Young Mothers na Krakowskiej Jesieni Jazzowej - Relacja

Autor: 
Bartosz Adamczak

Krakowska Jesień Jazzowa trwa w najlepsze a jej kolejną odsłoną był koncert formacji Young Mothers. Zastanawiam się, czy nazwa zespołu nie nawiązuję przypadkiem do legendarnej grupy Franka Zappy, muzycy na pewno reprezentują równie nieortodoksyjne, nieco anarchistyczne poczucie humoru. Young Mothers prezentują absolutnie zwariowany stylistyczny mix. Jazz i hip-hop? Było. Rap i metal? Było (o zgrozo). Free-jazz i punk? Było. Ale żeby wszystko to (i jeszcze kilka innych elementów układanki) razem?

Muzyka Young Mothers musi być torturą dla każdego purysty jazzowego, także free-jazzowego. To nieustanne kolażowe mariaże stylistyczne i zmiany narracji – czasem płynne, czasem zgrzytliwe. Czego tu nie ma? Transowy groove i podniosłe melodie rodem ze spiritual jazzu lat 70tych, do którego dołącza nagle samplowany hip-hopowy beat i rapowany tekst   (Jamwaad Taylor z dobrym flow, niestety drobne problemy z nagłośnieniem trochę przykryły udane wokale). Albo żarliwe solo saksofonu, z bluesową nutą, sięgające korzeni jazzu (echa Colemana Hawkinsa). Metalowy growling Stefana Gonzaleza, przechodzący w improwizację wokalną a’la Phil Minton. Hardrockowy riff z agresywnie rytmicznym tekstem niczym najlepsze kawałki Rage Against The Machine? Do tego odrobina gitarowej pirotechniki. Hipnotyczne, repetytywne akordy w innych fragmentach (często dublowane przez wibrafon) przywodzą na myśl brzmienie sceny alternatywnego rocka.
Ingebright Haker Flaten na kontrabasie, w połączeniu z barytonem oraz gitarą tworzy gitarowe riffy gotowe do pojedynku w najcięższej  klasie wagowej. Perkusyjna gra Stefana Gonzaleza oraz growl wokalny z pewnością niejednemu przypomni czasy metalowych sympatii (kto nie lubi wczesnego Black Sabbath?). Aranżacje często w równoległych płaszczyznach przeciwstawiają sobie dwie, pozornie nieprzystające narracje. W całym szaleństwie stylistycznym Young Mothers gra też, i owszem, trochę solidnie zaaranżowanego jazzu, z dwoma dęciakami na froncie oraz gęstą sekcją. Całość zagrana jest z iście rockową, nieokiełznaną energię, który bezsprzecznie udziela się publiczności.

Young Mothers to jest zabawa w eklektyczność i intertekstualność. W muzyczne zaskakujące zgrzytające dysonanse stylistyczne i jeszcze bardziej zaskakujące współbrzmienia. Tych współbrzmień by nie było, gdyby nie solidna robota aranżacyjna, niebagatelne i wszechstronne umiejętności instrumentalne oraz otwarta głowa. Sztuka to jest pod tym względem przestrzeń wspaniała bo niewiele jest dziedzin ludzkiej działalności, pozwalających na spotkanie tak odległych od siebie historii. Ale żeby nie uciekać w zbyt górnolotne refleksje – muzyki Young Mothers nie należy odbierać zbyt intelektualnie – to przede wszystkim niekłamana frajda, szalona muzyczna przejażdżką, zaskakujące połączenie smaków dobrze znanych, doprawione ogromną dawką energii.  Young Mothers zdaje się mówić purystom wszelkiej maści stojącym na straży czystości gatunków muzycznych zdecydowane “eee tam”. Jak tu nie polubić tej sympatycznej bandy szaleńców?


Young Mothers. Alchemia. 04.11.2019

Ingebright Haker-Flaten – kontrabas, gitara basowa
Jason Jackson – saksofon tenorowy oraz barytonowy
Jamwaad Taylor – trąbka, elektronika, wokal
Jonathan F. Horne – gitara, wokal
Stefan Gonzalez – perkusja, wibrafon, wokal
Frank Rosaly – perkusja