W 1946 roku Dizzy Gillespie zatrudnił do swojego sekstetu młodego wibrafonistę, Milta Jacksona, którego wypatrzył podczas jednego z jam sessions w Detroit. 23-letni muzyk dołączył do jednej z najważniejszych kuźni talentów muzycznych w historii. W przerwach między utworami, gdy trębacz musiał chwilę odpocząć, kilku muzyków z jego zespołu dawało mini-koncerty, dając kolegom chwilę wytchnienia.