Henry Grimes

Joe Henderson, McCoy Tyner, Henry Grimes i Jack DeJohentte - niepulikowane nagranie z klubu Slugs'

Blue Note Records wydaje Forces of Nature: Live at Slugs', nigdy wcześniej niewydane nagranie na żywo legend jazzu McCoya Tynera i Joe Hendersona prowadzących wybitny kwartet z Henrym Grimesem na basie i Jackiem DeJohnettem na perkusji, w nowojorskim sanktuarium jazzu, Slugs' Saloon z 1966 roku. Wydawnictwo zostało wyprodukowane przez Zeva Feldmana, Jacka DeJohnette'a i Lydię DeJohnette i będzie dostępne jako zestaw 2 płyt LP, 2 płyt CD i do pobrania cyfrowego.

Henry Grimes - muzyk, który się niemal zgubił

W historii muzyki jazzowej nie brakuje biografii nietuzinkowych, obfitujących w zaskakujące, niemal filmowe, zwroty akcji i najróżniejsze dziwactwa. Są tak ekscentryczne osobistości jak Charlie Parker, Miles Davis, Thelonious Monk czy Lee Morgan. Wszystko to prawda, dzieje się sporo. Ale wszystko to blednie, ponieważ był też Henry Grimes. 

Nie potrafiłbym zagrać standardowej jazzowej partii nawet gdyby ktoś przystawił mi pistolet do skroni - Marc Ribot

„Nie potrafiłbym zagrać standardowej jazzowej partii nawet gdyby ktoś przystawił mi pistolet do skroni” - wyznał kiedyś Marc Ribot, gitarzysta który swoim stylem w niczym nie przypominał klasyków jazzowej gitary jak Wes Montgomery, Jim Hall czy George Benson. Ribot przeznaczony był do innego rodzaju muzyki – troszkę pokracznej, opartej na dysonansach i „nie trafionych” dźwiękach. Nie mógł brzmieć jak Benson ale, jak sam dodaje „chyba nawet nie chciałbym”.

Live At The Village Vanguard

W mieszczącym się na nowojorskiej siódmej alei klubie Village Vanguard wydarzyło się już tak wiele dobrego, że chyba każdy szanujący się fan jazzu o nazwę tę mniej lub bardziej się otarł. Tu  historią muzyki się wręcz oddycha – i nie mam żadnych wątpliwości, że fakt ów miał ogromny wpływ na to, co i jak 12 czerwca 2012 zagrali na legendarnej scenie lokalu Marc Ribot, Henry Grimes i Chad Taylor.

Perry Robinson - nowojorska legenda klarnetu

Ten legendarny, nowojorski klarnecista był obecny na światowej scenie jazzowej od ponad sześciu dekad. Zaczynał w latach 50. Z perspektywy naszego podwórka zrobiło się jednak o nim głośniej ze względu na jego współpracę z klarnecistą Wacławem Zimplem czy akordeonistą Robertem Kusiołkiem. Wciąż jednak nie jest u nas znany tak jak na to zasługiwał. Perry Robinson zmarł wczoraj 2 grudnia 2018.

Jak to, tak bez Pardonu?

Po raz ostatni widzieliśmy się wczoraj w warszawskim klubie Pardon, To Tu w lokalu na placu Grzybowskim. Klub szuka nowej lokalizacji. Trzymajmy kciuki za powodzenie przeprowadzki, gdyż przez sześć lat działalności Pardon nie tylko wpisał się w krajobraz stolicy, ale także zmienił oblicze polskiej muzyki improwizowanej i jest stałym punktem na trasach muzyków z całego świata.

Marc Ribot Trio w Pardon, To Tu niczym The Yardbirds w „Powiększeniu” Antonioniego

Choć klub Pardon, To Tu przyzwyczaił nas do swojej wyjątkowej w skali kraju muzycznej oferty, listopadowy występ tria Marca Ribot w składzie Henry Grimes na kontrabasie i skrzypcach oraz Chad Taylor na perkusji ekscytował miłośników sztuki improwizowanej szczególnie. Dowodem na to było szybsze niż na inne koncerty z cyklu „11 Nights At Pardon, To Tu” wyprzedanie biletów, a także fakt, że tego wieczoru klub dosłownie pękał w szwach od fanów spragnionych muzyki zespołu. Grupa kazała na siebie dość długo czekać, co jednak w miłym towarzystwie entuzjastów jazzu upłynęło szybko.

Live At The Village Vanguard

Po niemal dekadzie wspólnego grania materiał tria Marca Ribota wreszcie ukazuje się na płycie. Jakżeż jednak warto było na nią czekać! 

Live at the Kerava Jazz Festival

Losy Henry'ego Grimesa są przedziwne, myślę jednak, że nie jest to miejsce na ich przedstawianie. Przede wszystkim, by uchronić wszelkich potencjalnych słuchaczy od próby poszukiwań odpowiedzi na głupie skądinąd pytanie: jak taki "dziadek", po takich przejściach, gra? Jak gra to słychać, a pytanie pozostaje głupim. Tyle, że przy nieznajomości całej otoczki, pozostaje głupim w dwójnasób.

Marc Ribot Trio na Komeda Jazz Festival

„We will be playing some music of Albert Ayler, John Coltrane and perhaps other people, ” enigmatycznie nieco oznajmia Marc Ribot. Nie ma potrzeby wyprzedzać dźwięków, wszak to one mają porwać publiczność, a ta z radością przyjmuje zapowiedź. Pierwsze dźwięki gitary, której  tło szkicują perkusja i kontrabas, wprowadzają nastrój ukojenia, niespiesznie nawołując skupienie słuchaczy.