Michel Doneda - The Soprano Colossus

Autor: 
Piotr Wojdat
Zdjęcie: 
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne (Hideto Maezawa)

Michelów ci u nas dostatek - mogliby rzec dumni francuscy miłośnicy jazzu i muzyki improwizowanej, gdyby dowiedzieli się, że na Jazzarium.pl ukazuje się artykuł o Michelu Donedzie. Bo przecież z jednej strony trudno tu nie przytoczyć postaci genialnego saksofonisty i klarnecisty Michela Portala, który dla licznego grona europejskich instrumentalistów jest prawdziwym wzorem i inspiracją. Z drugiej zaś strony warto przypomnieć artystę reprezentującego inne pokolenie francuskich improwizatorów, z pewnością mniej rozpoznawalnego - Michela Donedę. W polskim internecie informacji na temat tego saksofonisty raczej nie uświadczymy. Postaram się zatem to nieco zmienić.

Michel Doneda rozpoczął swoją przygodę z muzyką w wieku 15 lat. Grał wtedy w lokalnym zespole, próbował swoich sił w jazzie i innych bardziej konwencjonalnych stylistykach muzycznych. Stopniowo zaczął się jednak coraz bardziej interesować improwizacją i technikami gry na sopranowym saksofonie. Warto tu wspomnieć, że to właśnie sopran okazał się w przypadku Michela Donedy strzałem w dziesiątkę. Do tego stopnia, że znalazł za pomocą tego instrumentu swój własny język artykulacji, który znacząco odbiegał od tego, co można było usłyszeć w jazzie doby lat 80. czy 90. Zanim jednak do tego wszystkiego doszło, w młodym wieku chłonął dokonania Steve’a Lacy’ego oraz Alana Silvy. Za wzór obrał sobie zatem prawdziwych indywidualistów, artystów przekraczających granice wyobraźni. Myślę, że szczególnie nagrania Steve’a Lacy’ego, jako że był on również sopranowym saksofonistą, skłoniły Michela Donedę do własnych poszukiwań odpowiedniego brzmienia.

 

Dużą rolę w odnajdywaniu artystycznej tożsamości Michela Donedy odegrał jego pierwszy zespół z prawdziwego zdarzenia. Mowa o grupie Hic et Nunc, z którą dużo koncertował we Francji i z którą odkrywał arkana muzyki improwizowanej. Mniej więcej w tym samym czasie zaczął dostrzegać powiązania różnych dziedzin sztuki. Wraz z muzykami, tancerzami, czy aktorami powołał do życia IREA, czyli Institute for Research and Exchange between Arts of Improvisation. Improwizacja przestała być dla niego tylko czymś, co musi się kojarzyć z jazzem. Zaczęła też wykraczać poza muzykę.

 

Pozostańmy jednak przy tym, co najlepiej wychodzi Michelowi Donedzie. W 1985 roku wydał swój pierwszy album pod swoim imieniem i nazwiskiem, zatytułowany “Terra”. U boku lidera pojawili się: klarnecista Didier Masmalet, perkusista Gérard Siracusa, skrzypek Phil Wachsmann oraz improwizujący wokalista Beñat Achiary. Współpraca z wytwórnią Nato otworzyła przed saksofonistą możliwość współpracy z czołowymi postaciami angielskiej i niemieckiej sceny improv jazzu. Zaczął grać regularnie, m.in. z Lê Quan Ninh, Daunikiem Lazro, Martinem Altenburgererem, czy Barre Phillipsem.

 

Na początku lat 90. Michel Doneda zdecydował się na to, by zarejestrować swój pierwszy solowy materiał. Album “L' Élémentaire Sonore” zdaniem recenzentów jeszcze bardziej oddalił artystę od jazzu i uwypuklił jego ewolucję. Francuski saksofonista spróbował swoich sił solo także na płycie “Anatomie des Clefs” - przez wielu określaną jako najlepsze dzieło instrumentalisty. Rozstrzygać tego jednak nie będziemy. Zamiast tego zachęcamy, by porównać oba solowe albumy. Dzieli je kilka lat, a łączy wysoki poziom wykonawczy charakterystyczny dla większej części dorobku sopranowego mistrza. I pamiętamy jego bodaj jedyny koncert w Polsce jaki dał, na festiwalu Ad Libitum, bagatela niemal 10 lat temu.