Eight Domestic Challenges

Autor: 
Paweł Baranowski
Wibutee
Wydawca: 
Jazzland
Data wydania: 
30.10.2001
Ocena: 
3
Average: 3 (1 vote)
Skład: 
Hakon Kornstad - tenor & soprano sax, flutes, fluteonet; Per Zanussi - bass, electric bass; Wetle Holte - drums, percussion; Sternklang – electronics; Gullev Wee – electronics

Wydaje się, że muzycy norwescy znaleźli patent na swoje oblicze nowoczesnej muzyki, która czerpie m.in. z jazzu. Niektórzy mawiają nawet, że wykształcił się nowy styl - nu jazz. Faktem jest, że znakomita większość - jeśli nie całość - muzyki improwizowanej, jaka dociera do nas z Kraju Fiordów ma swoje własne oblicze. Niewątpliwie wspólną cechą tych produkcji jest zerwanie z dziedzictwem mainstreamu. Tutaj nie ma ani jednego dźwięku, ani jednej nuty, czy rytmicznego patentu rodem z jazzowej tradycji. Jeśli istnieje jakiś łącznik z jazzem - a o chęci postrzegania tej muzyki jako jazzu świadczyć mogą zarówno wypowiedzi głównego animatora ruchu Bugge Wesseltofta, jak również sama nazwa wytwórni, która podjęła się zadania jej promowania (Jazzland) - to są nimi improwizacja oraz pewna swoista rytmika, pewne swoiste, w rozumieniu Brandta poczucie czasu. 

Jednak nawet partie improwizowane nie sięgają po tradycje Blakeya, Rollinsa, czy Mingusa, że o wcześniejszych nie wspomnę. Jeśli jakąś muzykę z przeszłości jazzu można by uznać za pierwowzór tej muzyki, to być może jazz-rock a następnie mega-funk zaproponowane niegdyś przez Milesa Davisa. Nu jazz jest też stylem eklektycznym, bowiem jazz we wspomnianym ujęciu jest jedynie jednym z elementów układanki na niego się składających. Z drugiej strony muzyka ta czerpie z bogatego już doświadczenia tzw. nowoczesnej elektroniki i tzw. stylów klubowych, w tym przede wszystkim z drum'n'bassu i jego pochodnych. I wydaje się, że ten konglomerat jest strzałem w dziesiątkę. Wspomnieć można choćby o reakcji publiczności na występy Molvaera czy Aarseta w Polsce.

Ddruga propozycja zespołu Wibutee wpisuje się w ten schemat w stu procentach. Wydaje się, że sukces zapewnia bardzo rozważna i wypośrodkowana mieszanka instrumentów akustycznych i brzmień syntetycznych, przy czym te ostatnie, w ich przypadku, są efektem tzw. post-produkcji. To bardzo żywa i barwna muzyka. Jeśli miałbym obecnie komuś polecać jakiś wstęp do jazzu (nazwijmy go tradycyjnego), a kto dotychczas spotkał się jedynie z muzyką graną na dyskotekach, to zaproponowałbym mu m.in. ten krążek. Muzyka to bardzo przystępna, jednakże jej łatwość to tylko zewnętrzna powłoka. Jeśli ktoś chce, to może zgłębić także obszary pod nią ukryte i przyznam, że dopiero to sprawia prawdziwą frajdę. Wystarczy bliżej wsłuchać się w warstwę rytmiczną, na którą składają się nie tylko elektroniczne pętle, ale również tradycyjne instrumenty jak bas i perkusja. Wystarczy posłuchać tego, co ma do powiedzenia na instrumentach dętych Hakon Kornstad. Jednak chyba jeszcze więcej satysfakcji sprawi odkrycie, że instrumentarium elektroniczne może stanowić pełnoprawnego uczestnika jazzowej improwizacji i to nawet wówczas, kiedy gra na nim łamie przyzwyczajenia do wykorzystywania syntezatorów w sposób wywodzący się z gry na bardziej klasycznym instrumentarium.

To, co w tej muzyce jednak jest najcenniejsze, to przełamanie stereotypu zimnej, elektronicznej muzyki wywodzącej się z muzyki klubowej. Klubowe rytmy nabrały żywych rumieńców, zaś elektroniczne instrumentarium i postprodukcja zostały podporządkowane humanistycznemu efektowi końcowemu. Niewątpliwie muzyka ta nie jest adresowana do jazzowych ortodoksów. Jazz jednak ulega zmianom. Paradoksem zaś jest, że niegdyś jazz wpłynął na oblicze muzyki tanecznej (lata 1930.), zaś obecnie to muzyka taneczna dokonuje rewolty w jazzie.

 

1.  Into Shapes; 2.  Vibhuti; 3.  Hebrs & Heights; 4.  First There Was Jazz (first); 5.  First There Was Jazz (second); 6.  Up And Away; 7.  Dubelec; 8.  Last Stroke