50 Jazz Nad Odrą dnia szóstego i NSI Quartet z Grand Prix w dłoniach
Szósty dzień był wyjątkowy ze względu na rozstrzygnięcie konkursu festiwalowego, który jest nieodłącznym punktem programu. Cała 50-letnia historia Jazzu nad Odrą wiąże się przecież właśnie z konkursem. Jak co roku młode zespoły mają szansę zaprezentować się przed znamienitym jury oraz wymagającą publiką, a samo zakwalifikowanie się do tego etapu już jest dużym wyróżnieniem. Wśród ośmiu szczęśliwców wyłonionych przez Artura Lesickiego, Igora Pietraszewskiego i Wojciecha Siwka, znalazły się po dwa zespoły z Krakowa, Poznania i Wrocławia, oraz dwa międzynarodowe składy osadzone w Niemczech i Austrii.
Młode talenty oceniało jury w składzie: Kuba Stankiewicz, Darek Oleszkiewicz, Paweł Brodowski, Marek Dusza i Marcus Wyatt. „Jestem dumny z uczestników. Poziom był niezwykle wysoki. Jestem dumny z festiwalu, z miasta Wrocław, które wspiera festiwal oraz z publiczności „ mówił Oles, podsumowując konkurs.
A teraz przejdźmy do rzeczy, czyli do wyników, bo przecież to jest najistotniejszą informacją z przebiegu wczorajszego wieczoru. A oto laureaci:
Grand Prix festiwalu (25 tys. złotych)
NSI Quartet w składzie:
Cyprian Baszyński - trąbka,
Bartłomiej Prucnal - saksofon,
Piotr Południak - kontrabas
Dawid Fortuna - perkusja
Druga nagroda (10 tys. złotych) ufundowana przez STOART.
Dima Bondarev Quintet w składzie:
Dima Bondarev - trąbka (Ukraina)
Igor Osipow – gitara (Ukraina),
Ludwig Hornung – fortepian (Niemcy)
Andreas Lang – kontrabas (Dania)
Jesus Vega – perkusja (USA)
Nagrody ZAIKSu :
Nagroda specjalna (5 tys. złotych) na podróż do Los Angeles i warsztaty z Darkiem Oleszkiewiczem dla kontrabasisty – Jakuba Dworaka, oraz dwie nagrody (2x2,5 tys. złotych) dla pianistów: Michała Szkila i Tomasza Jędrzejewskiego
Nagroda „Best Time Keeper” zegarek o wartości ponad 3 tys. złotych od jednego ze sponsorów, marki Oris:
Mateus Haddim, brazylijski perkusista, najmłodszy uczestnik konkursu.
Jak podkreślał dyrektor festiwalu Wojciech Siwek, tak wysokiej nagrody nie ma na żadnym innym polskim festiwalu, a żeby tego było mało, prezydent Wrocławia, Rafał Dutkiewicz postanowił tę pulę podwoić. Na początku wywołało to może lekkie niedowierzanie wśród publiki, ale po euforycznych oklaskach prezydent chyba nie ma innego wyjścia jak z tej obietnicy się wywiązać. Ciekawe jakie inne niespodzianki jeszcze nam szykuje ta jubileuszowa edycja?
Dalszy ciąg wieczoru upływał nadal pod znakiem konkursu, Kwartet Mariusza Bogdanowicza, którego skład wchodzą laureaci konkursu JnO z poprzednich lat wystąpił z materiałem z płyty SYNTONIA (z greckiego „współbrzmienie”). Na fortepianie grał Paweł Tomaszewski, za bębnami zasiadł Sebastian Frankiewicz, a na saksofonie Adam Wendt, którego syn Tomasz również został wyróżniony na JnO w zeszłym roku. Tytuł albumu to termin wprowadzony przez Bleulera oznaczający w skrócie chęć nawiązywania bliskich kontaktów z ludźmi, co udało się zespołowi osiągnąć. Bardzo emocjonujące i emocjonalne to było granie. Melodyjna i niekiedy romantyczna muzyka spowodowała, że między słuchaczem a zespołem pojawiła się ta nić, o którą leaderowi zapewne chodziło. Można było zapomnieć o świecie i dać się wciągnąć całkowicie w tę muzykę.
Z tego nastroju wyrwał krótki, aczkolwiek intensywny koncert laureatów, którzy zagrali tylko trzy utwory (Ostatni, Good Bye Jądro i Oczy Kobry), ale i tak zdążyli zrobić na słuchaczach wrażenie. Co jest charakterystyczne dla tej grupy, to zaskakujące zwroty akcji, kiedy to niepozorna i spokojna muzyka w ułamku chwili przeobraża się w intensywne i głośne gradobicie dźwięków. Na uwagę też zasługuje perkusja Dawida Fortuny, której nadaje wręcz elektroniczny charakter. Obowiązkowo należy sprawdzić ich album Introducing. W tych muzykach jest moc.
Na koniec tego intensywnego dnia nastąpiła zmiana ról. Na scenie znaleźli się Ci, którzy wcześniej artystów oceniali, czyli Darek Oleszkiewicz i Kuba Stankiewicz w duecie. W takiej konfiguracji grali ostatnio ponad 30 lat temu. Zaprezentowali materiał przedpremierowy, autorstwa Stankiewicza, który postanowił poświęcić się tym razem muzyce Victora Younga. Poprzednio wziął na barki utwory Wojciecha Kilara, co zaowocowało płytą „Kilar” wydaną w ubiegłym roku. Victor Young był kompozytorem porównywanym z Georgem Gershwinem. W Warszawie szkolił się na skrzypcach pod okiem Barcewicza i Statkowskiego. Wśród wybranych kompozycji jego autorstwa znalazły się głównie motywy z filmów z lat czterdziestych i pięćdziesiątych takich jak Something to live for czy Johny Guitar. Nie mogło zabraknąć klasyków, czyli Stella by Starlight, Love Letters i Beautiful Love. Duet prezentował je z niezwykłą lekkością i klasą. W tej muzyce nie było niczego nie potrzebnego. Wspaniale wyważone i pełne wdzięku granie, w które można się było zatopić po uszy. Panowie – czapki z głów.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.