, gdzie obok debiutanckiego krążka Marcusa Millera, leżały także pozycje z nieistniejącej już oficyny Knitting Factory Works, setki tytułów z innych labeli, wydających płyty, z okładek których spoglądały na nas twarze zupełnie nie znane.

  • From Cuba with love - 75 urodziny Arturo Sandovala

    Kariera Arturo Sandovala, syna mechanika, rozpoczęła się w 1962 roku, gdy młody kubański trębacz po raz pierwszy wystąpił w lokalnym zespole jazzowym. Wcześniej aspirujący muzyk próbował różnych instrumentów, jednak prawdziwą miłością zapałał dopiero do trąbki. W 1964 roku zrobiła się poważniejsza i Arturo rozpoczął naukę gry na trąbce w Cuban National School of Arts. Już jako 16-latek został uznany za jednego z najciekawszych muzyków w kraju rewolucji. A rewolucja była jeszcze młoda, nie zdążyła zdziwaczeć do końca.

  • Henry Grimes - muzyk, który się niemal zgubił

    W historii muzyki jazzowej nie brakuje biografii nietuzinkowych, obfitujących w zaskakujące, niemal filmowe, zwroty akcji i najróżniejsze dziwactwa. Są tak ekscentryczne osobistości jak Charlie Parker, Miles Davis, Thelonious Monk czy Lee Morgan. Wszystko to prawda, dzieje się sporo. Ale wszystko to blednie, ponieważ był też Henry Grimes. 

  • Trilok Gurtu - To nie ja wybrałem instrument. To instrument wybrał mnie.

    Jest rok 1951. 30 października, Bombaj. Na świat przychodzi chłopiec. Trudno jest jeszcze wtedy wyrokować, co z niego wyrośnie. Z pewnością będzie umiał w przyszłości upichcić świetnego masala chicken, chyba, że będzie miał dwie lewe ręce do gotowania, ale to raczej się nie zapowiadało. Od lekarza dostaje 10 punktów w skali Apgara. Chciałoby się powiedzieć - pierwsze gwiazdki, zapowiadające świetlaną przyszłość, ale byłoby to bez sensu, więc tak nie napiszę. Nie zmienia to faktu, że gwiazdek w przyszłości nasz bohater nazbiera tyle, że mógłby z nich utworzyć własną Drogę Mleczną.

  • Mój przyjaciel Clifford

    Clifforda Browna przedstawił mi mój bliski przyjaciel, Julio Cortazar. To za sprawą argentyńskiego prozaika po raz pierwszy przyszło mi uścisnąć dłoń młodego trębacza. Polubiliśmy się od pierwszych wymienionych zdań – doskonale pamiętam, było to „I Don't Stand A Ghost Of a Chance With You”, takich pierwszych spotkań się nie zapomina. Poza tym, byliśmy rówieśnikami więc wspólny język był łatwy do znalezienia.

  • Marcin Olak Poczytalny: Na zderzaku

    Wieczór, taki późny. Wracamy z koncertu. Kolega prowadzi, dobrze, spokojnie. Droga jest zupełnie pusta, tylko my i jakieś dwa samochody daleko przed nami. Na autostradzie. A ten drugi samochód siedzi temu pierwszemu na zderzaku. Naprawdę blisko. To wygląda po prostu idiotycznie, przecież cholerna droga jest p u s t a! Obaj zwracamy na to uwagę, patrzymy. A tamten podjechał naprawdę blisko, jakby chciał pogonić, zepchnąć?

  • Odean Pope - baptysta z saksofonem

    Odeanem Popem zachwycało się wielu muzyków, nie tylko zresztą tych, którzy mogli się pochwalić proweniencją jazzową. Jak wieść gminna niesie, podobno sam Ornette Coleman płakał ze szczęścia, gdy usłyszał “Locked & Loaded: Live At The Blue Note”, która uchwyciła jeden z kluczowych momentów w artystycznym życiu Pope’a z połowy grudnia 2004 roku.

  • Marc Johnson – człowiek Billa Evansa

    „Mam olbrzymie szczęście, bo spełniło się moje marzenie. Grałem ze swoim idolem.”  - tak o wielkim Billu Evansie wyraża się dziś Marc Johnson. Spośród wielu współpracy jakie amerykański kontrabasista nawiązał, właśnie tę z Evansem wspomina z największym sentymentem i wdzięcznością. W tym roku mija ponad 40 lat od wydania ich jedynej wspólnej, studyjnej płyty We Will Meet Again (1980). Dziś natomiast obchodzimy 71 urodziny Marca Johsnona.

  • Eddie Daniels - „dobrze wychowany demon”

    Te słowa o bohaterze niniejszego artykułu miał powiedzieć nie kto inny, jak wielki kompozytor i dyrygent Leonard Bernstein. Pełny cytat brzmi zaś następująco: „Eddie Daniels łączy elegancję i wirtuozerię w sposób przypominający mi Artura Rubinsteina. To starannie i dobrze wychowany demon”. Nic dziwnego, że można te dwa zdania wyczytać w prawie każdej nocie biograficznej na temat słynnego klarnecisty.

  • Tim Berne - człowiek o złożonej osobowości.

    Niemal dwumetrowy, potężny, zarośnięty mężczyzna siedzi, choć właściwie już leży rozwalony w głębokim fotelu, nogi opierając o blat niskiego stolika. Nie mówi zbyt dużo. Jest życzliwy, ale nie przepuszcza okazji na cięty, sarkastyczny dowcip. Tak zapamiętałem moje kuluarowe spotkanie z Tim'em Berne'm, jednym z najważniejszych saksofonistów i muzycznych osobowości nowojorskiej sceny downtown. Kiedy jednak Berne wyszedł na scenę Bielskiego Domu Kultury, podczas Jazzowej Jesieni w 2011 roku, od pierwszych tonów słychać było jego klasę, styl, zadziorność i wyobraźnie. Nie spodziewałem się jednak, że jego autorski debiut w wydawnictwie ECM przyniesie muzykę tak delikatną, a jednocześnie szalenie złożoną; pełną harmonii a za razem nieoczywistą, skomponowaną z niezwykłym pietyzmem, a przy tym tworzącą ogromną przestrzeń dla swobodnej improwizacji każdego z członków zespołu. Gdy pytam go o ten dysonans, miedzy jego językiem ciała a muzyką Berne śmiejąc się odparł pobłażliwie: Wiesz, mam złożoną osobowość.

  • „Jestem zbyt czarny żeby być czerwony” . Krótka rzecz o Oscarze Brownie Jr.

    „Jestem zbyt czarny żeby być czerwony” – mawiał Oscar Brown Jr., gdy kolejne prawe osobistości zarzucały mu antyamerykańskie działania. Brown był z przekonania i przynależności partyjnej komunistą, co w Ameryce przełomu lat 50. i 60., rozgorączkowanej tropieniem sowieckich agentów i spisków, było bardzo ryzykownym wyznaniem. Wyznaniem, na które niejednokrotnie nie zdobywali się ludzie sztuki, mający wiele do stracenia. Łatka „komunisty” oznaczała jednoznacznie przypisanie delikwenta do kategorii „wrogów Ameryki”.

  • Yusef Lateef - Ojciec Świata

    Yusef Lateef  nie lubił kategoryzowania. Nigdy nie grupował, nie nazywał, nie definiował, nie ograniczał. Dla niego najważniejsze było po prostu dobre brzmienie. Był prekursorem muzyki world: tej wyzwolonej i niesprecyzowanej, wymykającej się szablonom; otwartej na wszystko. Dziś, ten szeroko pojmujący muzykę artysta kończyłby 104 lata.

Strony