Ben Wendel to jeden z muzyków, za którymi niezbyt przepadam. Z jednej strony nie można odmówić mu wspaniałej techniki i precyzji w grze, co tak chętnie podkreślają zagraniczni dziennikarze – z drugiej jednak jego muzyka nigdy nie sprawiała na mnie wrażenia poszukującej, łamiącej schematy. Wendel na swoich dotychczasowych płytach opierał się w mojej opinii głównie na swojej zabójczej technice – tematy jego autorskich kompozycji często przypominały muzyczną gimnastykę, po której następowały solówki muzyków będące... muzyczną gimnastyką.