Gość w dom, Bóg w dom. A co z gośćmi na płycie?

Autor: 
Marta Jundziłł
Zdjęcie: 

Do ręki wpadły mi ostatnio dwa nowo wydane albumy, których na pierwszy rzut oka właściwie nic ze sobą nie łączy. Pigułka świątecznego nastroju w wykonaniu Agi Zaryan, z gościem specjalnym w postaci słynącego raczej głównie z posiadania znanego brata – Freddy’ego Cole’a, a także zapis koncertu tria RGG z gościem specjalnym w postaci ikony muzyki improwizowanej – angielskiego saksofonisty Trevora Wattsa. Albumy te, choć biegunowo różne, skłoniły mnie do rozważań o tym, po co tak naprawdę zaprasza się gości na płytę. I czy zawsze jest to dobra decyzja.

Aga Zaryan to artystka wysokiej klasy, znana w całej Polsce. Aksamitny głos, wykonawcza swoboda, a także umiejętne budowanie nastroju to jej umiejętności, których nie sposób podważyć. Nie wiedzieć, czemu, od lat uznawana jest za wokalistkę jazzową, choć tak naprawdę wykonuje jedynie piosenki o zabarwieniu swingowym. Nic w tym jednak złego, choć ta terminologia jest zwyczajnie błędna. Jej albumy są kojące, a usposobienie Polaków po ich przesłuchaniu łagodniejsze, nie ma się więc czego czepiać.

Na te święta Aga Zaryan sprezentowała nam album z piosenkami świątecznymi - „What Xmas Means To Me”. Pomysł raczej miałki, ale w końcu, co to za wokalistka bez świątecznej płyty? W dorobku Agi Zaryan jeszcze takiej nie było, więc zapewne chwyci. Tym bardziej, jako prezent last minute kupowany w Empiku, z których to Polacy ponoć słyną. Na „What Xmas Means To Me” zaproszony został Michał Tokaj, czyli filar kariery Agi Zaryan, odpowiedzialny za wszystkie aranżacje, a także masa innych świetnych muzyków: Grzegorz Nagórski, Michał Barański a także Praska Orkiestra Symfoniczna. Tak zebrana, spora ekipa dzwoni świątecznymi dzwonkami, zwiastując nadejście do miasta Świętego Mikołaja. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że na rynku jest takich wydań ponad tysiąc czterysta. Być może Aga Zaryan zdała sobie z tego sprawę zawczasu i chciała czymś ten album urozmaicić?  Odróżnić od reszty komercyjnych, świątecznych zestawień muzycznych? Musiało tak być, bowiem do wspólnego śpiewana zaprosiła brata Nat King Cole’a – Freddy’ego Cole’a. Niestety dość wyraźnie widać i słychać, że współpraca ta zupełnie nic nie wnosi, nie urozmaica, nie ciekawi i nikogo z zebranych na płycie muzyków nie inspiruje. Nie jest też jakoś specjalnie prestiżowa, bowiem Freddy Cole słynie z miłego głosu i znanego  nazwiska. Ładnie śpiewa opowiadając historię dzwoniących dzwonków podczas świątecznego kuligu, ale na Boga – każdy zna te historię na pamięć wzdłuż i wszerz, a śpiewanie w unisonie piosenki składającej się z pięciu akordów i siedmiu dźwięków to naprawdę trochę mało, jak na świąteczny prezent. Ciekawe, czy twórcy z Warner Music Poland też mają takie wrażenie?

Zupełnie inaczej sprawa ma się w przypadku tria RGG i wydania albumu live pt. „Rafa” z saksofonistą – Trevorem Wattsem. Tutaj bez udziału gościa, nic by się tak naprawdę nie odbyło, bowiem to on gra na albumie pierwsze skrzypce. Choć RGG doskonale daje sobie radę w wersji podstawowej, jako najbardziej przodujące trio na polskiej scenie, to właśnie dzięki obecności Trevora Wattsa płyta zyskała swój niepodrabialny charakter. „Rafa” to zapis wyjątkowego koncertu podczas festiwalu Jazz Jantar w marcu 2018. Koncert bazował na muzycznym porozumieniu i intuicji artystów, bowiem nie opierał się o ustaloną wcześniej formę czy harmoniczny zarys. Był też pierwszym koncertem w tym składzie, co dla młodych muzyków z RGG było nie lada wyróżnieniem. „Rafa” stanowi jedną muzyczną komplementarną podróż poza wyznaczone granice i muzyczne zasady. Zastanawiające jest, dlaczego odpowiedzialna za wydanie Fundacja Słuchaj! postanowiła podzielić album na poszczególne numery, bowiem jedyna recepta na dogłębny odbiór „Rafy” to zwiedzanie jej od dechy, do dechy, w pełnym skupieniu i wyłączności. Tylko wtedy poszczególne dźwięki nie wydadzą się nam przypadkowe. Ponad godzinna suita pełna jest improwizowanych, niemożliwych do powielenia dialogów, w których głos zabiera przede wszystkim dominujący Brytyjczyk. Piękne uzupełnienia w wykonaniu najbardziej kreatywnego perkusisty w Polsce - Krzysztofa Gradziuka, a także romantyzujące partie Łukasza Ojdany (szczególnie w drugiej części – Rafa 2) stanowią o całkowitym wzajemnym wypełnianiu, które bez bodźców wizualnych zyskuje jeszcze bardziej totalny wymiar. Wielkie wrażenie wywołane płytą „Rafa” to dzieło wspaniałego zespołu, którego kreatywność była intensywnie podbijana przez świetnego gościa. Prawdziwa muzyczna symbioza, której wielu może pozazdrościć. Ciekawe jaki materiał przyniosłaby współpraca tria RGG z Freddym Colem? I idąc dalej: jak Trevor Watts poradziłby sobie w szukaniu Świętego Mikołaja z Agą Zaryan?