W duecie i solo - Wacław Zimpel i Kuba Ziołek

Autor: 
Piotr Rudnicki

Powoli dobiega końca wspólna trasa Wacława Zimpla i Kuby Ziołka, podczas której muzycy promowali swoje solowe projekty: album „Lines” Wacława oraz „Zamknęły się oczy ziemi” Starej Rzeki. O tym, jak doszło do tej współpracy oraz o tym, skąd bierze się potrzeba nagrania płyty solowej opowedzieli po koncercie w Teatrze na Plaży w Sopocie.

Jesteście ostatnio dość zapracowani, prawda?

Wacław Zimpel:  To był nasz trzeci wspólny koncert, a w najbliższym czasie czekają nas jeszcze trzy.

A jeśli chodzi o inne projekty? Granie w duecie to chyba nie jest jedyna wasza bieżąca aktywność...

Wacław Zimpel:  Mamy ochotę grać różną muzykę w różnych kontekstach. Tych projektów jest bardzo dużo i one często działają równolegle. U mnie to są cykle. W jednym okresie roku pracuję nad jednym projektem, w innym – nad następnym. Teraz wydałem płytę solo, więc naturalną koleją rzeczy są koncerty solo, no i zaczęliśmy pracować razem z Kubą - to też jest jakieś nowe otwarcie.

Kuba Ziołek: U mnie z kolei ciągle wiele jest rozwiązań. Cały czas mam jakieś sześć czy siedem zespołów, które działają mniej lub bardziej aktywnie. Staram się nad nimi pracować, kiedy tylko mam czas, możliwości i energię. I właśnie cieszę się, że gramy razem z Wacławem bo może uda się płytę nagrać w tym roku – będzie kolejny zespół, których nigdy dość. (śmiech)   

Oboje w stosunkowo nieodległym czasie nagraliście płyty solowe. Czy to jakaś koincydencja, że teraz gracie razem?

Kuba Ziołek: Myślę, że nie ma przypadków...

Wacław Zimpel:  Z Kubą się znamy już od paru lat, a o swoim istnieniu wiemy jeszcze dłużej. Ja od dłuższego czasu śledzę to, co Kuba robi, a że ostatnimi czasy coraz bardziej oddalam się od idiomu jazzowego, zacząłem odnajdować w naszej muzyce wspólną przestrzeń.

Kuba Ziołek: Może przypadkiem było to, że kiedyś przyjechałem do Krakowa na festiwal Unsound, i jakimś cudem zamiast od razu na koncerty, poszliśmy ze znajomymi zobaczyć jak Wacek gra koncert solo w Alchemii. Jakoś udało nam się zdążyć. I może gdyby nie to, że tam wtedy trafiliśmy, nie gralibyśmy dzisiaj tutaj.

W dodatku obaj wylądowaliście w jednej wytwórni: Instant Classic. To jest nietypowe zwłaszcza, jeśli chodzi o Wacława.

Wacław Zimpel:  To może dlatego, że płyta „Lines” jest od idiomu jazzowego bardzo daleka. Odchodzę na niej od swobodnej improwizacji. Nie, żebym całkiem ją odrzucał, ale koncentruję się teraz na bardziej przejrzystych strukturach. Czuję, że obecnie mogę powiedzieć więcej z tego, co chcę powiedzieć, kiedy gram muzykę bardziej zorganizowaną.

Kuba Ziołek: Ostatnio nawet rozmawialiśmy z Przemkiem Guldą, dziennikarzem z Trójmiasta i on właśnie mówił, że Wacław jest takim genialnym improwizatorem i tak dalej. Tymczasem my de facto improwizujemy wyłącznie na bazie struktur. Możemy sobie od nich odpływać, potem wracać, ale nie można o nas powiedzieć, żebyśmy improwizowali. Gramy raczej kompozycje, które nabierają jakichś kształtów, a sama improwizacja jest niewielką częścią tego, co robimy.

Wacław Zimpel: Ona oczywiście istnieje w naszym graniu, tylko my ją bardzo mocno określamy. Nie tak jak we free improv, gdzie nie ma wcześniej ustalonej struktury i wszystko się dzieje na scenie. U nas jest to mocno zaplanowane, choć nie można też o tym mówić jak o klasycznej kompozycji, gdzie wszystko jest określone z góry. Nasze utwory nie są zamkniętą całością, są elastyczne, ale sposób improwizacji jest zaplanowany.

Obaj dojrzewaliście dość długo do tego, by zdecydować się na nagranie albumu solo. Zarówno albumy Starej Rzeki, jak i Lines są przecież płytami muzyków ze znaczącym dorobkiem.

Wacław Zimpel: Potrzeba nagrania materiału solowego wynikła u mnie w dużej mierze z tego, że chciałem znaleźć dla siebie nowy język. Aby to zrobić, zacząłem odrzucać wszystko to, wydawało mi się w mojej grze zbędne. Skupienie się na materiale solowym wydawało się w tym kontekście naturalną rzeczą. Ten materiał nie jest typowym solo, bo nakładam tam na siebie bardzo dużo ścieżek.

Kuba Ziołek: Ja pierwszą płytę solo nagrałem tak naprawdę w 2011 roku, tylko nie uznałem jej za wystarczająco wartościową, żeby się mogła ukazać. Rzeczywiście dość długo przymierzałem się do grania solowego, ale dla mnie jest to dość naturalna droga: pracujesz nad własnymi pomysłami, nie musisz się z nikim ścierać, wchodzić w interakcje. Jesteś tylko i wyłącznie ty, możesz generować wyłącznie te pomysły, na które masz ochotę. Ja zawsze chciałem grać solo, napisałem sam mnóstwo piosenek , które mam nagrane gdzieś na dyktafonie, niektóre mają już z dziesięć lat. Dla mnie to było zawsze naturalne, zawsze do tego dążyłem, aczkolwiek dopiero cztery lata temu skrystalizował mi się pomysł i koncepcja brzmienia, oraz tego, jak mają wyglądać kompozycje. Poza tym – musiałem podszkolić trochę grę na instrumencie, bo jest to wymagające także od strony technicznej. Zagranie solo na takim poziomie, żeby ktoś to docenił to bardzo długi proces i ciężka praca. Granie w zespole jest prostsze, a efekty są bardziej spektakularne. Na moje granie miałem zresztą taki pomysł, żeby to właśnie nie był tylko człowiek z instrumentem, który śpiewa: chciałem, żeby to brzmiało tak, jakby grał jak zespół. I żeby takie robiło wrażenie.

I spotkałeś się z bardzo pozytywnym odzewem, nie tylko w Polsce zresztą!

Kuba Ziołek: Taaak. To jest miłe. I ważne – że ktoś to docenia, bo chociaż robię to głównie dla siebie, to przecież nie wyłącznie!

Rozumiem, że działalność w duecie będzie kontynuowana? Efekt ukaże się w najbliższej przyszłości?

Kuba Ziołek: Prędzej czy później tak, choć nie ma co się spieszyć. Mnóstwo płyt wychodzi, a potem nikt tego nie słucha...

A mieliście trochę czasu na ogranie przed tą trasą?

Wacław Zimpel: Mieliśmy z trzy czy cztery próby...

W takim razie musicie znać się naprawdę dobrze!