Maciej Tubis Trio - relacja z koncertu w radiowej "Trójce".

Autor: 
Małgorzata Lipińska
Autor zdjęcia: 
Wojciech Adam Jurzyk

29 stycznia, godzina 20 - kolejna jazzowa niedziela w Muzycznym Studiu Polskiego Radia im. Agnieszki Osieckiej. Tym razem trio w klasycznym składzie: Maciej Tubis - fortepian, Marcin Lamch - kontrabas, Przemek Pacan - perkusja, czyli Tubis Trio. Mimo dużego mrozu w Warszawie i fety z okazji otwarcia Stadionu Narodowego, sala była wypełniona.

Na początek, tak jak i latem na scenie Jazzarium przy Złotych Tarasach, zespół zagrał utwór autorstwa lidera "Jest jak jest" z pierwszej i jak dotąd jedynej płyty "Live in Luxemburg". Słuchając kolejnych utworów ("siedem siedem", "alter ego"...) i teraz, i wcześniej, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że duży wpływ na brzmienie zespołu wywarło e.s.t., do inspiracji, do której lider przyznaje się nawet w wywiadach.

Ten optymistyczny niedzielny koncert wypełniły w większości kompozycje wszystkich członków trio. Lekkie, łatwo wpadające w ucho improwizacje dopełniane były przez popowo-rockowe wstawki, których w moim odczuciu było niestety trochę za dużo. Jako piąty utwór zabrzmiał "Somebody That I Used to Know" Gotyego (ostatnio 3. miejsce)! - tak jak na stronie "Trójki" przed koncertem zapowiedział Maciej Tubis: "Słowo jazz zbyt ogranicza i szufladkuje. Mamy w planie zaaranżowanie specjalnie na koncert w Trójce hitu, który od września jest na 1. miejscu listy przebojów Trójki". I tak też się stało. Chwilę potem na scenie pojawiła się młodziutka, nieco stremowana wokalistka Joanna Kondrat, z którą trio nagrało utwór "Jezioro" na jej płycie "Samosie". Jej ciepły głos przełamał nieco czysto instrumentalną konwencję koncertu.

Cenne jest,  że członkowie trio potrafią doskonale porozumieć się na scenie. Mają też duże poczucie humoru. Udowodnili, że nawet nieprzewidziane okoliczności, takie jak tego wieczoru w trójkowym studiu wejście na scenę fanki, niczemu nie przeszkadza, koncert trwa nadal (w formie bisów). Ale jego koniec był dla mnie zaskakujący! Zabrzmiały dwa utwory kontrabasisty Marcina Lamcha. Szczególnie ciepło wspominam ten ostatni - piękna, spokojna, nostalgiczna ballada "Lost" ,z poruszającymi i wyrazistymi solówkami basu. Hmm, może takiego grania oczekiwałam tego wieczoru?