Time Remembered: Tribute To Bill Evans w warszawskim Pardon To Tu

Autor: 
Maciej Karłowski

Wyposażony, za radą redakcji, w czołówkę i kompas, szukając pilnie mchu na drzewach, wybrałem się w drogę do klubu Pardon To Tu. Zadanie trudne nie było. Przecież doskonale wiem gdzie jest to miejsce, bo i jak miałbym tego nie wiedzieć, skoro to właśnie tam dzieje się w ostatnich miesiącach spora część najciekawszych warszawskich improwizowanych inicjatyw.

,Do nocnej wycieczki, nie ukrywam, skłonił mnie afisz: Time Rememberd: Tribute To Bill Evans, ale nie tylko. Nie mniej istotne było także, kto ów hołd będzie składał. Bracia  Wójcińscy – pianista Szymon, trębacz Maurycy (Dziki Jazz)  oraz najbardziej z nich znany, z formacji Hera Ksawery, perkusista Robert Rasz oraz Sylwia Białas - wokalistka, która co prawda urodziła się w Rybniku, ale swoją karierę związała ze sceną w Niemczech.

Muzycy znani z Hery, Dzikiego Jazzu, tria Zimpel/Traczyk/Rasz i Bill Evans! Zaskakujące zestawienie, zaskakująca decyzja, nietypowa na naszej scenie! Pobudzająca wyobraźnię. Może nie od razu aż tak, jak dekonstrukcje klasyki Uriego Caine’a, ale swoją drogą, dlaczego u nas miałyby tak śmiałe przedsięwzięcia nie powstawać.

Bo co innego wartego uwagi można zrobić z muzyką Billa Evansa, jak nie rozmontować i poskładać ją na nowo? Że gdzieś taka idea zaistniała w zespole Wójciński Family & Co. to raczej pewne. Już sama obsada o tym może świadczyć. Evans tworzył w trio. Tutaj układ piano, bas, bębny poszerzony został o trąbkę i kobiecy głos. Taka formuła instrumentalna, bo Sylwia Białas traktuje swój głos nie tylko jako organ podający tekst piosenki, ale także jako równoprawny improwizujący instrument, jest niemal jak obietnica wywrócenia do góry nogami evansowskiego repertuaru.

Obietnica niestety jednak nie do końca spełniona. Pomimo śmiałych niekiedy wokaliz, odważnie i zdecydowanie nie w estetyce evansowskiej zaimprowizowanych perełek z „Israel” czy „Nardis” na czele ze sceny popłynęła muzyka zagrana raczej konwencjonalnie. Owszem, słuchało się tego dobrze, szczególnie drugiego setu, ale jednak nie potrafiłem w niej odnaleźć powodu, dla którego akurat Bill Evans stał się osią tematyczną projektu i dlaczego muzycy w hołdzie wielkiemu jazzmanowi zatrzymali się w pół kroku.

W przerwie pomiędzy setami Ksawery Wójciński powiedział mi, że to ich pierwsze od sześciu lat muzyczne spotkanie, że to dopiero zaledwie start. Że to taka wstępna próba zobaczenia, w jakim kierunku ich wspólne granie ma chęć zmierzać. I dopiero na tej bazie może potem urodzić się band mogący podejmować poważniejsze wyzwania.

Bill Evans i jego muzyka takim wyzwaniem bez wątpienia jest i jeśli w istocie zespół je podejmie i gdy znajdzie w sobie więcej odwagi by mu sprostać, to ja temu projektowi będę śmiało kibicował. Tym bardziej, że to właśnie Bill Evans przed laty, kiedy stawiali swoje pierwsze kroki na muzycznej scenie, połączył ich talenty i stał się na tyle silną inspiracją, żeby dziś zaistniała potrzeba jej rozliczenia.