Po premierze albumu „Dark Morning” – rozmowa z Piotrem Schmidtem i Wojciechem Niedzielą

Autor: 
Maciej Karawiec
Autor zdjęcia: 
SJC Records

Dlaczego, grając w większych składach, zdecydowaliście się na formację duetową? Jakie są zalety takiego trybu muzykowania?

Wojciech Niedziela: Faktycznie, istnieje istotna różnica pomiędzy graniem w większych składach instrumentalnych, a koncertowaniem w kameralnym gronie lub nawet solo. Te pierwsze formy pozwalają na większą ekspresję i dynamikę gry, pozostawiając nieco mniej miejsca i swobody poszczególnym muzykom. Natomiast "mikroskłady" - w nich najważniejszy jest detal i niuans, zarówno w artykulacji, dynamice, początku i końcu dźwięku, brzmieniu i ogólnie pojętej sonorystyce. Takie zespoły pozostawiają muzykom więcej przestrzeni, a także pozwalają swobodnie kreować formę utworu. Te kameralne składy stanowią dla instrumentalisty znacznie większe wyzwanie i wymagają większej odpowiedzialności za każdy dźwięk. Dają jednak niesamowitą frajdę i satysfakcję po udanych koncertach czy nagraniach.


Wasza wspólna płyta nosi tytuł „Dark Morning” i jest to także jedna z kompozycji na albumie. Czemu ona właśnie dostarczyła nazwę dla całego wydawnictwa?

Piotr Schmidt: Tytuł "Dark Morning" dotyczy mojego utworu, który istnieje już chyba od sześciu lat i nagrany został poprzednio na czterech płytach różnych zespołów, w tym na płycie Tomasza Bury (pianista z zespołu Schmidt Electric) nagranej solo pt. "Ritual". Jest to chyba moja najbardziej udana kompozycja, która swoim klimatem i snutą opowieścią wzbudza wiele niesamowitych odczuć. W świecie muzyki jazzowej jest tak, że wielu wspaniałych artystów wykorzystuje swoje utwory po kilka razy. To częsta praktyka. Ja tak samo postanowiłem nagrać ten utwór po raz kolejny, ale znowu w innej aurze, odsłonie, ukazując jego odmienny i wyjątkowy kształt. Wojciechowi tak się ten utwór i nasze wspólne wykonanie spodobały, że ze względu na jego nastrój, odpowiadający klimatowi całej płyty, zasugerował żeby tak nazwać całą płytę. Z jednej strony pomoże to oddać charakter albumu, a z drugiej zaś, w jakiś sposób uhonoruje tę wyjątkową kompozycję.

 

Wszystkie utwory na albumie są Waszego autorstwa. Czy od początku pracy nad nim jasne było, że to Wy dostarczycie repertuar, czy też rozważaliście utwory innych artystów?

Wojciech Niedziela: Od początku sądziliśmy, że nasza płyta powinna zawierać wyłącznie nasze kompozycje. Myślę, że to powoduje, że muzyka, która się na niej znalazła jest bardziej osobista, a przez to głębsza. Jednakże podczas koncertów zdarza nam się także wykonywać kilka standardów jazzowych.

Piotr Schmidt: W takich sytuacjach głównie sięgamy po standardy takie jak np.: "Blue Monk", który zawsze ubarwia nasze występy zarówno w duo jak i w kwartecie, oraz ewentualnie "All Of Me", który to jest pozytywnym, optymistycznym utworem. Jednak ten drugi standard został zastąpiony przez moją kompozycję "Sanostol" - utwór o bardzo podobnym charakterze i konwencji. Przyniosłem go na próbę, dosłownie kilka dni przed wejściem do studia. Natomiast dla "Blue Monka" po prostu zabrakło miejsca. W trakcie sesji nagraniowej już definitywnie uznaliśmy, że mamy tyle świetnego autorskiego materiału, że nie ma sensu dociskać go na siłę standardem. Wojciech jeszcze na kilka dni przed nagraniem przyniósł dodatkowe dwie kompozycje, a w studio jeszcze wyimprowizowaliśmy dwa utwory, które - tak jak je zagraliśmy za pierwszym razem - zostały na płycie, pod tytułami "Seclusion" oraz "Przestwór". Wallace Roney powiedział kiedyś, że wytwórnie zmuszają go do tego, żeby na jego płytach zawsze był co najmniej jeden standard jazzowy, bo wtedy sprzedaż albumu znacząco wzrasta. Ja całe szczęście mam własną wytwórnię i nikt do niczego mnie nie może zmusić. A i na sprzedaży aż tak mi nie zależy, liczą się bardziej rezultaty stricte artystyczne.

Premiera albumu miała miejsce kilka tygodni temu, ale ogrywacie ten materiał od dłuższego czasu. Czy bardzo ewoluował on od pierwszych koncertów do momentu sesji nagraniowej?

Piotr Schmidt: Koncertujemy razem mniej więcej od początku 2016 roku. Wtedy już graliśmy częściowo autorski materiał, głównie Wojciecha, a uzupełniany był on o standardy jazzowe w naszych aranżacjach i interpretacjach, adekwatnych do tak minimalistycznego składu instrumentalnego. Z czasem dokonywaliśmy pewnych zmian w repertuarze, natomiast największej przemianie program ten uległ tuż przed wejściem do studia oraz w studio. Dodatkowe trzy kompozycje przygotowane wcześniej, rozmowy o muzyce w przerwach nagrania, odsłuchiwanie materiału i wzajemne sugestie, wreszcie wyimprowizowane przejścia pomiędzy utworami oraz dwa utwory. To wszystko sprawiło, że to co jest na płycie różni się od naszych poprzednich wykonań koncertowych o jakieś pięćdziesiąt procent. Praca w studio na pewno nas jako zespół rozwinęła. Teraz ten projekt nabrał głębi, jakiej jeszcze nie miał i z tym większym entuzjazmem nie możemy się doczekać wspólnych kolejnych koncertów.


Album zarejestrowaliście w studiu Jazovia w Gliwicach. Dlaczego zdecydowaliście się właśnie na nie?

Piotr Schmidt: Znam się z Krzysztofem Kobylińskim od dawna i wiem, że jest to człowiek, który jeśli chodzi o jakość tego co robi, nie szuka kompromisu. Stać go na to, żeby wszystko było dopracowane w najdrobniejszym szczególe. Studio jakie zbudował kilka lat temu w Gliwicach jest jednym z najbardziej topowych w Polsce, o ile nie szerzej. Wcześniej nagrywałem tam płytę "Tear The Roof Off" z zespołem Schmidt Electric. Tam też Tomasz Bura nagrał wspomniany "Ritual" w przerwie obiadowej. Wiedząc, że chcę nagrać płytę z wybitnym pianistą, gdzie ważne jest posiadanie świetnego fortepianu, zdecydowałem się właśnie na to studio. Idealne warunki, świetne zaplecze. Wprawdzie wzbogaciłem nagranie o mojego realizatora - Macieja Stacha, to razem udało się osiągnąć najlepsze możliwe warunki do stworzenia płyty. Nagrywaliśmy razem, "na setkę" w głównej sali koncertowej studia Jazovia, która w dodatku jest bardzo ciekawa z architektonicznego punktu widzenia i to też stworzyło sprzyjającą aurę.


Na koncertach stawiacie na precyzyjne wykonanie utworów z pewnym marginesem na improwizacje, czy może kompozycje stanowią szkielety dla bardziej rozbudowanych, spontanicznie kreowanych form?

Wojciech Niedziela: Zamysłem tego składu jest rozbudowany element improwizacji, swobodne kreowanie formy, wzajemne dialogi. To powoduje, że każde wykonanie poszczególnych utworów jest inne. Natomiast nie gramy opracowań, specjalnych aranżacji czy wypracowanych wcześniej schematów.

Piotr Schmidt: Ponieważ obaj mamy świetny słuch, to potrafimy podążać wzajemnie za sobą. Każdy z nas wie co gra drugi w danej chwili, momencie, tu i teraz, w ułamku sekundy, który tworzy prawdziwą improwizację i generuje szereg półświadomych wyborów kreujących wspólnie tworzoną aurę dźwiękową. To wszystko jest niezmiernie fascynujące w graniu w duecie.

 

Czy macie już w planach następne wydawnictwo?

Wojciech Niedziela: Ktoś kiedyś dowcipnie odpowiedział na pytanie kiedy nagra następną płytę - jak rozdam tą poprzednią. Miejmy nadzieję, że my rozdawać naszej płyty nie będziemy musieli tylko znajdą się na nią nabywcy.

Piotr Schmidt: Jak płyta sprzeda się za szybko, zawsze można ją dodrukować. Ja uważam, że nie należy spieszyć się z kolejnymi płytami, kiedy ta którą się właśnie nagrało jest dobra. Nam się ona bardzo podoba i całe szczęście także wielu innym ludziom. Taką płytę należy długo promować i długo grać jej program na koncertach. A potem, kto wie, pewnie tak, nagramy coś znowu, może w rozszerzonym składzie, a może nie. Zobaczymy.

Obaj prowadzicie również działalność edukacyjną. Jak postrzegacie polską młodzież parającą się dzisiaj jazzem? Jakie są ich zainteresowania, co jest dla nich najważniejsze, na ile ich podejście jest inne od tego, które cechowało czasy Waszej nauki?

Wojciech Niedziela: Różnice zauważam następujące: łatwość dostępu do Internetu spowodowała jednocześnie łatwość dostępu do materiałów dydaktycznych, wszelakich workshopów, koncertów, pokazów i nagrań. Skutkuje to dużo wyższym poziomem zaawansowania w znacznie młodszym wieku. Druga sprawa to różnice stylistyczne - dawniej elementami, których studenci poszukiwali był swing, drive i szeroko rozumiana "amerykańskość" jazzu. Dzisiaj stawia się na: oryginalność, komplikacje (nieregularne metrum, rozbudowane formy utworów)  i europeizację lub folkloryzację jazzu. 

Piotr Schmidt: Dzisiejsza młodzież dużo bardziej nastawiona jest na łączenie jazzu z różnymi bardziej współczesnymi gatunkami muzycznymi. Ten mix to jest to, co ja też bardzo lubię, ale mam wrażenie, ze teraz ludzie młodzi rzadko grają mainstream. Wyjątek stanowią jam sessions, gdzie cała konwencja takich spotkań oscyluje wokół głównego nurtu jazzu i standardów jazzowych, choć też nie zawsze. Niemniej jednak ogólny trend jest w stronę mixu gatunków. Minusem jest natomiast to, że zalew informacji nie zawsze sprzyja wyciąganiu z nich najlepszych wzorów. Ale to jest minus całego naszego współczesnego świata. To także plus, bo nie ma monopolu na dostarczanie jedynie wybranych informacji i materiałów, jest pluralizm i możliwość przebicia się ze swoją, niszową historią, co umożliwia m.in. YouTube.


Młodzi polscy adepci jazzu nieraz wybierają naukę za granicą – ostatnio popularne jest na przykład Rhythmic Music Conservatory w Kopenhadze. Czy z kolei zdarza się, że zagraniczni muzycy przyjeżdżają uczyć się na polskich wydziałach jazzu?

Piotr Schmidt: Zarówno na Akademii Muzycznej w Katowicach jak i na Instytucie Jazzu w Nysie jest sporo osób z zagranicy. W Nysie mamy wybitnych studentów z Ukrainy czy z Litwy, natomiast w Katowicach dodatkowo, oprócz osób zza naszej wschodniej czy południowej granicy, jest dużo studentów z Chin. Taka wymiana kulturowa jest bardzo pozytywna. Pozwala poznać ludzi o innym podejściu do kształtowania muzyki, jej znaczenia. Im więcej wymiany kulturowej tym lepiej dla rozwoju kultury jako takiej. To szeroki temat, ale muzycy jazzowi od zawsze byli za różnorodnością kulturową, otwartością i tolerancją zarówno rasową, jak i religijną czy światopoglądową. Jazz to improwizacja, relacja, interakcja, to otwartość i nastawienie na to co grają inni. Słuchanie innych to podstawa tworzenia przez nas muzyki. To dlatego właśnie większość z nas ma bardzo liberalne poglądy społeczne. Choć jak w każdej grupie, i tu znajdziemy wyjątki (śmiech).


Na koniec pytanie o nadchodzące miesiące: szykuje się dla Was intensywna jesień?

Wojciech Niedziela: Rzeczywiście, jesień i wiosna to okresy wzmożonej aktywności koncertowo-nagraniowej. W moim przypadku jest to kilkanaście koncertów w składach, z którymi aktualnie współpracuję: Jan Ptaszyn Wróblewski Kwartet/Sekstet, flecista Krzysztof Popek i jego Kwintet, Piotr Schmidt/Wojciech Niedziela Duo, a także duet fortepianowy z Piotrem Matusikiem.

Piotr Schmidt: Poza wspólnymi koncertami z Wojciechem Niedzielą także angażuje się w inne projekty. Są to przede wszystkim mój drugi, czołowy zespół - Schmidt Electric z którym zagramy parę koncertów z gościnnym udziałem rapera Ten Typ Mesa, oraz jazz-popowy skład Kuby Badacha, z którym jesienią promować będziemy jego nową płytę "Oldschool". Dziś jednak i tutaj zapraszam wszystkich do śledzenia mojego mojej oficjalnej strony na Facebooku, gdyż tam na bieżąco informuję o najbliższych koncertach. Zachęcam także do odwiedzenia strony wydawnictwa SJRecords (sjrecords.eu), której nowa odsłona będzie miała premierę 31 października.

Bardzo dziękuję za rozmowę.