Sylwester Ostrowski- “Nie ma nic złego w dobrym wykonywaniu standardów.”

Autor: 
Marta Jundziłł
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Sylwester Ostrowski- saksofonista, szef artystyczny festiwalu Szczecin Jazz, producent i przesympatyczny rozmówca. Tuż po wydaniu płyty z Deborah Brown - “Kansas City Here I Come” opowiedział mi o swojej współpracy z wokalistką, nowym albumie, podejściu do edukacji muzycznej, wykonywaniu standardów, a także drugiej edycji szczecińskiego festiwalu, który organizuje.

 

Jak doszło do Twojej współpracy z Deborah Brown?

Deborę poznałem rok temu poprzez holenderskiego basistę Jorisa Teepe, z którym grałem w innych zespołach. Któregoś dnia Joris wspomniał, że gra z Deborah Brown a ja jej głos znałem bardzo dobrze, ponieważ jej wspólna płyta ze Zbigniewem Namysłowskim „Double Trouble” była moim drugim nagraniem jazzowym, które słyszałem w życiu. Pierwsze było „Kind of Blue” Milesa. I tak, nie zastanawiając się długo zaproponowałem żebyśmy coś wspólnie zrobili. Deborah zgodziła się przyjechać. Zagraliśmy koncert w Szczecinie a później na targach gazety „Co Jest Grane 24”. Na początku tego roku Deborah zaprosiła nas do Kansas City gdzie zagraliśmy w kultowym „Blue Room” przy American Jazz Museum a jeszcze później z rewizytą gościła na naszym Szczecin Jazz śpiewając wraz z Kevin Mahoganym. Nagle okazało się, że w krótkim okresie czasu spotykamy się regularnie, więc zaproponowałem żebyśmy nagrali płytę.   

To Twoja pierwsza płyta z wokalistką. Czy robienie muzyki z wokalistą, różni się od współpracy z instrumentalistami?

Z pewnością tak, jednak nie chce się nad tym rozwodzić. Zdecydowanie wolę mówić o współpracy konkretnie z Deborą, bo robienie muzyki z nią zdecydowanie różni się od współpracy z wieloma instrumentalistami, których znam. Po pierwsze Ms. Brown jest wspaniałą wokalistką o ogromnych umiejętnościach wokalnych, dużej skali, technice, pięknej barwie głosu. Jest kobietą więc dochodzi do tego szereg „subtelności” takich jak operowanie nastrojem i dramaturgia piosenek czy całych koncertów. W tym samym momencie jest równie wspaniałym jazzmanem, który doskonale wie czego oczekuje od pozostałych muzyków w zespole, który potrafi improwizować tak jak instrumentaliści (albo lepiej :) i który ma wręcz niespotykany wspaniały time, sound and feeling.  To wszystko sprawia, że moja pierwsza płyta z wokalistką okazała się być bardzo dla mnie rozwijająca zarówno na płaszczyźnie współpracy z wokalem jak i grania jazzu po prostu.



A czy nie sądzisz, że nagrywanie płyty ze standardami jazzowymi, to trochę odgrzewany pomysł?

Zawsze granie autorskich kompozycji stawiają wyżej muzyków w hierarchii twórczości. Lecz nie zawsze w kontekście wykonawczym. Chyba nie ma nic złego w dobrym wykonywaniu standardów? Poza tym weźmy np. Wiener Philharmoniker. Czy to, że grają wciąż Mozarta to jest odgrzewany kotlet? Albo Royal Baroque Ensemble, które wciąż gra Bacha. Tak samo z Deborah Brown. Co miałoby by być złego w tym, że klasyczna jazz singer z Kansas City śpiewa Bebop? Wydaje mi się, że nic. Natomiast co wyróżnia album „Kansas City” to jak(!) Debora te wszystkie znane standardy śpiewa. Posłuchajcie sami. I naprawdę „ze świeczką” szukać współcześnie żyjących wokalistek, które potrafią tak śpiewać, improwizować, swingować….

 

Przed nami druga edycja Szczecin Jazz Festival – Twojej wspaniałej inicjatywy, która znacznie ożywiła szczecińską mapę wydarzeń kulturalnych. Co jest dla Ciebie największym wyzwaniem podczas organizacji drugiej edycji Festiwalu?

Rozwój. Jeżeli się nie rozwijasz to się cofasz. W przypadku festiwali jest tak samo, a nasza pierwsza edycja była udana, więc poprzeczka jest dość wysoko.

Druga edycja festiwalu często jest najtrudniejsza, z wielu względów. Co zaplanowałeś na drugą edycję Szczecin Jazz Festival?

Przede wszystkim kilka premierowych koncertów w Polsce. Tzn. występów artystów, którzy albo jeszcze u nas nie grali, albo nie prezentowali najnowszych nagrań. Mam tu na myśli wschodzącą gwiazdę, trębacza Keyona Harrolda, który nagrał partie trąbki do filmu „Miles Ahead” czy Matthew Shipp z nowym trio i nagraniem „The Conduct of Jazz”. Ponadto zaprezentujemy polskich jazzmanów na „froncie” ze szczecinianką Agnieszką Wilczyńską. Będzie kilka artystów którzy z pewnością przyciągną szerszą publiczność oraz gwiazda XXXL na specjalnym dodatkowym koncercie. Pełny program na szczecinjazz.pl i na naszym fb już w styczniu 2017. Przyjedźcie do Szczecina, zapraszam. Będzie fajnie.     


Czy jazz na akademiach muzycznych jest w ogóle potrzebny? Myślisz, że Akademia pomogła Ci osiągnąć sukces?

Nie uważam, że osiągnąłem sukces. W ogóle nie myślę w tych kategoriach. Raczej bliższy jest mi powiedzenie Horacego Silvera – „Im just doin’ the thing”. Czy raczej staram się „doin’ the thing”. Ukończyłem studia w Katowicach, w klasie saksofonu jazzowego, ale tak jak wielu legendarnych muzyków uważam, że edukacja akademicka nie jest potrzebna aby grać jazz. Mało tego, jazz nie przeszedł z uniwersytetu. Przyszedł z kościoła, ulicy, z klubu. Jest przekazywany poprzez wspólne granie. Osoba osobie, grupa grupie. Dziś szkoły próbują to zastąpić ale….... Do mnie osobiście wszystko co przyszło dobrego przyszło  spoza szkoły.    

Czy wraz z Deborah Brown, planujecie trasę promującą album? Szykuje się gorący okres?

Dość gorący :)
Jedziemy w przyszłym roku do Włoch, Austrii, Węgier, Czech i Szwecji. Chcielibyśmy też zagrać coś w Polsce. Miejmy nadzieję, że się uda, ale na razie trudno mówić o konkretach. Zobaczymy.