20 Krakowska Jesień Jazzowa okiem i uchem Bartka Adamczaka

Autor: 
Bartek Adamczak

XX czyli jubileuszowa edycja Krakowskiej Jesieni Jazzowej trwa, przed nami jeszcze jeden koncert – 24ego listopada w klubie Alchemia starzy znajomi Ken Vandermark i Paal Nilssen-Love, artyści, bez których festiwalową historię wyobrazić sobie nie sposób – w duecie zawsze wyborni, szykuje się więc godny finał.

Co prawda program festiwalu charakter miał ciągły, ale uznajmy, że druga jego połowa rozpoczęła się w środę 29ego października -na scenie wystąpiły dwa tria w instrumentalnym składzie Sax – Gitara – Perkusja. Chętnych dowiedzieć się czegoś więcej o pierwszej połówce odsyłam do poprzedniego tekstu. 

Najpierw Alex Roth z projektem Cut The Sky. Alex to już swojak właściwe, koncert zapowiadał po polsku, w składzie Hubert Zemler oraz krakus Sławek Pezda (w dniu urodzin! Sto lat!). Inspirowany nagraniami terenowymi, Roth szuka swoich korzeni, eskplorując sferę Sacrum, jego gitara potrafi zabrzmieć jak lutnia czy cytra – monodyczne, medytacyjne melodie sprzyjają żarliwym improwizacjom Sławka Pezdy na saksofonie tenorowym, a Hubert Zemler, często sięgając po 'miękkie' pałki na kotłach tworzył bardzo wzniosłą dramaturgię. Bardzo ciekawy projekt, który mam nadzieje w końcu doczeka się dokumentacji płytowej. Na zakończenie seta niespodzianka, fragment z ukraińskiej liturgii 'Boże bądź miłościw' z udzialem Tima Berne'a na alcie – saksofonista od razu z impetem dekonstruuje linie melodyczną a aranżacja Rotha świetnie esponuje podniosły, modlitewny charakter melodii, pozostawiając jednocześnie mnóstwo przestrzeni na improwizacje.

Berne to saksofonista wyborny, kompozytor o bardzo swoistym języku, lubujący się w długich formach, doświadczony bandleader. Jednym z najciekawszych zespołów przełomu wieków było trio Big Satan z Markiem Ducret na gitarze i Tomem Rainey na perkusji – i nie sposób nie pomyśleć o tamtym projekcie kiedy na scenie pojawia się CAPATOSTA – ten sam skład instrumentalny, ten sam perkusista. Ale kompozycje nowe, bardziej zwięzłe, czasami lapidarne choć wciąż pełne charakterystycznych dla Berne'a ciętych, zagmatwanych linii melodycznych – zagranych jednak z ogromną werwą. Rainey wydaje się cały czas grać dwa lub trzy rytmy jednocześnie, Belisle-Chi to przy swoich kolegach młokos, ale dużo potrafi, a rolę ma odpowiedzialną bo gitara lepi całość zarówno harmonicznie jak i rytmicznie – pojawiają się delikatne brzmieniowe efekty, rockowe riffy i intrygujące sola. 

Z kilku co najmniej względów CAPATOSTA to najciekawszy punkt tegorocznego festiwalu – choćby dlatego, że Tim Berne jeszcze na KJJ nie grał, trio nie grało nigdy w Krakowie, a też Nowy Jork rzadko jest reprezentowany w programie KJJ, który historycznie albo skupiał się na scenie europejskiej a jeśli już gościli u nas muzycy z USA to raczej z Chicago. Przede wszystkim trio zagrało świetny koncert a format wieczoru (dwa koncerty) zagwarantował myślę i pełną widownię i pełnię wrażeń. 

Koncertu Marcina Hałat Improcode Qartet nie mogłem wysłuchać od początku, więc tylko nadmienię że na pewno warto zawsze posłuchać oryginalnego perkusisty francuskiego Petera Orinsa, bardzo oryginalnego w podejściu do brzmienia i pulsu (kto został na weekend w Krakowie miał okazję też posłuchać go w duecie z Pauliną Owczarek – bardzo owocna to wspópraca). Gitarzysta Ivann Cruz trochę przypominał mi o folkowych albumach Billa Frisella, co skojarzeniem jest nawet pozytywnym (na marginesie – chyba nigdy na KJJ nie usłyszeliśmy tylu gitarzystów, w tak niewielkiej ilości dni). Do skrzypiec w jazzie zazwyczaj trzymam dystans pewien (z nielicznymi wyjątkami) i gra lidera mnie raczej nie przekonała, formuła zespołu była dość swobodna, co w teorii cenię, w praktyce zabrakło mi tutaj wyraźniej zaznaczonego kierunku.

Na koniec Trio ENSÕ  – tak nazywa się zespół stworzony przez Bena Dwyera, Ramona Lopeza i Rafała Mazura. Rafał to oczywiście swojak, ambasador Krakowa na scenie free improv, wnoszący do muzyki unikatowe brzmienie akustycznej gitary basowej oraz podejście do improwizacji inspirowane filozofią Wschodu (nazwa zespołu nieprzypadkowa w tym kontekście – ENSÕ to japońska praktyka Zen, malowania okręgu jednym pociągnięciem pióra). Ramon Lopez jest zawsze uśmiechnięty, a jego gra pełna zaraźliwego entuzjazmu. Gitara basowa nadaje ciężar całości, grawitację. Bena Dwyera poznaliśmy przed wszystkim podczas kolejnych wizyt Blue Shroud Band Barry'ego Guy'a w poprzednich latach, lubi grać smyczkiem, modyfikować brzmienie, wydobywać z gitary szorstkie, surowe dźwięki – Dwyer chyba preferuje jednak bycie bardziej w tle, reagować i komentować poczynania towarzyszy na scenie.

Pomimo wysokiego poziomu abstrakcji bardzo czytelna, słyszalna jest komunikacja w zespole, naprzemienna akcja/reakcja. Chyba łagodnieję, albo to już trudy wypełnionego koncertami tygodnia dały się we znaki, ale jakoś najbardziej ucieszyłem się jednak kiedy Ben zdecydował się zaprezentować krystalicznie czyste tony akustycznej gitary w końcowej części koncertu.

Ważne, że Krakowska Jesień Jazzowa trwa – to już nawet nie piszę o tej AD 2025 (przypominam – koncert finałowy 24ego listopada Vandermark / Nillsen-Love Duo) ale KJJ trwa od 20 lat, prezentując krakowskiej publiczności setki wspaniałych artystów przez te lata. We wstępie poprzedniej relacji pisałem jak moja własna historia jako słuchacza ściśle związana jest z kolejnymi edycjami festiwalu, dlatego trudno mi pewnie zachować pełen obiektywizm, ale myślę sobie, że choć jubileuszowa edycja może i wygląda skromnie na papierze, to brzmi całkiem donośnie.