Wieści z filharmonii...

Autor: 
Redakcja
Autor zdjęcia: 
Pascal Perich

W Nowym Jorku IX Symfonie Gustawa Mahlera przerywa marimba tone z iPhone’a. W Los Angeles Gustavo Dudamel najpierw zaprosił Herbiego Hancocka do wykonania “Błękitnej Rapsodii” - teraz jego gościnę przyjął Keith Jarrett, który zagra w mieście aniołów improwizowany koncert solo.

Nowy Jork

Alan Gilbert jest nowym bohaterem nowojorskich melomanów. Znakomity skrzypek i dyrygent jest obecnie dyrektorem artystycznym Filharmonii Nowojorskiej. W ostatni wtorek w sali Avery Fisher Hall, poprowadził wykonanie IX Symfonii Gustawa Mahlera - dzieła szczególnego z wielu powodów - jednym z nich jest fakt, że nowojorska orkiestra jest ostatnią, jaką prowadził kompozytor przed swoją śmiercią w 1911 roku. Finał IX Symfonii, (opisany Adagio: bardzo wolno i umiarkowanie) jest długą, powolną medytacją nad śmiercią, prowadzącą do zupełnego wyciszenia.

Na 13 taktów przed końcem finału na sali rozbrzmiał ton nieplanowany - marimba ton, znany posiadaczom telefonów z nadgryzionym jabłkiem. Siedzący w jednym z pierwszych rzędów właściciel telefonu postanowił udawać, że nic się nie dzieje, a już na pewno nie u niego w kieszeni. Dzwonek więc dzwonił w najlepsze. Alan Gilbert był jednak innego zdania. Gestem batuty przerwał grę orkiestry, odwrócił się w stronę widowni. Wbił wzrok w niesubordynowanego melomana:
- Skończył pan już? - spytał dyrygent. Mężczyzna milczał. - W porządku. Poczekamy.
Z widowni zaczęły dobiegać krzyki “1 000$ grzywny!”, “Wynocha!”, “Wyrzucić go!” - większość publiczności siedziała jednak skonsternowana w milczeniu. 
Dzwonek wreszcie ucichł.
- Czy wyłączył pan telefon? - spytał ponownie Gilbert. Mężczyzna kiwnął głową. - To się nie powtórzy? - Sprawca zamieszania zapewnił, że nie.
Alan Gilbert zwrócił się wtedy do publiczności:
- Najmocniej państwa przepraszam. Zazwyczaj, gdy coś takiego ma miejsce, ignoruję to, bo więcej zamieszania powoduje moja interwencja niż sam dzwonek. Tym razem jednak to było skandaliczne i nie mogłem nie zareagować. Zaczniemy jeszcze raz.

Publiczność nagrodziła dyrygenta gromkimi brawami.

Gilbert zwrócił się znów w stronę orkiestry: - Numer 118.
Orkiestra rozpoczęła od finałowego fortissimo, wieńczonego przez instrumenty dęte blaszane i dokończyła partyturę, przez jej ostatnie, “ciche” strony.

Komentatorzy całego zajścia mówią, że Gilbert, Nowojorczyk, zyskał sobie nową rzeszę wielbicieli. Dotąd cieszył się wielką sympatią młodych. Jego gest doceniła teraz konserwatywna część publiczności. W kuluarach po koncercie słychać było wszędzie “Gilbert was awesome!”

Los Angeles

Tym czasem na drugim wybrzeżu USA, w Los Angeles, inny charyzmatyczny dyrektor artystyczny - Gustavo Dudamel - coraz szerzej otwiera drzwi swej zacnej instytucji dla muzycznej improwizacji. Najpierw na stanowisko “Creative Chair of Jazz” powołał Herbiego Hancocka. Teraz do swej świątyni zaprosił Keitha Jarretta. 27 marca o 20:00 lokalnego czasu gigant fortepianu zagra improwizowany koncert solo.
Jarrett słynie z tego, że nie toleruje jakichkolwiek nieplanowanych dźwięków podczas swojego koncertu (nie licząc oczywiście własnych śpiewo-jęków).
Swoistym hołdem dla tej cech Jarretta jest profil @angryjarrett na twitterze. Podający się za wściekłego Keitha Jarretta jegomość grozi poważnym uszczerbkiem na zdrowiu wszystkim tym, którzy pojawią się na koncercie mistrza bez pastylek na gardło i ośmielą się odchrząknąć.
@angryjarrett radził wczoraj Alanowi Gilbertowi zastosowanie wobec niesubordynowanego słuchacza gazu pieprzowego.

"You better not cough, better not cry / Better not take photos, I'm telling you why / Keith Jarrett is coming to town"

Tagi: