Marci Olak Poczytalny: Dzyń-dzyń

Autor: 
Marcin Olak
Zdjęcie: 

Dzwonią dzwonki sań, rozumiesz. Magia świąt, renifery, prezenty, takie tam. Z jednej strony mam dysonans, bo przecież wojna w Ukrainie, ludzie zamarzający w lesie na granicy z Białorusią, bo bieda, bo oszustwa władzy… Ale z drugiej strony to przecież ważne, żeby nie zwariować, nie zapomnieć o co chodzi. Bo to przecież ważne, ta odrobina życzliwości. To, żeby coś komuś dać. Czasem karma wraca, i obdarowujący też otrzymuje. I może czasem tak zaczyna się lawina dobra, i oby nic jej nie powstrzymało! Ale czasem wraca także zło, który wyrządziłem innym. Wtedy… no cóż, taka karma.

 

Już lepiej niech dzwonią dzwoneczki. Może w końcu lawina dobra zmiecie tych zbrodniarzy ze wschodu i skończy się to całe cierpienie i zło? Wiem, to strasznie naiwne. Ale naiwność i kicz są jakoś wpisane w te święta, i może przez chwilę tego potrzebuję?

John Lee Hooker śpiewa mi Blues For Christmas. Zapętliłem, słucham chyba piaty raz. O biedzie, straconej miłości, o odrobinie nadziei. Z tą nadzieją to bez przesady, jak to u Hookera, ale i tak jest w tym coś świątecznego. Choć bez dzwonków… przez chwilę walczę z idiotyczną potrzebą znalezienia dzwoneczka i dogrania swojego dzyń-dzyń.

Z każdym kolejnym przesłuchaniem znajduję w tym coś nowego, wtapiam się w tego bluesa, jakoś potrafię się w tym odnaleźć. I'm sitting here drinkin’, trying to drink my baby back… No dobra Mr Hooker, sir. Namówił mnie pan, otwieram to wino.

Myślę o tym, co się teraz dzieje tuż obok. O tym ile zła może spowodować jeden zły człowiek, jedna zła decyzja. Pociągnie za sobą następne, bo przecież kiedy się powiedziało „a” to trzeba ten alfabet już do końca, nie ma tego jak zatrzymać, jak wysiąść z tego cholernego pociągu… I jakoś tylko w ten jeden dzień dopuszczam możliwość, że wydarzy się cud, taki bluesowy. 

Że ludzi dobrej woli jednak jest więcej.

John Lee gra kolejny raz, tam się naprawdę wszystko zgadza. 

 

Chrzanić to wszystko, dopijam wino i idę szukać dzwoneczka.