The JACK Quartet – super bohaterowie muzyki nowej

Autor: 
Maciej Karłowski
Zdjęcie: 

Stali się słynni po tym jak zaproponowali swoje interpretacje czterech kwartetów smyczkowych wielkiego Yanisa Xenaxisa i wydali je w ogromnie prestiżowej amerykańskiej oficynie wydawniczej MODE Records. Tetras, Tetora, ST-4/1 i Ergma zapewne otworzyły im drogę do serc wyrafinowanych uszu amerykańskiej krytyki i miłośników muzyki współczesnej.

Nie było to tak na marginesie jedyne ich nagranie dzieł Xenakisa wspomagali także słynną Aki Takahashi gdy ta nagrywała wolumin poświęcony muzyce fortepianowej greckiego kompozytora. Od tamtego czasu JACK Quartet wszedł na drogę wielkiej kariery w dziedzinie muzyki współczesnej i kroczył nią konsekwentnie i śmiałymi krokami.
Dziś mają na swoim koncie w sumie 34 płyty i w repertuarze nie tylko działa ikon muzyki współczesnej, ale przede wszystkim potężny katalog utworów młodych, a jeśli niekoniecznie tak bardzo młodych to wciąż żyjących i aktywnych kompozytorów amerykańskich.

Ci podobnie zresztą jak publiczność oraz krytycy rewanżują im się wielką miłością wielką. Wiedzą przecież, że JACK Quartet to zespół wybitnych instrumentalistów, ludzi podchodzących do muzyki od wczesnych lat studenckich łapczywie i z płomieniami w oczach z jednej strony, z drugiej z pieczołowitością oraz intelektualnym wyrafinowaniem nieomal muzycznych geeków.

Powstali niemal półtorej dekady temu a ich muzyczny rodowód związany jest bardzo mocno z Eastman School Of Music – jednej z najważniejszych amerykańskich uczelni, co ważne gromadzącej od dawna rzesze nie tylko młodych z aspiracjami instrumentalistów, ale również ludzi pragnących zapisywać swoją muzykę na papierze. 

JACK Quartet to poważna sprawa, a jednak nazwa zespołu, który wówczas tworzyli John Pickford-Richards altówka, Ari Streisfeld i Chris Otto – skrzypce oraz Kevin McFarland – wiolonczela, wzięła się z fascynacji muzyką innego wielkiego kompozytora, Helmuta Lachenmana i… żartu. Kiedy Helmut Lachenman komponował utwór GRIDO postanowił zatytułować go od pierwszych lider imion członków słynnego Arditi String Quartet (Grahan, Rohan, Irvine, Dov). Wiele lat później gdy przyszli JACKowie, jeszcze jako studenci w Eastman School of Music pracowali nad tym utworem zażartowali, że gdyby ta kompozycja napisana była dla nich to niechybnie nosiła tytuł JACK. Czy będzie zatem nadużyciem powiedzieć, że nie tylko muzyczne pasje, wspólna interpretatorska wnikliwość i ale i poczucie humoru stanęły u podstaw istnienia dziś jednego z najbardziej rozchwytywanych kwartetów smyczkowych na pewno w USA a może i w ogóle na świecie?

Być może tak! W Polsce jednak sława należna tej formacji chyba jeszcze nie nadeszła. Na 60 urodziny Johna Zorna, które ten obchodził także w Warszawie, o ile pamiętam się nie załapali. Ale z pewnością wszyscy Ci, którzy ulegli przed laty silnej fascynacji postacią, twórczością Johna Zorna oraz magią jego wytwórni Tzadik Records, mieli już szansę zapoznać się z jakością wniesioną przez JACK Qurtet wsłuchując się choćby w albumy „Threadsuns” Ha-Yang Kim z kompozycjami wiolonczelistki i kompozytorski Ha-Yang Kim, Sibyl Tones z utworami pióra Matthew Barnsona czy w końcu w krążek „The Interpretation Of Dreams” wypełniony utworami pióra samego Zorna, dla których inspiracją był pospołu surrealizmem Luisa Bunuela i psychotropowe śnienia Williama Borroughsa.
Nie kto inny też zadbał o program ich koncertu podczas drugiego dnia POLIN Music Festival. I tak oto na swój pierwszy polski koncert, 16 lutego, uważani za superbohaterów świata muzyki nowej, The JACK Quartet przyjadą wsparci wizjami programowymi „najmilszego frontmana świata”. I może to dobry pomysł, bo przecież pan Jan ma w Polsce wierną i zdyscyplinowaną publiczność, która słucha uważnie co jej idol ma do powiedzenia, nawet jeśli nie odzywa się do niej osobiście ze sceny.
Nam pozostaje mieć nadzieję, że kwartet zabierze ze sobą płyty, o które w polskich sklepach płytowych jak o większość wartościowych płyt raczej trudno, a w które my potem będziemy mogli się bezpiecznie zaopatrzyć by wreszcie uzupełnić swoją widzę o tym superbandzie, o którym Toronto Star pisało, że są „muzycznym pojazdem wybieranym przez kolejnych wielkich kompozytorów, którzy chodzą pośród nas.”

A jest co nadrabiać bo w sferze zainteresowań formacji są dzieła takich twórców jak  John Luther Adams, Chaya Czernowin, Simon Steen-Andersen, Derek Bermel, Cenka Ergüna, Rogera Reynoldsa, Toby'ego Twininga i Georga Friedricha Haasa czy w końcu najmłodsza laureatka muzycznego Pulitzera Caroline Shaw.

Może też, po brawurowym przyjęciu koncertu, w które nie wątpię, pojawi się także w naszych akademickich kręgach myśl tyleż strzelista co pożądana, aby skorzystać z innej wielkiej pasji członków JACK Quartet, jaką jest edukacja. Jako ceniony i nagradzany zespół, który zjeździł świat i zagrał w najważniejszych salach koncertowych od Carneggie Hall przez IRCAM po Wigmore, może mógłby, wzorem regularnie odbywających się co roku albo nawet i co semestr wizyt na Uniwersytecie Iowa czy Boston University Center for New Music, odwiedzać także na przykład Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina w Warszawie albo zagościć podczas edukacyjnych części legendarnej Warszawskiej Jesieni Muzycznej? Tym bardziej, że, o czym warto pamiętać, JACK Quartet działa nie tylko po prostu jako kwartet smyczkowy, ale również, a może przede wszystkim, jako organizacja non-profit stworzona by wspierać występy, zamawianie i rozpowszechnianie nowej muzyki na kwartet smyczkowy.
Kto wie? Choć jak znam nasze życie muzyczne lepiej chyba takiej myśli nie pozwalać się zbyt mocno rozwijać, bo przecież The JACK Quartet także jako nauczyciele mają sporo zajęć i pewnie nie tak łatwo byłoby im znaleźć okienko transferowe pomiędzy wizytami w Columbia University, Harvardzie, Princeton czy Stanford.

Cieszmy się więc i rezerwujmy czas w sobotę JACK Quartet w składzie Christopher Otto i Austin Wulliman - skrzypce, John Pickford Richards – altówka i Jay Campbell – wiolonczela zagrają dla na pierwszy raz.