Rafał Gorzycki - inspiruje mnie...dużo rzeczy!

Autor: 
Maciej Karłowski

Przed dwoma tygodniami ukazała się na płytowym rynku piąta płyta formacji Ecstasy Project zatytułowana "They Where P". Na tę okazję oraz na okazję rozpoczynającej się w środę trasy koncertowej zespołu, jej lider, Rafał Gorzycki przemówił!

Mija 10 lat od wydania pierwszej płyty Ecstasy Project. Mamy więc jubileusz, jak się czujesz jako jubilat?

W ogóle nie czuje się jubilatem. Ten hałas rocznicowy powstał tylko z praktycznych powodów. Musiałem mieć jakiś chwytliwy tytuł projektu na dofinansowanie albumu „They were P” do Urzędu Miasta Bydgoszczy i Urzędu Marszałkowskiego. Debiutancki album Ecstasy Project pojawił się w 2001 i pomyślałem, że na urodziny to raczej mi dadzą pieniądze, bo jubilatom się nie odmawia...i nie odmówili!

A już myślałem, że to okazja do jakichś muzycznych podsumowań. NIe lubisz podsumowań?

A jeśli o to pytasz, to na pewno tak, ale nie dotyczy to faktu, że Ecstasy Project  istnieje 10 lat..... Gdyby nie ten projekt, to nawet bym nie wiedział o tym. Jeśli chodzi o podsumowanie to powoli zbliżam się do 40-tki ( mam 37 lat :-) i powoli czuję, że wkraczam w pewien nowy okres. Mówi sie, że najlepszy, najbardziej dojrzały i twórczy okres dla  artystów to  przedział 40-60 lat. Z drugiej strony, 40-tka dla mężczyzny to pewna cezura.  Zawsze muszą być dwie strony, to irytujące. Poza tym moje życie osobiste przez ostatnie 3 lata było bardzo ciężkie,  bardzo przeżyłem swój rozwód, a teraz jestem tatą miesięcznego Wojtusia. To jakoś podprogowo wpływa na twoją muzykę i widzenie w niej siebie. Podsumowań nie lubię, bo wymaga to patrzenia w przeszłość, jakby coraz mniej było przed tobą, jakbyś przy każdym podsumowaniu umierał. A nie zawsze lubię o niej myśleć, wolę myśleć o nowych płytach i koncertach, filmach, obrazach.... teraz Wojtusiu. Od jakiegoś czasu chodzę na psychoterapię, bo nie mogłem się pozbierać po rozwodzie i sporo piłem piwa...Widzę rzeczy bardziej wyraźnie i dostrzegam więcej  w tym co robię i dlaczego robię. Pomaga to głównie w życiu, ale przekłada się też na muzykę. 

Co jest teraz w obliczu tych wszystkich zmian w życiu osobistym ważne dla Ciebie w muzyce, jak widzisz siebie w niej?

Chcę czerpać z niej więcej radości, frajdy po prostu. Nie traktować jej zadaniowo - kompozycja, próby, sesja, trasa, koniec. Dać sobie przestrzeń na przyjemność i zobaczyć ile już udało mi się zrobić i osiągnąć. Zawsze byłem bardzo surowy dla siebie, za bardzo. To trudny i długi proces, ale rozpocząłem go!

Mówisz nowy okres, masz także przeczucie jaki to może być okres, co może się zdarzyć, jakim tropem będziesz podążał?

Co do tropu, to mam dobry węch i ciągnie mnie ku nowemu. Utkwiło w mojej głowie zdanie Hancocka - jazz będzie żył, póki będą ludzie, którzy będą próbować go rozwijać i szukać nowych rozwiązań. To chyba bardzo na czasie, obserwując wpisy internetowe braci jazzowej.

Jakie wpisy masz na myśli?

Kurcze , wyjdzie dość poważny wywiad......

Trochę tak, ale jak wolisz możemy przejść do pytań neutralnych.

Nie, ostatnio śledziłem  forum na facebooku - co sie dzieje z polskim jazzem, na google - psj-otowe i chocby jazzarium dwugłos + komentarze... nasunęło mi się podsumowanie tego, co czytałem. Cytując klasyka: "Moi drodzy, po co kłótnie, Po co wasze swary głupie, Wnet i tak zginiemy w zupie!" "A to feler" - Westchnął seler.”

To nie kłótnie wcale, przynajmniej w tym dwugłosie. Sugerujesz więc, za młodszym nieco klasykiem, że lepiej „róbmy swoje”?

Jesteśmy artystami, twórcami, elitą (tak pewnie o sobie myślimy), a robimy sobie polskie piekełko w niczym lepsze niż to, które zawdzięczamy naszej i nie tylko naszej klasie politycznej. Nie mam z tym problemu..... taki mam okres, a gadanie o dźwiękach uważam za bezsensowne, wolę je generować, niż o nich mowić.... no chyba, że na uczelniach :-) Wracając do dwugłosu, był dość wyważony, faktycznie.... ale dla czujnego czytelnika łatwo wyłuskać, co w trawie piszczy. Mówisz róbmy swoje? Zawsze!!! Sądzę, że długoterminowo to zawsze się kalkuluje i przynosi owoce.

Co zatem Twoim zdaniem w trawie piszczy?

Wielu artystom i nie tylko, bardzo przydałaby się psychoterapia. Lustro, które pokazuje co w nas się naprawdę dzieje i czemu reagujemy tak, a nie inaczej. Polecam każdemu! Powinno to być refundowane przez NFZ i w niektórych krajach zresztą jest! Brak szacunku, rywalizacja, kompleksy, ambicje, złośliwości - wszystko to powoduje strach, na który reakcją jest agresja jako forma obrony. Oj, jestem psychologiem już :-)

Bycie lekarzem to z drugiej strony jedna z naszych narodowych cech ;-)

Wyobrażasz sobie szczęśliwego człowieka , który poniża świadomie innych? Ja nie!

Mowisz o dyskusji o polskim jazzie czy dwugłosie?

Mowie ogólnie o kondycji ludzi. Saązę, że nie jest ani lepiej, ani gorzej wśród aktorów, prawników, sędziów, piłkarzy...Chodzi o pracę nad sobą, szukanie rozwoju, a nie dostrzeganie całego zła u innych. Znów klasyk: „źdźbło w oku bliźniego widzisz, a belki w swoim nie dostrzegasz.”. Boże teraz jestem mistykiem!

A to już nie jest tak bardzo polska cecha?

Nie znam tak dobrze innych nacji, pewnie tak, ale ile jeszcze czasu naszym alibi ma być stwierdzenie - wiesz, to cecha Polaków! To do nikąd nie prowadzi. Ja wole prof. Kołakowskiego.

Wszyscy dyskutujący mogą się mylić, sam prof. Kołakowski także błądził.

Wybacz , ale nie zgodzę się na takie porównanie. Błądzenie a intryganctwo to dwa różne światy. Idąc tym tropem, Hitler tez błądził. Nie wchodzę w to!

To już demagogia trochę, w to z kolei ja nie wchodzę. Zostawmy może te sprawy. W jakiś sposób wróćmy do muzyki choć, jak sam powiedziałeś, wolisz ją grać niż o niej mówić. W jakim miejscu jest dziś Ecstasy Project, co zmieniło się przez te dziesięć lat?

Przede wszystkim po debiucie zachorował i zginął mój przyjaciel i wspaniały gitarzysta Tomek „Świety” Hesse, z którym założyłem Ecstasy Project. Muzykę na drugi album, „Realium”, napisałem jeszcze na kwartet z nim, ale Tomek już nie zagrał na płycie. Stąd Ecstasy Project  Trio, ze skrzypkiem tylko. Nie widziałem tu innego gitarzysty. Stąd też sądzę dość oryginalne brzmienie tego albumu. Potem przed trzecią płytą, wiedziałem, że muszę zmienić tok myślenia i instrumentarium. Tomek już nie żył, a ja słuchałem więcej współczesnej kameralistyki niż jazzu, ECM, mojego Gateway.... i tak powstały „Europae” i „Reminiscence Europae”. No i teraz jesteśmy przy „They were P”.

Czyli gdzie?

Czułem, że to ważna płyta dla mnie. Pierwsza w całości zrobiona po ciężkich trzech latach, z czterdziestką niemal na karku. Może jednak właśnie jest to jakieś podsumowanie! Pierwsza, po rozpoczęciu terapii. Jestem z niej bardzo zadowolony, dumny. Choć nie udało się zaprosić elektronika, klarnetu basowego, ale to będzie na kolejnej płycie. Już ją słyszę od jakiegoś czasu! Udało mi się też wypracować taką pozycję, że mam pełną swobodę w pracy nad Ecstasy Project i mogę skoncentrować się tu na wycinku muzyki najbliższym swoich zainteresowań, bo w Sing Sing Penelope robię to, co kiedyś lubiłem najbardziej czyli Davisa z lata 67.-72., a z Dzikim Jazzem  - akustyczny kwartet jazzowy. To bardzo miła sytuacja.

Wszystkie te trzy projekty zaznaczają całą skalę Twoich zainteresowań?

Myślę, że mniej więcej tak. Gdyby mi czegoś brakowało, pewnie szukałbym tego i wcześniej czy później znalazł. Choć według mojej wcześniejszej tezy wszystko przede mną! Ale chyba wiem, czego nie będę grał.

Czego?

Rocka, punka,  chociaż nigdy nie mów nigdy! Dziś słucham mało. Wolę film, malarstwo... Nie inspiruje mnie muzyka.. Inspiruje mnie.. dużo rzeczy! Choć czasem słyszę wspaniałą muzykę, ale ona już jest zagrana, skomponowana. Ale Shorter zawsze mnie kręci!!!! Shorter, Schoenberg, Szymanowski,  trzech moich panów SZ. Z drugiej strony bardzo szanuję kompozytorów intelektualistów, którzy świadomie łamali zasady i rozwalali formę...Cage, Stokhausen, Lachenmann. Może to okaże się dla mnie drogą na przyszłość, na razie jednak brakuje mi na to odwagi.

Słuchając „They Were P” donoszę wrażenie, że nastąpiło na tej płycie bardzo inspirujące połączenie tego, co zapisane, zaimprowizowane, zaplanowane pod względem brzmienia, przestrzeni i barwy. Jest tu chyba także jakiś ważny moment porozumienia pomiędzy pozostałymi muzykami. Jak pracujecie nad Waszą muzyką?

To prawda, uważnie słuchałem najróżniejszych projektów łączących kameralistykę, klasykę  z jazzem. Większość tych działań miało, moim zdaniem, niską wartość artystyczną... hi hi. Nieudane próby...Często czuć, że to jest siłowe i to jest dramat dla muzyki.

Powiem nieskromnie, że ja akurat czuję to bardzo dobrze i znalazłem na to pomysł, no i oczywiście muzyków. Bez tych konkretnych artystów Ecstasy Project nie mogłoby istnieć, albo byłoby dużo słabsze. To są wybitni muzycy. Paweł Nowicki gra co roku na Warszawskiej Jesieni, Tomek Pawlicki to monster fletu (pierwszy flet Opery Nova), Łukasz Górewicz  - geniusz  skrzypiec, takiej łatwości nie widuje się często u skrzypków, a poza tym ważne jest też, że nie ogrywają bez przerwy harmonicznego schematu 2/5/1, co w przypadku EP jest zaletą! 

A co do pracy, to sam komponuję całą muzykę. Jesteśmy z czterech różnych miast, więc próby mamy rzadko. Każdy ma swoje miejsce w utworze, posiada zapis nutowy, miejsce na improwizacje i hula muzyka. Pracuję powoli i precyzyjnie nad kompozycjami dla Ecstasy Project, ale dzięki temu koledzy przychodzą trochę na gotowe :-)

Jak zresztą mogliby te 2/5/1 grać, skoro nie bardzo dajesz im w Ecstasy Project taką możliwość ;-) Masz sporo szczęścia. Znalazłeś muzyków nie przejmujących się stylistyczną przynależnością do konkretnego gatunku. Jak ich szukałeś?

Mam kupę szczęścia! Gwarantuję ci, że są muzycy, którzy wszędzie 2/5/1 wepchną :-)  nawet w Ecstasy Project by im się udało! Gdzie ich znalazłem? Łukasz Górewicz nagrał z zespołem 3 Metry i Tymonem płytę w Szczecinie w połowie lat 90. Rychu to puścił i wiedziałem, że muszę z nim grać i nagraliśmy płytę , która nigdy nie wyszła, a szkoda (3 Metry i duńscy eksperymentatorzy), no  ale do Ecstasy Project go zaprosiłem. Tomek Pawlicki, to historia już z Maestro Trytony Tomka Gwincińskiego, z którym obaj nagraliśmy dwie płyty. Paweł Nowicki, aha - słyszałem go z Pink Freud/ kiedy Wojtek i Kuba dowalali do pieca, a on grał cichutko bardzo frapujące frazy!  I w końcu Paweł Urowski, grał na pierwszej płycie z Contemporary Noise Sextet,  solidny basista, wirtuoz. Takiego szukałem!  Głupi ma szczęście!

No chyba nie taki głupi, pamiętasz początek naszej rozmowy?

Niee…Tak, czy inaczej, szczęście się przydaje, czasem bardzo, a ja mam farta trochę.

Jest płyta, skądinąd świetna. Idą za nią koncerty?

Dziękuję! Wiesz, na tyle, na ile da się w dobie kryzysu i braku odbiorców muzyki dobrej a niepotrzebnej rynkowi :-) Graliśmy premierę na Jazz Jantar , od środy  16.11 do 21.11 mamy trasę po Polsce. W Warszawie 17 listopada, potem luty 2012 druga część krajowej trasy i wiosną trochę Europy.

Trochę Europy? Jak trochę?

No po prostu koncerty w Niemczech, Austrii, Słowenii, Anglii. Wiesz sądzę, że to cecha tej muzy, że Europa i USA bardziej ją docenią  niż nasz kraj, choć przecież nikt nie jest prorokiem we własnym kraju :-)

To gorzkie słowa, czujesz się rozgoryczony?

Nie! Absolutnie. Wiem co robię, znam tego wartość, znam też swoje dobre i złe strony... Jest mi tylko przykro, że promuje się za granicą nie zawsze najwartościowsze  projekty, a Ecstasy Project do nich należy. Kropka.