Moonjune Records

Surya Namaskar

Mam wrażenie, że czasy zbiorowego upajania się gitarową wirtuozerią, nieraz tandetną (jak projekt G3), już odeszły do lamusa. Wobec czego w końcu można z czystym sumieniem szukać nowego pokolenia wymiataczy, naśladowców dawnych mistrzów i strunowych kuglarzy, którą wykonują swój fach i profesjonalnie, i z nowoczesnym, twórczym powiewem. Do grona takich muzyków zdecydowanie można zaliczyć Dewa Budjanę, i mówić o nim bez cienia ironii, jako o indonezyjskim - wedle uznania - Methenym, Holdsworth’cie, Hendersonie czy McLaughlinie.

Inti

Label MoonJune obserwuję uważnie od dłuższego czasu, bo jest on jednym z ostatnich bastionów sensownego fusion i rocka progresywnego.  Z wydanych w tym roku albumów moją uwagę mimowolnie przyciągnęła biała okładka ze zdjęciem wnętrza budynku, pod którą był podpisany wyraźnie Dave Liebman, jeden z moich ulubionych saksofonistów. I chociaż nie ma on już tak potężnego zadęcia, jak w czasach gry z Milesem czy Lookout Farm, nadal świetnie odnajduje się w nowej elektryczno-jazzowej muzyce.