Wbrew temu, co może nieraz się wydawać wnioskując po programach popularnych festiwali i przekazach medialnych, muzyka improwizowana nie jest wyłącznie domeną Amerykanów, Skandynawów i Polaków. Swoje miejsce na jazzowej mapie świata od dekad zajmują muzycy z Francji i Szwajcarii, na co nie lada wpływ od końca lat 50. ubiegłego wieku ma Daniel Humair - artysta, o którym Nat Hentoff kiedyś napisał, że „zniszczył pogląd jakoby europejscy perkusiści nie swingowali”.
„Jest go mniej, a zarazem więcej” - tak o Elvinie Jonesie, w jednym z wywiadów powiedział John McLaughlin. Trudno nie przyznać mu racji. Elvin Jones balansował na granicy symetrycznego rytmu; grał wokół podstawowego pulsu, bardziej skupiając się na wartościach wokół beatu. W ten sposób wyrobił swój niepowtarzalny styl: nikt nie potrafił swingować w ten sposób. Zmarł w 2004 roku, z powodu niewydolności serca. Dziś, ten wielki perkusista obchodziłby swoje 92. urodziny.
Żywa legenda, kompozytor, dyrygent i myśliciel – George Russell – wielka postać w światowym jazzie, więcej, w światowej muzyce. Jeden z nielicznych w tej dziedzinie wielkich kompozytorów, konceptualistów i teoretyków. Gdyby żył miałby dziś 96 lata. Przed laty dzięki uprzejmości Patrycji Długoń magazyn Jazz & Classics miał szczęście opublikować wywiad z mistrzem, który podczas festiwalu w Moers obchodził swoje 80. urodziny, który teraz chcielibyśmy przypomnieć.
"Recital na flety proste, nieczęsta okoliczność. Muzyka Erica Dolphy’ego na żywo – kolejna rzadkość, szczególnie że mamy rok 2015. Występ Dominika Strycharskiego już zapowiadał się ciekawie, ale mimo to – zaskoczył. Ogromną przyjemność obcowania z wyobraźnią i kunsztem tego artysty mieliśmy w miniony wtorek w warszawskim klubie Pardon, To Tu.
Recital na flety proste, nieczęsta okoliczność. Muzyka Erica Dolphy’ego na żywo – kolejna rzadkość, szczególnie że mamy rok 2015. Występ Dominika Strycharskiego już zapowiadał się ciekawie, ale mimo to – zaskoczył. Ogromną przyjemność obcowania z wyobraźnią i kunsztem tego artysty mieliśmy w miniony wtorek w warszawskim klubie Pardon, To Tu.
25 lutego 1964 roku saksofonista Eric Dolphy wszedł do studia Blue Note'u by zarejestrować swój, jak się miało okazać, ostatni album. Do studia wszedł w otoczeniu kolegów – Bobby'ego Hutchersona, Freddiego Hubbarda, Richarda Davisa i Tony'ego Williamsa. Także przybył składem zupełnie ciekawym. Producent Alfred Lion uściskał wszystkim dłonie i można było zaczynać nagrywanie „Out To Lunch!”
Korzystając z wolnych dni oraz nastrojowej jesiennej aury sięgnąłem po nagrania legend jazzu. Trochę z sentymentalnych powodów, aby na moment powrócić do brzmień muzyki lat 50-tych i 60-tych ubiegłego stulecia (kiedy to modern jazz dopiero się formował a improwizacja była taką formą ekspresji, którą mocno określała harmonia kompozycji), a trochę z potrzeby nabrania dystansu do współczesnej „nadprodukcji” w kulturze.