Wieczór siedzę w pracowni. Ciepło mi, piję kawę… Tymczasem na naszej granicy koczuje grupa uchodźców. W nocy mogą już być przymrozki, a ci ludzie nie mają nic – leków, ubrań, wsparcia, jedzenia… Nic. Nie, nie przyjmuję do wiadomości, że istnieje jakakolwiek wyższa racja, która usprawiedliwiałaby pozbawienie tych ludzi szans na przeżycie. Nic nie usprawiedliwia tego cholernego stanu wyjątkowego, nic. Żaden rozkaz nie tłumaczy bezduszności, nieczułości, przyzwolenia na ich cierpienie. Można dyskutować o tym, czy ich przyjąć, czy przesłać dalej.