Kiedy był małym chłopcem miał wrażenie, że klawiatura fortepianu śmieje się z niego, postanowił więc ją ujarzmić i dokonał tego z niebywałym sukcesem. Michel Petrucciani był nadzwyczaj charyzmatyczną osobowością w jazzowym świecie, to kwestia bezdyskusyjna.
Niepozornej postury, o żywym spojrzeniu, roześmiany Michel brał w pełne władanie każdy fortepian, jaki przed nim stanął. Jakiekolwiek ograniczenia muzyczne w jego świecie zdawały się nie istnieć. Feeria dźwiękowych barw ulatywała spod jego palców, hipnotyzując słuchaczy doskonałą techniką, wyczuciem sytuacji muzycznej, mistrzostwem improwizacji, dotykając najgłębiej ulokowanych synaps nerwowych. Wrodzona choroba kości i związane z nią dolegliwości nie przeszkadzały mu, by w pełni wykorzystywać dany mu czas, którego nie znosił trwonić.
Prawdziwy wirtuoz życia, czerpał z niego garściami wszystko, co tylko było w stanie sprawić mu przyjemność. Jedzenie, używki, kobiety i wreszcie muzyka, która potrafiła pochłaniać jego umysł podczas nawet 10-godzinnych sesji przy klawiaturze. Taki był Michel Petrucciani i zapewne takiego też zapamiętali go najbliżsi oraz osoby, które miały to szczęście, by znaleźć się w otoczeniu jego ciepłej aury.
Każdy, kto miał okazję pojawić się na tegorocznym festiwalu w Cannes doświadczył już tych wspomnień, bowiem w maju swoją premierę, podczas specjalnego pokazu, miał tam film poświęcony pianiście pod znamiennym tytułem Michel Petrucciani – Body & Soul, zamysłu i autorstwa Michaela Radforda, twórcy takich obrazów, jak Listonosz, czy Kupiec Wenecki.
Reżyser i jednocześnie autor scenariusza do filmu o Petruccianim zawarł w ponad godzinnym obrazie liczne wspomnienia oraz wywiady z bliskimi, przyjaciółmi, kochankami i znajomymi artysty, a wszystko to naznaczone optymizmem i wielkością człowieczeństwa jednej z najwybitniejszych postaci światowej pianistyki jazzowej.
Kolejne premiery filmu nastąpiły w czerwcu we Włoszech, a następne wydarzą się