Wojciech Jachna - kreować wciąż nowe sytuacja - wywiadu część druga

Autor: 
Maciej Karłowski
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Skoro nalegasz, ale myślę, że najpierw trzeba by określić parametry tej czołówki i sprawdzić jakie kryteria do nie kwalifikują. A może jest tak, że teraz, kiedy mamy bardzo równy i w swej równości ogromny dostęp do każdego rodzaju muzyki, doświadczamy chwili prawdy o jazzie i jego rzeczywistej popularności?

Ale co konkretnie mamy okreslić? Przecież wiadomo że polularność Cold Play nie jest tym samym co popularność Stańki czy Możdżera.... Oni są gwiazdami w sensie jazzowym, do gwiazd popu czy rocka nie ma co porównywać muzyki jazzowej, instrumentalnej, to bez sensu. I oczywiście masz racje, że doświadczamy prawdy o jazzie....choć nie wiem czy prawda to dobre słowo.

Muzyka instrumentalna, improwizowana, jest wciśnieta pod stół. Radia to wypieprzyły ze swoich ramówek, telewizja też robi łachę, że puści o 2-giej w nocy jakąś transmisję, itd.

Skoro prawda to nie dobre słowo, to jakiego innego byś użył?

No właśnie nie mam innego słowa, ale mam takie poczucie że jazz jest w undergroundzie. Oczywiście jest nurt jazzowego mainstreamu, który flirtuje coraz bardziej z popkulturą - Solidarity of Arts, wielkie wydarzenia, śpiewające gwiazdy, ale umówmy się, prawdziwy jazz dla mnie zawsze był gdzie indziej - Davis, Shorter, Lester Bowie, Wadada Leo Smith Steve Lacy, Max Roach, Booker Littlle, to nie są hipsterzy fajnego festiwalu jazzowego, choć mam świadomość, że sprzedać towar trzeba, a żyjemy w czasach sprzedaży wszystkiego, jazz też stał się produktem....Niestety.

A kiedykolwiek nim nie był? To pierwsze pytanie drugie, chcesz powiedzieć, że ten Twój ukochany jazz kiedykolwiek nie był w undergroundzie?

No był towarem, zawsze, ale powiedzmy mechanizmy sprzedaży chyba jednak były inne. Po prostu nagrywający i koncertujący artyści sprzedawali płyty w takich ilościach, że miało to sens, dla nich, dla wytwórni. Bez nachalnej reklamy, telewizji, teledysku, i wchodzenia każdemu do lodówki. Czy nie był w undergroundzie? I tak i nie, wiesz obserwując jak Davis grał i dowalał swoje fusion na wyspie Wight dla kilkunastu tysięcy osób, trudno nie odnieść wrażenia, że jednak kiedyś publiczność miała więcej wysublimowania. Oczywiście pomijam fakt, że Davis to Davis i miał wybitny zespół, ale weźmy dziś nawet zespoły złożone z największych jazzowych gwiazd. Grają po prostu na festiwalach jazzowych, dla nieporównywalnie mniejszej publiczności. Oczywiście muzycy typu Bowie, Lacy czy Booker Littlle nigdy nie grali dla masowej publiczności tylko w klubach. Może wiec wynika to z wielkich osobowości typu Coltrane czy Davis.

No dobra, moze faktycznie zawsze był w undergroundzie...

 

No tak, ale też ta sama publiczność gwizdała gdy Steve Lacy próbował grać muzykę Theloniousa Monka w taki sposób w jaki uważał za stosowne. Mam tu na myśli skład z Roswellem Ruddem, i Charlesem Moffetem z początku lat 60. Niechęć dla ich grania spowodował de facto, że Lacy zdecydował się wyjechać na kilka dekad ze Stanów.  Myślę, że mechanizmy sprzedaży były takie same. Różnica jest w narzędziach, jakie dzisiaj do tej sprzedaży są używane.

 

Przyznam się szczerze, że słabo znam ten watek jazzu amerykańskiego, w ogóle mało się o tym pisze. Jestem w stanie uwierzyć, że tak było, bo Stany, tak bardzo uwielbiane przez jazzmanów, zamieszkuje strasznie głupi naród. Większość interesującej muzyki przetrwała dzięki europejskim dotacjom, festiwalom. Dexter Gordon, Chet Baker, Lester Bowie i Art Ensemble, wszyscy siedzieli w Europie, bo w Stanach nie zarobili by na kromkę chleba. Śmiać mi się chciało jak czytałem biografie Hendrixa, gdzie autor opisuje jak w Anglii Jimmy był juz gwiazda i grał dla kompletów publiczności, a po powrocie do Stanów znowu bieda.  Stany to ciekawy temat do rozważań, dlatego jak słucham że mam jechać do Nowego Yorku i gonić białego króliczka, to ogarnia mnie pusty śmiech. Jest milion ciekawszych miejsc. A co do narzędzi to oczywiście masz rację.

No właśnie milion ciekawszych miejsc niż USA, jakie miejsca są dla Ciebie szczególnie ciekawe?

Muzycznie bardzo ciekawie są zorganizowane kraje skandynawskie, Dania, Norwegia. Duży nacisk na pielęgnowanie własnych tradycji, opieka nad artystami, w ogóle świadomość w nauczaniu, począwszy od najmłodszych lat. W ogóle cała zachodnia Europa i środkowa jest zorganizowana w mądry sposób, do którego Polakom bardzo daleko.

Powiedziałeś opieka nad muzykami. Sądzisz, że muzycy wymagają opieki, a jeśli tak to jakiej?

No to jest temat rzeka, akurat w polandzie to jakiejkolwiek. Zauważ, że kształci się artystów na wydziałach jazzowych, a w ogóle nie ma takiego zawodu, właściwie jak muzyk nie dostanie pracy w szkole, jako nauczyciel, to nie ma ubezpieczenia zdrowotnego, emerytalnego....

Cała Europa Zachodnia ma jakiś system, że jak muzyk jest czynnym, grającym delikwentem, jest zrzeszony w jakimś związku, należy mu się jakieś ubezpieczenie, itd.

W Polsce jest klimat inny. Masz sobie radzić sam – no więc wszyscy sobie radzą. Andrzej Przybielski umarł w biedzie, nagrawszy kilkadziesiąt płyt, takich przypadków zdaje się było więcej.

Mówię o zwykłych unormowaniach prawnych, zawodu muzyka, nie mówię o wypłacaniu każdemu fury siana za to, że gra. Wiadomo, że to się nie uda.

 

Tak przypadek Andrzeja Przybielskiego i wielu innych jest w istocie smutny i dojmujący. A fakt nieunormowania prawnego dla zawodu muzyka wręcz kuriozalny, ale czy na pewno system, w którym coś powinno się należeć, to system dobry?

 

Wiesz, ja mówię o zwykłych rzeczach typu ubezpieczenie, nie bardzo rozumiem dlaczego pracownik urzędu skarbowego ma mieć ubezpieczenie, piłkarz zarabia grube melony, a muzyk, który też zapieprza, czasem jeszcze bardziej i ma zawód tak samo stresogenny, nie ma być w ogóle ubezpieczony? Bo ma tak fajnie? Czy tak dużo zarabia hajsu, że stać go ubezpieczenie się prywatnie? Proszę Cię....Nie rozmawiamy o systemie socjalnym typu duńskiego.

 

Oczywiście, że nie o takim systemie rozmawiamy. Ale jak widać zmiany legislacyjne konieczne aby cokolwiek się zmieniło idą jak krew z nosa. Zabrzmię teraz jak adwokat diabła, ale czy nie prościej jest stać się przedsiębiorcą, założyć swoją firmę i wziąć sprawy w swoje ręce?

Zbaczamy trochę na dziwne tematy, wiesz wolałbym o polityce nie rozmawiać bo mam do niej niezbyt dobre nastawienie. Zostać przedsiębiorcą i płacić ZUS 1000zł który nie wiadomo na co idzie? Nie, nie lepiej. To nasi "dzielni" politycy powinni w końcu dojść do tego, że ja jako muzyk nie mam szans zarobić 1000 zł miesięcznie na działalności muzycznej, zwłaszcza takiej jaka uprawiam, chyba ze nawiązując do szczytnej tradycji zacznę kręcić wałki.  Nie OTAKE Polskę Lechu walczył J.

To w ogóle nie są dziwne tematy, one dotykają muzyków, w takiej samej mierze, jak popularność, wysokie gaże, dobrze sprzedające się płyty, artystyczna wena,  muzyka jaką grają i jaką chcą się dzielić ze słuchaczami. To zapytam w ten sposób, skoro nie można w krótkim czasie wymusić odpowiedniej zmiany w prawie i wyegzekwować stosownej ochrony dla muzyków, a rozwiązanie z działalnością gospodarczą też nie wchodzi w grę, z powodów, o których mówiłeś wyżej, to jakie może być wyjście?

Na ten moment nie ma żadnego sensownego wyjścia. Najbardziej popularny model wśród muzyków to etat w szkole/Akademii Muzycznej plus grania i wyjazdy. Rozwiązanie z działalnościa gospodarcza jest wyjściem, ale w momencie gdybym oprócz działalności autorskiej uprawiał też działalność komercyjną, grał śluby, pogrzeby, wesela. Nie robie tego, nie mówię że to złe, ale nie specjalizuje się w tego rodzaju imprezach.

 

Zatem czekając na lepszy czas powiedz proszę, zostawiając już problemy systemu ochrony pracy muzyka,  jak myślisz o sobie jako muzyku to widzisz siebie jako kogo?

Chyba improwizatora, choć coraz bardziej mnie pociąga kompozycja. Jednak musze się o niej jeszcze duuużo dowiedzieć , a gatunki faktycznie nie maja dla mnie istotnego znaczenia, wychowaliśmy się w latach 90-tych czyli swoistym tyglu gatunkowym, wiec dość swobodnie się przemieszczam miedzy gatunkami, lepiąc z tego swoją kulkę muzyczną. Mam nadzieję ze strawną.

Także takie składy jak Innercity Ensemble czy Jachna / Buhl są żywym przykładem takiego beztroskiego hasania po obrzeżach gatunków, gorzej ze potem nie wiadomo kto, do jasnej cholery ma to zrecenzować i tego słuchać J

Ale to już raczej problem słuchających i recenzujących?

No w sumie tak

Jesteś doświadczonym już muzykiem, nagrałeś wiele znakomitych płyt, o czym marzysz, jak wyobrażasz sobie muzykę, którą chciałbyś stworzyć?

Nie mam jakichś szczególnych marzeń, ani wyobrażeń co do muzyki. Najlepszą metodą jest grać, kreować wciąż nowe sytuacje, komponować, ćwiczyć. Z ćwiczenia wychodzą fajne melodie, potem przekładam je na organizacje muzyczną. Na Offie spotkaliśmy się z Jackiem Mazurkiewiczem, od słowa do słowa, zgadaliśmy się, że fajnie by było pograć razem. Takie sytuacje są najbardziej twórcze. Tak więc staram sie nie mieć wyobrażeń, płynę na takiej fali, łapie różne spotkania, impulsy, no i oczywiście słucham, bo jak słyszę ze ktoś ma inna wrażliwość od mojej...to bez sensu.

Nie kusi Cię by w muzyce zmierzyć się z innym niż Twoje podejście?

Kusi, kusi, może spróbuję, może z muzyką klasyczną? Musiałbym ostro poćwiczyć. Nie wykluczam żadnych sytuacji. Póki gram wszystko może się zdarzyć. Nie kręci mnie jednak muzyka bez głębi. Może być reggae, ale musi być fajnie zagrane.

Zatem niech Cię otacza sama najbardziej inspirująca, fajnie zagrana muzyka :-)