Cyprian Baszyński - tak samo jak Cecila Taylora, lubię słuchać Louisa Armstronga.

Autor: 
Maciej Karłowski
Autor zdjęcia: 
mat. zespołu

NSI Quartet. Wygrali Jazz Juniors 2012, w naszej ankiecie zdobyli laur Debiutu Roku 2013. Do dziś jeszcze nie wiele o nich wiedzieliśmy, od dziś będziemy widzieć więcej, ale i tak nie wszystkie tajemnice uda się odkryć.  Tak pisaliśmy o NSI QUartet oraz Cyprianie Baszyńskim kiedyś, teraz jesteśmy tuż tuż przed koncertem NSI w Studiu im. Lutosławskiego i w nieco dłuższej perspektywie, premiery ich najnowszej płyty. Czas przypomnieć wywiad z Cyprianem Baszyńskim, w któym opoweidizał o sobie, sztuce, muzyce, Milesie Davisie, Modiglianim czy orkiestrach dętych z Bałkanów.

Kim jest Cyprian Baszyński?

Trudne pytanie Cyprian Baszyński to młody człowiek na początku swojej drogi lecz już zorientowany na muzykę. Trębacz przede wszystkim, przez pryzmat trąbki widzi pewną drogę rozwoju własnego języka muzycznego.  Jak każdy młody człowiek poznaje świat i próbuje znaleźć swoje miejsce w muzycznej czasoprzestrzeni. Chłonie wszelakie inspiracje i cieszy się z bogactwa sztuki, jakie w tym momencie jest dostępne. Dodam jeszcze że spędził 8 lat w Chorwacji i urodził się w Dubrowniku, a jego rodzice zajmowali się muzyką klasyczną, on sam zresztą studiował na akademii muzycznej w Gdańsku trąbkę klasyczną i kiedy dostał sie na drugi rok zdecydował, że jednak chce podążać w innym muzycznym kierunku, przez co znalazł sie w Krakowie.

Rodzice byli bardzo zawiedzeni?

Ojciec umarł kiedy miałem 4 lata ale myślę ze nie byłby zawiedziony. Natomiast mama uszanowała moją decyzję bez żadnego problemu, zresztą nigdy nie kazała mi robić nic na siłę za co jestem jej bardzo wdzięczny. Myślę, że to pozwoliło mi się rozwijać szybciej, przez co też szybciej zrozumiałem, co tak naprawdę chcę robić w życiu.

A co chcesz robić?

Jak już mówiłem chcę grać i tworzyć przede wszystkim. Mam już pomysł na kolejne dwie płyty N S I, a powoli kształtuje mi się w głowie koncepcja mojej solowej płyty, ale nie czuje się w tym momencie na to gotowy. Myślę że do tego trzeba naprawdę dojrzeć.

Zanim przejdziemy do NSI i twojej przyszłej solowej płyty chciałem zapytać o bogactwa sztuki, o których wspominałeś. Które z nich są dla Ciebie szczególnie interesujące?

Najbardziej interesująca oczywiście jest dla mnie muzyka, począwszy od suit wiolonczelowych Bacha, które uwielbiam (może przez to że mama, tata, i siostra grały je na wiolonczeli), poprzez symfonie Mahlera, poematy Karłowicza, czy balety Strawińskiego dochodząc do jazzu, ale to już bardzo szeroki temat. Uwielbiam klasykę kina, jak chociażby „Lśnienie” Stanleya Kubricka, ale także bardzo podobają mi sie filmy Quentina Tarantino. Tak samo fascynuje mnie, w jaki sposób na świat patrzył Modigliani. Żałuje trochę, że wcześniej nie zacząłem się interesować sztuką, ale z drugiej strony może to i dobrze, będę miał więcej czasu na świadome poznawanie.

Modigliani – artysta, który nigdy nie przyłączył się do żadnego kierunku w sztuce, głównym tematem swoich prac uczynił człowieka, kobiety szczególnie. Ty także w tym kierunku chcesz podążać?

Wydaje mi się ze trudno poprzez muzykę przedstawiać fizyczność, bo jednak Modigliani fascynował sie kobiecym pięknem. Muzyka jest na tyle nieuchwytna, że można w niej przedstawić jakiś określony klimat, napięcie, energie, melodie, której inspiracją jak najbardziej może być człowiek-kobieta, ale tylko w sferze jakby to ująć „powodu do tworzenia”. Przecież nie zobaczymy twarzy w melodii. Jeśli chodzi natomiast o pewną kategoryzację muzyki to w żadnym wypadku nie chcę się szufladkować, z resztą i tak czas pokaże w którym kierunku pójdę, bo ostatecznie tak samo jak Cecila Taylora, lubię słuchać Louisa Armstronga. Wracając jeszcze do Modiglianiego czy w ogóle malarstwa, wydaje mi sie ze spokojnie mogę powiedzieć, że te dziedziny się uzupełniają. Każda zawiera inne bogactwo i niesie inny przekaz.

Choć to może niekoniecznie słyszalne od razu, ale i Armstrong i Taylor to tak naprawdę ta sama linia, ta sama ciągłość stylistyczna.  Oczywiście, że czas pokaże, jaką drogą pójdziesz. Jaką na razie chciałbyś pójść? Jest jakaś drogą szczególnie Ci bliska?

W tym momencie nie ma chyba ściśle określonej drogi, którą chciałbym pójść. Myślę, że najlepiej pokazuje to moja muzyka, a każdy już sam niech zdecyduje co według niego sie tam znajduje. To jest ciekawe, bo czy pisząc czy grając nie zastanawiam się do końca nad takimi kwestiami. Myślę, że jest to wynikiem moich inspiracji.  Więc po prostu sięgam intuicyjnie po to, co mi sie podoba i sklejam z tego własną całość, dodając jeszcze osobowość i osobiste  przemyślenia.

To oczywiste, że każdy odnajdzie w Twojej muzyce to, co będzie potrafił lub chciał, a Ty sam co w niej odnajdujesz?

Przede wszystkim spełnienie, a jeśli jeszcze komuś się to podoba, to radość jest tym większa. Pojecie mojej muzyki rozumiem zarówno jako swoja grę, jak również komponowanie. Obydwa te procesy uważam za nieodłączne elementy, za rodzaj drogi rozwoju w ogóle mnie, jako muzyka i człowieka.

Wygraliście Jazz Joniors 2012, teraz autorzy Jazzarium.pl uznali płytę „Introducing NSI QUartet” za debiut roku. CO się dzisiaj dzieje w NSI?

W tym momencie planujemy kolejna trasę koncertową promującą nasz debiutancki album, która prawdopodobnie będzie odbywać się na przełomie marca i kwietnia.  Mamy już odzew także z za granicy. Z tego co wiem m.in. z Budapesztu i Paryża. Tak więc powoli wszystko sie rozwija w dobrym kierunku, a w miedzy czasie tworzymy materiał na kolejną płytę. Mogę zdradzić, że mamy juz prawie połowę materiału.

Z tego co wiem jeszcze studiujesz i właśnie napisałeś pracę magisterską. Jaki jest jej temat?

Tzn. studia już w zasadzie skończyłem w czerwcu, ale pozostała mi jeszcze obrona pracy magisterskiej. Jej temat to "Krystalizacja i ewolucja stylu gry trębacza jazzowego Tomasza Stańki, na przykładzie wybranej twórczości i dokonań w muzyce improwizowanej”.

Zanim jej nie obronisz, nie będę więc zadawał pytań ani o nią, ani o szczegóły wywodu na temat stylu gry pana Tomasza. Ale dlaczego postanowiłeś pisać o Stańce zapytam chętnie?

Ponieważ Tomasz Stańko jest dla mnie autorytetem zarówno jako muzyk, kompozytor, ale także jako lider. A dzięki tej pracy jeszcze bliżej poznałem jego twórczość.

Autorytet, w dobie upadku autorytetów, o którym słyszy się od dekad, to tym bardziej ważny powód, ale zgłębiać sztukę Tomasza Stańko mogłeś niezależnie od zobowiązań akademickich. A swoją drogą co dla Ciebie oznacza słowo autorytet?

Autorytet to dla mnie przykład człowieka, który bez względu na wszystko podąża własną drogą, kieruje się cały czas tymi samymi wartościami i osiąga sukces, a do tego dochodzi jeszcze bardzo istotna kwestia charyzmy. Co też bardzo cenię.

No myślę, że są tacy, którzy krzyknęliby w tym momencie na całe gardło, że z tym kierowaniem się tymi samymi wartościami to jest u pana Tomasz raczej różnie. Wciąż nie maleje grupa tęskniących za Tomaszem Stańko z czasów „Purple Sun”, „Tweet, Bluish”, a zwłaszcza „Bossonosy”, którzy jego dzisiejszą muzykę postrzegają niemal jako zdradę J

Nie powiedziałbym może aż tak radykalnie, ale mnie też są bliższe jego starsze płyty, a w szczególności pierwsza płyta jego kwintetu "Music For K". Natomiast ja podszedłem do jego osoby całościowo. Przecież on wykreował swój własny, rozpoznawalny styl, nagrał masę świetnych płyt, a jego nazwisko jest wymieniane w czołówce światowych trębaczy Down Beatu.

Nie sądzisz, że to zaskakujące, że w tym samym Downbeacie, jego nazwisko zaczęło pojawiać się tak późno, a przynajmniej znacznie później niż powstała spora część z tej masy jego świetnych płyt?

Nie wiem od czego to zależy w każdym razie opcji jest kilka, ale nie chce się tym dalej interesować. Przecież  wiadomo jak działa show bussines. Dla mnie jednak taka pozycja w ich rankingu to też pewien wyznacznik sukcesu. Przecież popularność wiąże się ściśle z szerszym gronem odbiorców.

Naprawdę nie chcesz się tym interesować? Przecież wraz z pierwszą płyta, trasą koncertowa, pierwszymi nagrodami staniesz się częścią show biznesu?

Miałem na myśli, że nie chcę się zagłębiać w tą konkretną sytuację.

Nie zagłębiajmy się więc w zakamarki show biznesu. Przejdźmy może do twojej autorskiej płyty. Czy fakt, że nad nią pracujesz oznacza, że NSI nie jest zespołem, w którym możesz realizować swoje własne zamierzenia artystyczne od początku do końca?

Ależ skąd! Spełniam się w tym momencie w NSI pod każdym względem i myślę, że ten zespół ma długą drogę przed sobą. Podoba mi sie także forma pracy, gdzie ja i Bartek (Bartek Prucnal – saksofony) przynosimy numery, a potem jeszcze razem nad nimi pracujemy w zespole. Myślę, że też bardzo istotnym elementem spajającym całość jest nasza przyjaźń. Wracając jeszcze do mojej autorskiej płyty w żadnym wypadku się z tym nie spieszę tylko wydaje mi sie że przychodzi kiedyś w życiu muzyka, który ma coś do powiedzenia, taki czas, że chce się samemu wykreować całą wizję muzyki zawartej na płycie, tak po swojemu od A do Z. Do tego jednak potrzeba dużej dojrzałości i charyzmy.

Jak powstał NSI QUartet?

Pierwszy raz pomysł pojawił się na Kalatówkach chyba w 2011 roku kiedy to stwierdziliśmy z Bartkiem, że chcemy zrobić zespół na poważnie. Mieliśmy podobne muzyczne fascynacje i od razu ustaliliśmy instrumentarium. Zaczęliśmy sie następnie zastanawiać kogo jeszcze wziąć do składu. Po krótkim czasie dołączył do nas Dawid Fortuna – perkusja i Henryk Gradus – kontrabas. I tak, z początkiem 2012 roku zaczęliśmy próby pod szyldem N S I.

Co oznacza nazwa? to skrót?

To jest tajemnica i myślę, że przez długi czas nią pozostanie. J  Tak to skrót, ale jego rozwinięcie znają tylko członkowie bandu. Nic więcej nie powiem! J

Henryka Gradusa zastąpił potem Michael Parker.

Dosyć wolno się to rozkręcało, bo około pół roku minęło zanim zaczęliśmy regularne próby, ale w międzyczasie pojawił się jeszcze jeden problem mianowicie straciliśmy basistę, co znowu nas spowolniło, ale potem Michael Parker pojawił sie w Krakowie i ostatecznie mogliśmy zacząć pracę.

Pół roku nie mogliście zebrać się na próby? :-)

No nie do końca tak było. Ale prawdą jest, że każdy z nas miał też inne, bieżące projekty, zajęcia w szkole itd. Poza tym byliśmy jeszcze w trakcie tworzenia nowego materiału. Dawid grał wtedy z triem Pawła Kaczmarczyka i New Bone. My z Bartkiem i z Michaelem zaczęliśmy też próby do nowego projektu Michaela „Unified Theory", poza tym ja grałem jeszcze w różnych bigbandach i gospelowo-soulowym zespole, a przy okazji graliśmy wszyscy w różnych konfiguracjach na lokalnych koncertach czy jamach czy to w klubie „U Muniaka”, w Harris Piano Jazz Bar czy w Piec Arcie.

Krakowscy młodzi jazzmani widzę wywodzą się wprost z piwnicy pana Janusza

No jest to niewątpliwie miejsce, które można uznać za szkołę jazzu. Często krążyliśmy wieczorami po wszystkich tych miejscach, bo wszystkie znajdują się w obrębie Rynku Głównego i ogólnie w każdym się coś dzieje, a nawet jeśli w jednym nie, to w drugim na pewno.

W Polsce to chyba jedyne miasto, w którym jazzu można uczyć się od starego mistrza, na żywo, w trakcie jam session. To dobra szkoła?

Bardzo dobra, jeśli na żywo możemy obcować z legendą polskiego jazzu, a przy okazji nasłuchać się masy różnych anegdot dotyczących, grania i życia w tamtych czasach. Co ciekawe nawet ostatnio przy okazji jamów festiwalu Jazz Juniors, pan Janusz zjawił sie też w Harrisie.

Tamte anegdotki czy porady mogą przydać się dzisiaj?

Część na pewno pod względem czysto muzycznym, a pozostała część  jako źródło historyczne J

A dlaczego zainteresowałeś się trąbką?

Dokładnie pamiętam tę chwilę do dzisiaj. Razem z moją siostrą chodziliśmy do przedszkola muzycznego w Dubrowniku i pewnego dnia, na zajęciach, był pokaz różnych instrumentów. Wtedy pierwszy raz poczułem, że chcę grać tylko na trąbce i nic innego mnie nie interesuje. Niestety byłem jeszcze za mały, miałem chyba 6 lat i dopiero po przyjeździe do Polski zacząłem naukę.

Na Bałkanach jest silna tradycja gry na trąbce, ostatecznie to tam odbywa się słynny festiwal trębaczy  Guca. Nawet Davis się nim zachwycił, a skory nie był do zachwytów.

Szczególnie w  zachodniej Serbii. Jest tam  od dawna bardzo silna tradycja w ogóle orkiestr dętych i jest to przede wszystkim związane z bałkańskim folklorem. W  Chorwacji, aż tak wyraźne i popularne  to nie jest, ale  jak najbardziej występują też takie orkiestry.

I wymusiłeś na mamie, żeby, gdy będziesz większy, posłała Cię na lekcje trąbki?

Nie musiałem wymuszać, mama i tak chciała nas zapisać do szkoły muzycznej no i stało się. Po przyjeździe do Polski.

A kiedy przyszedł czas na jazz?

To był dosyć długi proces. U mnie w domu nie słuchało się za bardzo jazzu, chociaż ostatnio znalazłem winyl Lousia Armstronga. Pamiętam jak byłem w sklepie Media Markt, miałem może 14 lat i trafiłem na jakieś przecenione składanki, gdzie na okładce była trąbka, od razu kupiłem. J Okazało się, że pierwsza płyta to była składanka bardzo różnorodna. Znajdywały sięna niej "My Funny Valentine" Arta Blakeya & Jazz Messangers, "It Never Entered My Mind" z "Workin' with The Miles Davis Quintet" i jeszcze parę innych, których tytułów nie pamiętam. No i tak się zaczęło. Potem zacząłem coraz więcej słuchać i zostałem wciągnięty w wir jazzu. Problem był jednak taki, że nie miałem się gdzie czegokolwiek nauczyć, ani ani nie było nikogo takiego, kto mógłby mi coś pokazać. Próbowałem coś tam improwizować, ale było to wtedy zbyt słabe, żeby zdać na studia. No ale po skończonych egzaminach na drugi rok trąbki klasycznej zdecydowałem, że nie chce grać klasyki i zdałem egzaminy do Krakowskiej Akademii Muzycznej.

Naprawdę? Nie było w Gdańsku nikogo w Twoim otoczeniu kto wiedział cokolwiek o jazzie?

Oh, miałem na myśli wcześniejszą sytuację w gimnazjum i liceum w Częstochowie. W Gdańsku to już co innego, zacząłem grać w big bandzie Leszka Kułakowskiego. Miałem tam nawet jakieś solówki, pamiętam, że pojechaliśmy na festiwal big bandów do Nowego Tomyśla.

Czyli zaczęło się od Arta Blakeya i Milesa Davisa. A dzisiaj, kiedy już podstawowa ścieżka edukacyjna prawie za Tobą. Kto jest trąbkowym bohaterem, poza panem Tomaszem Stańko rzecz jasna? Kto fascynuje Cię dziś już jako dorosłego człowieka?

Teraz jest mi bardzo trudno odpowiedzieć na to pytanie. Nie mam kogoś kogo bym postawił na pierwszym miejscu. Miles zawsze będzie w czołówce wiadomo, ale również uwielbiam słuchać Dona Cherry’ego, Terence’a Blancharda, Billa Dixona, Roya Hargrove’a, Roya Campbella i Ambrose’a Akinmusire’a.

No to spektrum masz szerokie.

Mam, bo tak jak mówiłem, nie lubię skupiać sie na ściśle określonych gatunkach. Lubię tę różnorodność i uważam ze każdy z wymienionych przez mnie muzyków miał czy ma coś ciekawego do powiedzenia.

NSI się rozwija, zdobywacie nagrody, przygotowujecie drugą płytę, trasa koncertowa tuż tuż. Czego Wam potrzeba więcej?

W tym momencie jeszcze bardzo wiele ludzi nawet w środowisku muzycznym a co dopiero krajowych melomanów o nas nie wie i dlatego chcemy jak najbardziej poszerzać swoje grono odbiorców. Chcielibyśmy też zaistnieć na arenie międzynarodowej dlatego w planach mamy jakieś zagraniczne konkursy i trasy koncertowe.

Zatem potrzebujecie czasu dotarcia do słuchaczy i tego wam życzę. Dziękuję za rozmowę.

Ja również dziękuję.