Piotr Jagielski

Chick Corea - Szalony Kapelusznik !

Z pewnością nie może być łatwe odrzucenie pokusy spoczęcia na laurach. Szczególnie gdy ma się ku takiemu spoczęciu sposobność i wszelkie usprawiedliwienie, gdy zrobiło się już swoje i na dobrą sprawę, nikt nie powinien oczekiwać więcej. Było już i tak zupełnie wiele i zupełnie nieźle. Przed takim wyzwaniem duchowym stają zazwyczaj tylko najwięksi muzycy, których twórczość – by być twórczością właśnie a nie jedynie dorobkiem – stale domaga się zmian i rozwoju. To musi być męczące tak rozwijać się bez przerwy. Jednym z tych muzyków był Chick Corea.

Wielki jazzowy kosmita. Dziś 109 rocznica urodzin Sun Ra

Sun Ra miałby dziś 106 lat. Sun Ra twierdził, że jest przedstawicielem rasy aniołów. Twierdził również, że nie pochodzi z Ziemi, jak większość muzyków, ale z Saturna. Ja mu wierzę. Wystarczy jeden rzut oka na tego wielkiego dziwaka jazzu żeby zrozumieć, że faktycznie mamy do czynienia z kimś wyrwanym z innego wymiaru. Sun Ra nosił gigantyczne nakrycia głowy, niektóre niemal równe jego wzrostu, ekscentryczne, barwne szaty. Nosił się po królewsku, brakowało tylko berła i gronostajów.

Jackie McLean - być jak Charlie Parker!

Nastoletni Jackie McLean wszedł do rodzinnego domu w Nowym Jorku tylnymi drzwiami, po ciężkim dniu. Nie chciał już wiele robić, na pewno niczego poważnego. Wszedł do kuchni i przywitał się z matką. „Był telefon do ciebie – powiedziała – Dzwonił „Bird” i powiedział, że masz być w klubie wieczorem. A! I masz zabrać saksofon”. I już nie było go w kuchni. Nie było go już nawet na schodach na piętro. Jackie siedział na łóżku w swoim pokoju ćwicząc jak opętany przed swoim wielkim dniem. Tego wieczoru miał grać przed samym Charliem Parkerem.

Tak naprawdę to była tylko jedna prawdziwa wokalistka jazzowa. Betty Carter.

„Tak naprawdę to była tylko jedna prawdziwa wokalistka jazzowa. To Betty Carter.” – to zdanie wypowiedziane przez Carmen McRae jest oczywiście bardzo przesadzoną opinią jednak daje wyraz temu, jak wielkim szacunkiem muzycy darzyli tę wokalistkę i jak istotną postacią w historii muzyki jazzowej jest Betty Carter.

Ron Carter - wzór elegancji i klasy!

Gdy Ron Carter rozpoczynał swoją – jak się miało okazać – błyskotliwą karierę muzyczną, nawet nie myślał o kontrabasie. Podobnie jak innego wielkiego basistę, Charlesa Mingusa, Rona pociągała wyłącznie wiolonczela. I podobnie jak Mingus, musiał stawić czoła kłopotom rasowym, toczącym amerykańskie życie społeczne i muzyczne. Nauczyciele niechęnie widzieli czarnego chłopca z wiolonczelą, wykonującego klasyczne dzieła 'białej' sztuki. Tak jak Mingus, Carter postanowił nie walczyć z oporem i po prostu zamienił delikatną wiolonczelę na kontrabas.

Miroslav Vitous - muzyk, który chadzał właściwymi ulicami

Na początku lat 60. w czeskiej Pradze, na kongresie pisarzy wezwano do oficjalnego uznania Franza Kafki jako powód do dumy. Pisarz pozostawał do tej pory wyklęty przez komunistyczne władze. Trudno się dziwić, nawiasem mówiąc. Na fali postępującej liberalizacji obyczajów, do Pragi - podobnie jak do Warszawy i Krakowa - trafiła "zgniła, dekadencka muzyka amerykańskich Murzynów" - jazz. Na dźwięki Zachodu nie pozostał obojętny Miroslav Vitous, do tej pory muzyk jedynie z zamiłowania, karierę planujący raczej pływacką.

Pomocnik i przewodnik Coltrane'a! Pharoah Sanders

Ornette Coleman ogłosił go swego czasu „najlepszym tenorowym saksofonistą na planecie”, Albert Ayler mawiał: „Trane jest Ojcem, Pharoah Synem a ja jestem Duchem Świętym”. Tak przedstawia się w ogólnym zarysie hierarchia duchowa jazzu lat 60., wchodzącego w swoją fazę duchową i awangardową. Saksofonista Pharoah Sanders był jedną z wyróżniających się postaci na tej scenie. Charakteryzował go silny, bezkompromisowy ton oraz filozoficzno-duchowa otoczka.

Wayne Shorter - rzeźbiarz, który został muzykiem

KARUZELA

Było już dobrze po północy a ja wciąż siedziałem ze słuchawką przyklejoną do ucha w redakcji Polskiej Agencji Prasowej w Warszawie, nerwowo stukając ołówkiem w stary aparat telefoniczny. Miałem umówioną rozmowę z Wayne’em Shorterem, o którym kontrabasista John Patitucci powiedział, że jest „najsympatyczniejszym geniuszem, jakiego kiedykolwiek spotkasz”. Ale na razie nie odbierał. Raz jeszcze zacząłem wybierać długi numer telefonu do Los Angeles.

Święta tradycja, własny głos - fragment rozdziału Najsympatyczniejszy geniusz, jakiego spotkasz

Tony Williams, wówczas zaledwie osiemnastoletni, i Herbie Hancock aż skakali ze szczęścia, gdy zadzwonił do nich Miles Davis i zaprosił na przesłuchanie do swojego nowego kwintetu. Przybiegli natychmiast i przez tydzień grali w domu trębacza wraz z Ronem Carterem. Poprzedni wielki kwintet rozpadł się, gdy odszedł z niego John Coltrane. Miles musiał znaleźć jego zastępcę – o ile w ogóle było to możliwe. W końcu machnął ręką i zdecydował się założyć zupełnie nowy kwintet. Ale nadal nie miał saksofonisty.

Święta tradycja, własny głos - fragment rozdziału Młody człowiek z trąbką

Beiderbecke włóczył się po mieście z kornetem pod pachą w poszukiwaniu zakazanego prohibicją alkoholu, niedostępnej ulgi. Tak opisała go Dorothy Baker w swojej powieści Młody człowiek z trąbką i tak go przedstawił Kirk Douglas w wyreżyserowanym przez Michaela Curtiza filmie pod tym samym tytułem, z muzyką graną przez Harry’ego Jamesa. W filmie historię nieszczęsnego trębacza opowiada jego przyjaciel, pianista Smoke. „Zawsze kręciło się wokół niego mnóstwo ludzi, ale żadnych przyjaciół, był typem samotnika” – wspomina.

Strony