MICHAŁ WIERBA DOPPELGANGER PROJECT W PIEC’ ART ACOUSTIC JAZZ CLUB

Autor: 
Urszula Nowak

Jeden z ostatnich sierpniowych wieczorów, które zwykle przynoszą pierwsze ochłodzenie, wyjątkowo rozgrzał krakowską publiczność, licznie przybyłą do klubu Piec’ Art. Wszystko za sprawą złożonego i wielopłaszczyznowego koncertu Michała Wierby. Muzyk, znany przede wszystkim z mainstreamowych wykonań, zaproponował słuchaczom repertuar z nowej, niewydanej jeszcze płyty „Orange Sky”, oscylującej na pograniczu jazzu i world music oraz autorskie utwory powstałe w różnych etapach życia, zaskakujące świeżością, mnogością kontekstów i słyszalnych inspiracji, ale przede wszystkim łamiących konwencję w najmniej oczekiwanych momentach.

Koncert rozpoczął się autorską kompozycją Michała zatytułowaną „Wiosna”, która otwiera płytę „Orange Sky”. Na scenie pojawili się muzycy zespołu Doppelganger – Arek Skolik (perkusja), Kuba Dworak (kontrabas), Łukasz Kurzydło (instrumenty perkusyjne) oraz wokalistka Patrycja Zarychta. Utwór zyskał podwójną przestrzeń za sprawą delikatności głosu i dźwięków pianina, przełamanych mocnym brzmieniem sekcji rytmicznej. Na szczególną uwagę zasługuje znaczące odwołanie do tradycji jazzowej – muzycy nie próbują być za wszelką cenę nowatorscy, troszcząc się raczej o absolutną precyzję wykonania, niż jego zwielokrotnione parafrazowanie przy użyciu innowacyjnych środków. Polski mistrz swingu – Arek Skolik prowadzi dialog muzyczny z młodym, szalenie zdolnym kontrabasistą Kubą Dworakiem, tworząc tym samym podstawę dla kolejnych utworów, ale interakcja muzyków w duecie jest na tyle silna, że przykuwa uwagę słuchaczy, stwarzając pozory równoległego zjawiska toczącego się na scenie.

Nie bez powodu we wstępie tej relacji napisałam, że koncert był złożony i wielopłaszczyznowy. Publiczność zgromadzona w krakowskim klubie Piec’ Art miała możliwość usłyszeć także solowe wykonanie Michala Wierby, melancholijnego  utworu „The peacocks”. Odnoszę wrażenie, że inspiracją dla powstania kompozycji była między innymi  twórczość znakomitych polskich klasyków Fryderyka Chopina czy Karola Szymanowskiego,  

W czasie koncertu usłyszeliśmy również nietypowy duet, który nie przypomina mi żadnego polskiego składu – połączenie pianina i instrumentów perkusyjnych. Michał Wierba i Łukasz Kurzydło udowodnili, że ich wyobraźnia pozwala zapełnić dźwiękami przestrzeń, która pomimo ascetycznej struktury staje się kompletna i spójna. Ponadto byliśmy świadkami brzmień zupełnie egzotycznych, kojarzących się z naturą, pozwalających usłyszeć muzykę tam, gdzie jest ona często nieodkryta. Najbardziej ujmującym momentem, dla którego warto było uważnie wsłuchać się w koncert duetu było wykonanie utworu skomponowanego przez Łukasza „Awra” – na kalimbę i instrumenty perkusyjne. Subtelne brzmienia przeniosły słuchaczy w odległe krańce Afryki, jednocześnie uwypuklając wspólne korzenie muzyki nowoorleańskiej z muzyką Czarnego Lądu.

Koncert zakończył się ukłonem w stronę wszystkich fanów jazzu, a także bluesa, utworem St. James Infirmary. Poproszeni o bis, muzycy wykonali „There is no greater love”. Niezwykle temperamentne wykonania, doskonała technika pianisty, jasny i pełen kobiecości głos wokalistki, świetnie osadzony groove i koloryt instrumentów perkusyjnych nadały muzyce unikatowego charakteru.

Każdy moment koncertu przynosił nowe doświadczenie. Michał Wierba pokazał, że jest doskonałym kompozytorem, pokuszę się o metaforę – ilustratorem, ale także headhunterem, co udowodnił gromadząc wokół siebie skład wybitnych muzyków.