Artur Dutkiewicz - o pranie, mazurkach i edukacji.

Autor: 
Maciej Karłowski
Autor zdjęcia: 
mat. prasowe

Artur Dutkiewicz - pianista kompozytor. Mówi się o nim niekiedy ambasador polskiego jazzu. Dziś w wywiadzie Macieja Karłowskiego 

PRANA to coś co w Europie nazywamy po Bergsonowsku elan vital. Czym jest Twoim rozumieniu PRANA?

Dokładnie tym samym o czym mówil Bergson -siłą życia, pędem życiowym, który jest podstawą rozwoju świata, dzialań twórczych, tlenem utrzymującym wszystko co  żywe, uruchamiającym witalność. Ale Prana nie ogranicza się tylko do tego, co uważamy za żywe. Przenika całe stworzenia tylko jej stopień zależy  od zdolności absorpcyjnych. I tak materia np. kamień ma jej najmniej, woda więcej - mówi się często „żywa woda", rośliny jeszcze więcej, jeszcze więcej zwierzęta i najwięcej ma człowiek. Wielu ludzi nie ma za dużo prany, jedzą, śpią, pracują, uprawiają seks. Gdy jej poziom wzrasta to pojawia się większa wrażliwość zainteresowanie sztuką, duchowością, szukanie sensu życia, dążenie do prawdy.

Artyści mają jej dużo, dlatego są tak ekspansywnie twórczy a  często rozpędzoną żywotność trudno wyhamować . Artur Rubinstein kreatywności miał tak dużą że grał 80 lat a dożył  95. Poznałem w Waszyngtonie Polaka - patriotę, pana Władka Zachariasiewicza, który był wicedyrektorem poczty amerykańskiej,  w wieku 102 lat  się ożenił.

W instrumentach muzycznych  też jest życie, wciskasz klawisz fortepianu, a on przemawia. Czyż to nie piękne. Szczególnie jak są one robione przez mistrzów i grają na nich mistrzowie. Opowiadał mi jeden fan jazzu, że po koncercie  zapytał naszego wspaniałego saksofonistę Janusza Muniaka ,,Panie Januszu, co pan robi, że pan tak pięknie gra‘’, a Jasio odpowiada:,,stareńki - ja  wciągam powietrze i wypuszczam‘’ .Właśnie to jest prana, nawet instrumenty żyją, jak gra na nich ktoś taki. Ale nawet jak na nich nie grają to traktują je jak część siebie, jak istoty żywe. Hendrix spał ze swoją gitarą, a Tomek Szukalski rozmawiał ze swoim saksofonem, a jeszcze Helmut Nadolski kładł na łóżku swój biały kontrabas i nazywał go swoją damą.

Samo słowo ma ścisły związek z kulturą Indii, którą jesteś zafascynowany? Jak te fascynacje wiążą się z Twoją muzyką.

Tytuł, w sanskrycie, najstarszym jezyku świata jest symbolem podęjcia do życia. Tak więc nie chodzi mi o język muzyczny. Poza jednym arpegio naśladujacym sitar we wstępie do pieśni  z Indii Om Nahmo Bagawate, nie znajdziesz wpływów muzyki hinduskiej, bo ja nigdy się jej nie uczyłem, to bardzo skomplikowana sprawa. Tę  pieśń gram po swojemu, bo jest tak piekna, dostojna i prosta, że móglby napisać ją Beethoven, Dworzak lub Bach. To co udało  mi się w niej osiągnąć to medytacyjność, spokój, bezczasowość .

We wszystkich moich siedmiu kompozycjach na płycie stosuje język muzyczny wypracowany podczas ostatnich trzech lat współpracy ze świetnymi muzykami - Łukaszem Żytą i Michałem Barańskim. Utwory o wiekszej intensywności przedzielone są odcinkami swobodnie płynącymi bez rytmu, dającymi wytchnienie i przestrzeń, tak jak zachowanie równowagi w życiu. Passage to utwór, który jest przejściem z ciemnosci do światła. Są dwa ukłony dla naszej rodzimej tradycji Warsaw Oberek i Mazurek Polski - myślę, że możnaby nadać życiu więcej lekkości, za dużo tej  śmiertelnej powagi, jestem za  tym żeby było na codzień  więcej zabawy i tańca. Above the Clouds - to miejsce gdzie  czuję nieskonczoność, natomiast Wujek Tomek  poświęcony jest Tomkowi Szukalskiemu. To utwór z elementem wolnego bluesa, którego Tomek uwielbiał grać. Mówił zagrajmy bluesa ,,bagiennego”. Już jak był starszy to żartował, że kiedyś byl piękny i młody, a teraz tylko jest piękny. Kiedyś, jak siły zaczeły go opuszczać, to mówię do niego :Wuju  jesteś jeszcze taki dziarski, a robisz z siebie dziadka, a on  odpowiada: Prawdę mówiąc to ja czuję się jak pra, pra dziadek ha,ha,ha.                                                           

 

No i jest  jeszcze jedna kompozycja  Mr Prospero -  to działanie z  sukcesem, z optymizmem,  zwyciężanie problemów dnia codziennego. Tego wszystkiego wszystkim ludziom życzę.  Myślę,że optymizm, uśmiech i zadowolenie to jest prawdziwy sukces, który jakby osiągnąć, to reszta byłaby łatwa.

 No właśnie, kiedy wiele lat temu szukałem sposobów radzenia sobie z powszechnymi ludzkimi  problemami, zmęczeniem, stresem, depresją, szukaniem głębszego sensu w życiu dotarłem właśnie do Indii. Okazuje się że Indie mają usystematyzowane przez tysiące lat sposoby wzmacniania kondycji psychicznej, poznalem jogę i medytację, zetknąłem się z wielką  mądrością mistrzów z tamtąd. To ta sama uniwersalna mądrość, która istnieje  u nas, ale usłyszana od kogoś, kto jest tym, o czym mówi, ma inny wymiar i dociera glebiej. Jest taka historia- idzie filozof i mędrzec przez las, wtem rozpętała się burza i zrobiło się ciemno tak, że zgubili ścieżkę. Nagle błyskawica rozświetliła niebo i filozof z podziwem mówi - jaka piękna błyskawica, natomiast mędrzec mówi:  o! znalazłem ścieżkę. W muzyce jest to samo, nauczyciel przekazuje informacje, a mistrz daje doświadczenie,  bo jest praktykiem.

Co łączy Twoje kolejne płyty poświęcone Hendrixowi, Niemenowi, Mazurkom i ostatnią, wypełnioną w znakomitej większości twoimi autorskimi kompozycjami.

A co łączy cztery pory roku ? Jedność w wielości albo wielość w jedności. Płyta Mazurki to też w całości moje kompozycje na fortepian solo. Każda następna płyta jest sumą doświadczeń płyt poprzednich jeśli chodzi o rozwój języka  muzycznego. Mimo że gram  utwory Niemena czy Hendriksa to tych twórców  jest  w tej muzyce 5 %,  ich tematy to zaczyn dla  muzyki tria.

Czujesz się bardziej jazzmanem czy bardziej muzykiem wolnym od stylistycznych klasyfikacji?

Wewnątrz mnie nie ma to znaczenia. Nazwy to tylko naklejki więc ich nie ma w tym co określają, są poza. Ale na zewnątrz organizatorzy, krytycy, promotorzy przyklejają łatki, które się co chwila zmieniają, co jest podyktowane chęcią wypromowania artysty, sprzedaży koncertu, nadania lub obniżenia wartości. Przypina nam się etykiety muzyków jazzowych albo muzyków improwizujacych, grajków, muzykantów ,ostatnio nawet od urzędników państwowych usłyszalem, że okreslili nas słowem „ produkt’’ a nawet ,,pakiet’’ który jest do  kupienia. A moja mama czasami mówiła do mnie „Dżezik, chodź, obiad na stole”. To się wszystko zmienia. A ja jestem tym kim jestem. No może jestem jak my  wszyscy - w drodze. Podoba mi sie zdanie, które ostatnio zasłyszalem, że rozwój człowieka polega od przejscia od bycia nikim przez  bycia kimś do bycia wszystkim.

 

Wielokrotnie wyrażałeś wielki szacunek dla różnorodności kultur świata. Dzisiaj te kultury mogą i bardzo często wyraźnie wpływają na muzykę twórców spoza ich kręgów. Są jednak też i tacy, którzy w rzeczywistości świata postrzeganego jako global village widzą raczej zagrożenie popadnięcia w identyfikacyjny chaos i zagubienie tego, co w rodzimej kulturze jest istotne. Co sądzisz o takich poglądach?

Wszystko zależy od zachowania odpowiednich proporcji między tożsamością a wpływem z zewnątrz. A to zależy od inteligencji. Różnorodność jest w porządku, jak różnokolorowe kwiaty w jednym ogrodzie. Ale wskutek ograniczonego poczucia jej rozumienia związanego z tożsamością  może być problemem. Jeśli identyfikujemy się na pierwszym miejscu ze swoją rasą, religią, narodem, kulturą, miejscem zamieszkania, językiem, a zapominamy o podstawowej  tożsamości, że każdy jest człowiekiem, to prowadzi to do konfliktów i wojen. Więc jestem za różnorodnością ze świadomością, że wszyscy na pierwszym miejscu jesteśmy jedną rodziną ludzką, wyznającą podstawowe wartości ludzkie.

Jeśli chodzi o  kulturę i sztukę to zanikanie odrębności jest nieuniknione. Kiedyś w muzyce poważnej była szkoła rosyjska, niemiecka, włoska, francuska, amerykańska. Dziś wszyscy grają podobnie.Ten proces postępuje też  w jazzie, ale bardziej na poziomie młodego pokolenia  artystów.  Jest jeszcze duża różnica między jazzem amerykańskim a skandynawskim i polskim, no i dobrze. Dla artystów z silnym kregosłupem nie ma tu problemu, bo wiedzą że  inność, oryginalność ma na świecie większe prawo bytu niż kolejna kopia nie swojej kultury. Krzyżują wpływy w umiejetny sposób. Dobrze jest korzystać z całego dziedzictwa muzyki na świecie ale tak żeby nie zatracić siebie.  Wzorem jest Chopin czy Szymanowski, gdzie w ich sztuce jest cała historia muzyki europejskiej, ale na pierwszym planie ich indywidualność i słowiański zaśpiew. 

 

A skoro jesteśmy przy tym temacie. Obserwujesz nasze muzyczne podwórko, nie tylko jazzowe, jak sądzę, czy uważasz polskich muzyków za twórców zainteresowanych własnymi, w rozumieniu  polskimi, muzycznymi korzeniami. Dla Ciebie jak sądzę jest to ważne, ale czy taki punkt widzenia to dla polskich muzyków to sprawa istotna.

Korzenie to nie tylko ludowizna. Zależy kto w młodości czym nasiąkał. Jeśli tata grał w orkiestrze symfonicznej to muzyka klasyczna i osiągnięcia naszej muzyki współczesnej XX wieku będą korzeniami. Dobra muzyka pop to też inspiracja. Ten trend u niektórych moich młodszych  kolegów jest dziś widoczny choć są oni w mniejszości. Ale większość tego nie rozumie i budzi sie dopiero jak nie mają pracy, gdy szefowie festiwali na świecie wybierają oryginał a nie kopię.

Korzystanie z własnych korzeni  daje autentyczność.  Muzyka bluesowa, jazz zaistniała na świecie bo jest autentyczna. Standardy jazzowe  działają, bo są grane przez muzyków  u których w  domu śpiewano je przy kominku. Nie chodzi o banalne granie ludowych temacików na jazzowo, ale znalezienie siebie, swojego indywidualnego oddechu.

U nas za dużo jest naśladownictwa. Jeśli dzieje się to na początkowym poziomie akademickim to dobrze, ale jeśli idę na jam i wychodzi pięciu saksofonistów i każdy gra tak samo i jeszcze przychodzi profesor, który też gra to samo, to jest to nudne. Jeśli słyszę pseudo free jazz,  który jest schronieniem dla nie radzących sobie z podstawowym warsztatem muzyków, wspierany przez niektórych  głuchych krytyków, często otoczony gęstą intelektualną filozofią to nie widzę w tym sensu. A przecież młodzież w Polsce jest niezwykle zdolna i ma wielki entuzjazm. To kwestia szukania swojego wlasnego brzmienia, świadomości,  odwagi, wiary i wiedzy. 

Ciągłe porównywanie i  upodabnianie się do kogoś z ,,zagranicy’’ świadczy o braku poczucia swojej wartości. To ostatnie dotyczy także organizatorów, którzy nie dostrzegają jaki potencjał mają  muzycy w Polsce.

Jak to jest być ambasadorem polskiego jazzu?

 To okreslenie zostało użyte jako tytuł w wywiadzie w Jazz Forum. poniewaz  w ostatnim czasie zagralem w  wielu krajach chyba w 50 przez trzy lata. Sam się zadziwiam jak to się stało.

Czujesz doniosłość takiego określenia?

Brzmi poważnie, jak tak dalej pojdzie to będę musiał  kupic frak.

Na czym polega bycie takim ambasadorem?

Polska na świecie ma do pokazania głównie sztukę. Muzyka to pokojowy sposób  przekracznia granic państw i granic  pomiędzy ludżmi. Może nie zbawi świata, ale powoduje, że świat jest lepszy. Pokój rodzi się w  sercach ludzi więc otwierać je, to jest wyzwanie dla nas artystów.

W Twojej biografii, w różnych latach, ważną częścią była edukacja? Jak Twoim zdaniem powinna wyglądać ona w dziedzinie jazzowej? Co przekazujesz swoim studentom, uczniom, muzykom zapatrzonym w Ciebie?

Nie uczę na co dzień w szkole więc nie mam takiego doświadczenia. Raczej po koncertach w różnych krajach, prowadzę masterclass, a także zajęcia na warsztatach jazzowych. Na każdym etapie uczę czegoś innego. Na poczatku dobrego rzemiosła, korzeni jazzu, bluesa, rytmu potem zapomnienia tego wszystkiego i szukania własnej drogi. Każdy adept jest inny wiec każdemu mówię co innego. Dobrze jak najszybciej się dowiedzieć, że my muzycy jesteśmy dla publicznosci, a nie odwrotnie. Dla mnie najlepszą edukacją było granie i przebywanie z muzykami lepszymi od siebie. To często podświadomy przekaz. W obecności mistrza przeglądasz się jak w lustrze. Odpowiedzi przychodzą bez udziału słów. Postęp jest szybki jak pociag ekspresowy.

Czego natomiast w szeroko pojętej edukacji muzycznej Twoim zdaniem brakuje?

Nasza edukacja jest generalnie w porządku. W wiekszości uczą  nauczyciele, którzy są artystami z dużym doświadczeniem. Tylko trzeba do nich trafić. Studenci uczą się podstaw jazzu i dobrego rzemiosła, co jest dobrą bazą do własnych poszukiwań.

To na co możnaby zwrócić uwagę, to na indywidualność, odmienność i kreatywność studentów  oraz na abstrakcyjny aspekt muzyki. Więcej ćwiczeń na intuicję i więcej zabawy. Generalnie muzycy młodzi są tacy smutni i zawzięci, jak sie widzi ich na scenie. Ścigają się, kto zagra lepszą solówkę. Sam to kiedyś robiłem, ale dziś nie uważam że jest to dobra droga, bo prowadzi do podziałów, zazdrości nawet frustracji i zawirowań. Możnaby wprowadzić na wyższych latach studiów specjalizację  w odmianach jazzu: freejazz, world music, funk, latino, drum&base itd. Na dzień dzisiejszy te dyscypliny są już tradycją i częścią warsztatu jazzmana. Gdyby specjaliści w szkołach uczyli free jazzu to nie byłoby tego powierzchownego pojmowania tej muzyki, hohsztaplerstwa i co za tym idzie wprowadzania publicznosci w błąd.

Przydałyby się zajecia które wykształciłyby  umiejętności radzenia sobie  w showbiznesie. Wielu muzyków  umie grać i nie wie co dalej. Jak promować swoja muzykę, z kim rozmawiać a z kim nie. Jak się odważyć żeby w ogóle porozmawiać. Co robić żeby mieć pracę. Wiecej zrozumienia, że to są naczynia połączone. Sam chętnie przyszedłbym na takie zajecia. Może przydałyby się zajęcia psychologiczne, które uczyłyby jak sobie radzić z niestabilnoscią emocjonalną, porażkami, stresem,  kompleksami, jak być odpornym na krytykę. Są tacy muzycy, którzy po przeczytaniu złośliwej  recenzji skończyli  karierę i zmienili zawód. Te zajęcia  nauczyłby jak ochronić wrażliwość, która jest tym  większa im większy  talent.