Marek Napiórkowski - wytrzymajmy!

Autor: 
Maciej Karłowski
Autor zdjęcia: 
mat. wydawcy

Marek Napiórkowski – słynny gitarzysta, może najsłynniejszy w Polsce. Słyszymy go często gdy zasiada w najróżniejszych zespołach jako sideman. Właśnie jako muzyk sesyjny nagrał niezliczoną ilość płyt. Jest jednak także kompozytorem i co najważniejsze liderem własnych artystycznym przedsięwzięć. I już jako lider wcale nie rozpieszcza swoich fanów, tak bardzo jakby tego chcieli. Ostatnio nagrał jednak nową płytę. Znakomitą płytę. UP! Zaprosił do jej nagrania wielu przyjaciół jazzmanów i nie tylko z polski i z poza granicy. Teraz będziemy mieli okazję w pełnym składzie posłuchać UP! W wersji koncertowej i na dodatek w Sali radiowej im Witolda Lutosławskiego. Z tej okazji zadaliśmy Markowi kilka pytań. No może więcej niż kilka.

 

Powiedziałeś w jednym z wywiadów, że zabierasz głos nową płytą wtedy, gdy masz coś istotnego do powiedzenia. Co istotnego chciałeś powiedzieć płytą UP!

Rzecz jasna ,to co mam do powiedzenia jest ważne dla mnie. Istotne jako porcja muzyki, która opowiada o moich uczuciach, o tym jaki jestem teraz. Jest to muzyka, która wydaje mi się wystarczająco ciekawa by podzielić się nią ze słuchaczami. Płyta "UP!" jest nową, zrealizowaną z większym aparatem wykonawczym, odsłoną mojej kompozycyjnej i improwizacyjnej drogi.

Słyszałem opinię, że to manifestacja tej delikatniejszej strony Twojej osobowości, tej, która ma w sobie wyrafinowaną delikatność. Co ty na to?

Może? Od zawsze w równym stopniu kręciło mnie granie bardzo ekspresyjne jak i liryczne balladowe. Myślę ze na tej płycie znalazły się przejawy obu tych światów. Poza tym wiem nie od dziś że, mówiąc żartobliwie, "taśma" zjada ekspresję. Tak jak uwielbiam grać i słuchać podczas koncertów muzyki z dużym "ciosem" tak płyta studyjna kojarzy mi się z pewna równowagą, misternie opowiedzianą historia i ładunkiem głębszego przekazu niż tylko energia.

Jeśli wspominasz głębszy przekaz i jeszcze w kontekście powiększonego aparatu wykonawczego, to na UP zgotowałeś słuchaczom nie lada wyzwanie

Nie miałem takiego zamiaru:) Nie wiem czy to wyzwanie dla słuchaczy. Wszystko zależy od poziomu osłuchania ale także od wrażliwości na niuanse. Na pewno ,zaaranżowane przez Krzysztofa Herdzina partie nonetu muzyków orkiestrowych zawierają masę informacji, kolorów i harmonicznych struktur. Juz samo dobranie tego kameralnego składu jest bardzo nietypowe (2 klarnety, klarnet basowy, wiolonczela, obój, fagot, flet, waltornia, puzon).Napisana przeze mnie muzyka na kwintet jazzowy została wzbogacona kolorowym światem instrumentów orkiestrowych, co może budzić skojarzenia brzmieniowe ze światem muzyki klasycznej.

Zapewne takie skojarzenia budzą. Piszesz, że wszystko zależy od poziomu osłuchania.  Z drugiej strony ten sam Krzysztof Herdzin, który napisał dla Ciebie te kunsztowne aranżacje, nie pamiętam gdzie, stwierdził, że muzyk jazzowy tworzy właściwie dla swoich kolegów po fachu, bo kto z laików jest w stanie docenić złożoność, poukrywane wyrafinowanie fraz, harmonii, muzycznych myśli. Pomyślałem, że nagrywając muzykę przemawiającą takim bogactwem tych muzycznych myśli, współbrzmień i narracji skazałeś się na niezrozumienie w oczach słuchaczy.

Nie tracąc wiary w istnienie wrażliwych odbiorców pozwolę sobie nie zgodzić się ze zdaniem Krzyśka. Jestem przekonany że muzykę w dużym stopniu odbiera się na płaszczyźnie intuicyjnej, instynktownej. Nie mam zielonego pojęcia o malowaniu, nakładaniu werniksu i mieszaniu farb a jednak z satysfakcją odbieram piękno, np. portretu Rembrandta. Warto tworzyć bogatą i wyrafinowaną muzykę, jeśli taka nam w sercu gra, z przeświadczeniem że słuchacz nie musi rozumieć muzyki. Bo muzyki rozumieć się nie da, gdyż jest abstrakcją. Odbiorca sztukę przeżywa i dlatego wierzę w muzykę ,w której są emocje bez względu na poziom komplikacji. Ja pisze niełatwe ,jeśli chodzi o muzyczną kuchnie utwory. Staram się, jednakże by były komunikatywne i nośne, by słuchacz znalazł w nich coś co rezonuje z jego wrażliwością. Szczęśliwie po nagraniu płyty "UP!" otrzymuję więcej niż kiedykolwiek dobrych zwrotnych informacji.

Nie dziwię się tym reakcjom zwrotnym. Osobiście uważam UP za jedną z najświetniejszych płyt, jakie ukazały się na polskim rynku w ubiegłym roku, co więcej za płytę zawierającą muzykę, w której przeglądać się może zarówno słuchacz oczekujący miłych dla ucha tematów, jak i człowiek chcący zatapiać się w złożonych brzmieniowo aranżacjach. Sugerujesz zatem, żeby nie starać się muzyki rozumieć i oglądać pod lupą wiedzy, ale aby pozwalać jej na działanie?

Tak! Wydaje mi się ze sam wciąż jakoś pozostałem słuchaczem otwartym na przekaz i emocje. Uwielbiam kwiecisty opis pewnego koncertu zrecenzowany przez Wujka Tomka, czyli nieodżałowanego Tomasza Szukalskiego. Podsumował wtedy "ani się wkurwić, ani wzruszyć..." To jest sedno! Rzecz jasna, nieustająco uczę się muzyki, analizuję pod lupa i staram rozwijać język, ale nie chciałbym zatracić zwykłego organicznego zachwytu muzyką.

No tak , jest rzeczywiście nienajlepiej kiedy sztuka ani nie potrafi wzruszać ani wkurwiać. To jednak reakcje biegunowe. Pomiędzy nimi jest nieskończenie wielka paleta odcieni emocjonalnych, jakie kontakt ze sztuką może wywołać. Co wtedy?

Przytoczony cytat ma znaczenie przenośne i zachwyca urodą skrótu myślowego a la Wujek:) Tak jak w życiu nie jestem zwolennikiem wyłącznie bieli i czerni tak i w sztuce znajdziemy wszystkie pośrednie odcienie. Muzyka może docierać na wiele sposobów, może być przeróżna, ale powinna jakoś poruszać wrażliwego melomana. Artysta powinien nadawać, a odbiorca niech doznaje emocji w nieskończonej palecie odcieni.

To brzmi trochę  jak zezwolenie nawet na sytuację, w której muzyk nie musi umieć za wiele, wystarczy, że nadaje. Czy to nie furtka dla artystycznej hochsztaplerki?

No nie, hochsztaplerki bardzo nie lubimy. Mówimy tutaj o kontakcie artysta-wrażliwy odbiorca. Wrażliwy czyli także wyczulony na ściemę. Abstrachuję oczywiście od przemysłu muzycznego, rynku, słupków i talent szołów. Myślę o słuchaczu, dla którego muzyka jest czymś więcej niż tłem. Z drugiej strony może się zdarzyć, że ktoś ma fenomenalny pomysł i nie dysponując wielkimi umiejętnościami stworzy wartościową muzykę. W jazzie jest to niestety dużo trudniejsze niż w muzyce popularnej, gdyż język jazzu jest bardzo wymagający. Ja osobiście nie szaleje za muzyką, w której czynnik wirtuozerski jest na pierwszym planie. Czasami 3 przejmująco zagrane dźwięki znaczą więcej niż ich kaskady.

Nie lubimy to prawda, ale także widzimy jak często jest ona podziwiana i uznawana za artystyczny Mount Everest. Wierzysz w rynkową siłę wrażliwego słuchacza?

Przede wszystkim nam się ten wrażliwy słuchacz bardzo przetrzebił, na skutek skrajnej komercjalizacji mediów i fatalnej sytuacji wyrafinowanych form sztuki. W konsekwencji mamy wiele zjawisk bardzo docenionych a nie zasługujących na realne uznanie. Nie mam nic przeciwko rynkowości sztuki, ale żyjemy w czasach, w których, jako że raczkujemy dopiero w nowych realiach ekonomicznych, bardzo łatwo jest sprzedać nieświeży towar jako delicje. Myślę że dopiero czas sprawiedliwie zweryfikuje zjawiska nadto docenione i te pominięte.

Czas zawsze miał, ma i będzie miał ten rodzaj właściwości weryfikującej. Ja sądzisz dlaczego znajdujemy się w dobie fatalnej sytuacji wyrafinowanych form sztuki?

Gdyż te formy nie znoszą konkurencji z produktami kultury komercyjnej. Wyrafinowana twórczość powstaje i będzie kwitła niezmiennie, ale ma coraz mniejsze szanse na ekspozycję. Filharmonie, teatry czy opery są wspierane z budżetu i słusznie bo bez tego wsparcia by padły niezwłocznie. Gorzej ma się sytuacja na naszym poletku. Prawie całkowity brak obecności jazzu w mediach sprawia że mimo swojej rangi i wysokiej jakości ta muzyka staje się gettem. Do tego dochodzą rzucane artystom pod nogi kłody w postaci zupełnie kuriozalnego galopu utrudnień fiskalnych (VAT na koncerty, koszty uzysku, próba uzusowienia umów czy ostatnio proponowana zmiana sposobu opodatkowania tantiem za twórczość). Można by tak długo ,ale nie damy się!:)

Mam nadzieję, że się nie damy! A tymczasem od jednego z ważnych ludzi, w sporej części decydujących o obliczu kulturalnym Warszawy usłyszałem nie dawno, w kontekście obcięcia funduszy na projekty jazzowe, że jazz ma się i tak lepiej niż inne gałęzie kultury bo przecież na niego jest łatwiej znaleźć sponsorów. Czyżbyśmy żyli w zupełnie nieprzystających rzeczywistościach, w różnych, równoległych światach? A swoją drogą co trzeba zrobić, żeby się nie dać?

Jest taki rysunek Paula Klee p.t. "Wytrzymać"

Czyli, wytrzymać robić swoje i próbować nie wpadać depresję pomimo wszystko?

Tak. Nie zapominajmy że mamy z tego mnóstwo frajdy. To treść naszego życia. Większość ludzi nigdy nie bywa tam gdzie my czasami dzięki muzyce.  I muzycy i słuchacze

Tak, mamy tej frajdy ogromnie dużo i to jest moment kiedy trzeba powiedzieć, o frajdzie, która nas czeka i Was muzyków i Nas Słuchaczy. Niedługo szykuje się Twój koncert z muzyką z UP! właśnie.  Czy wystąpisz w pełnym składzie czy na fali problemów z sztuką wyrafinowaną będziesz musiał zastosować cięcia?

Wbrew narzekaniom wystąpimy w pełnym składzie instrumentalnym. Na saksofonie zagra Adam Pierończyk ,na klarnecie basowym Henryk Miśkiewicz na fortepianie Krzysztof Herdzin, na kontrabasie i gitarze basowej Robert Kubiszyn ,Paweł Dobrowolski na perkusji, ja na gitarze i sekcja klasyczna w komplecie.14 osób na scenie Studia Koncertowego im Witolda Lutosławskiego w Warszawie.

Zabraknie Clarence’a Penna, co nie dziwi, bo to chyba jeden z najbardziej zajętych muzyków w świecie, którego chyba nie da rady zaprosić na jeden koncert, a może się mylę i to jest cześć większej trasy koncertowej?

Tym razem Clarence Penn nie dotrze do Warszawy ale juz w kwietniu zagra z nami podczas festiwalu JnO we Wrocławiu,a także na kilku koncertach w sekstecie "UP!", z którym będziemy grali muzykę z płyty.

To jeszcze lepsza nowina! Dlaczego akurat Clarence Penn znalazł się w Twojej orbicie zainteresowań. Wyobrażam, że zaprosiłeś go wspólnej pracy nie ze względu na nazwisko.

Bardzo chciałem pograć kiedyś z perkusista tej klasy.Z dobrym drummerem wszystko brzmi lepiej. Takie tez miałem odczucia podczas sesji nagraniowej. Feeling, wybitny rytm i muzykalność Clarence'a bardzo wpłynęły na losy płyty.

Obserwowałem kiedyś Clarence'a Penna w trakcie prace na płytą Maćka Grzywacza Black WIne. Clarence ma piękną cechę wkraczania w muzykę przydając jej wiele nie burząc zamysłu lidera. Czy u Ciebie było podobnie?

Tak.Clarence jest niebywale doświadczonym muzykiem. Wystarczy wspomnieć że grywał z Dizzym Gillespiem czy Betty Carter i z prawie całą sceną jazzową. Grał podczas sesji z ogromną koncentracją i pewnością. Dużo wnosił, ryzykował ale bardzo wyczuwał estetykę projektu. Świetny, dojrzały Pan.

W przypadku płyty UP z pewnością przydały się jego doświadczenia z orkiestry Marii Schneider. Praca perkusisty w dużym ansamblu to jednak co innego niż w combo

To prawda. Doświadczenie nabyte u Marii Schneider na pewno pomogło.

A jak powstawały partie na instrumenty smyczkowe? Wiemy, że aranżował je Krzysztof Herdzin. Dałeś Krzyśkowi pełną swobodę czy zasypałeś własnymi sugestiami?

Moja rola sprowadziła się do napisania kompozycji, czyli melodii, harmonii i gdzieniegdzie partii basu. Potem sugerowałem Krzysztofowi klimat i moje skojarzenia co do poszczególnych utworów. Na przykład mówiłem że w utworze "Teatr" chciałbym czuć suspens a la Hitchcock. Potem Krzysztof uruchomił swój talent i wyobraźnię i napisał piękne partie, które nie licząc kosmetycznych poprawek bardzo odpowiadały mojemu wyobrażeniu o tej muzyce.

Nie korciło Cię żeby samemu zmierzyć się z aranżerską robotą?

Nie korciło, bo wiedziałem że tak poważna produkcja wymaga pełnego kunsztu w każdym departamencie. Może kiedyś podejmę taką próbę, ale jeszcze nie teraz.

A jak dobierałeś muzyków z departamentu, że tak się wyrażę klasycznego? Przy tak profesjonalnym podejściu, powinien zająć się tym producent. J

Tutaj zdałem się w pełni na doświadczenie i znajomości Krzysztofa. Wszyscy muzycy z nonetu to jego sprawdzeni muzyczni partnerzy.

A na co zdawałeś się zapraszając do sesji Adama Pierończyka?

Z Adamem znamy się od czasu jego przyjazdu do Polski ,po studiach w Niemczech. Od tamtego czasu obserwuje z podziwem jego muzyczną drogę i konsekwencje w budowaniu własnego języka. Bardzo chciałem kiedyś skonfrontować jego konceptualny sposób grania z moją muzyką. Do spotkania doszło i bardzo jestem zadowolony z naszej współpracy.

Co rozumiesz przez określenie sposobu gry Adama słowem konceptualny?

Muzyka Adama opiera się na bardzo skomplikowanych, wyrafinowanych i abstrakcyjnych strukturach. Mimo, że mocno oddziałuje na emocje, to nie jest ckliwa i szczególnie liryczna. Jest poruszająca, ale też bardzo intelektualna.

No to trafił swój na swego. Twoja muzyka to także raczej efekt konceptualnego myślenia niż swobodnego puszczenia wodzy.

No nie wiem...Szczęśliwie miewam czasami koncept, ale wydaje mi się że gram bardzo emocjonalnie, wynika to z mojej natury. Niełatwo mi o tym rozstrzygać...Mówienie o muzyce jest jak tańczenie o architekturze:)

To prawda. Porównanie jest bardzo na miejscu. Koncepcja wszak przecież nie musi wykluczać emocji, ale to tylko na marginesie. Nie na marginesie natomiast chciałbym Cię zapytać o logistyczno-ekonomiczną stronę projektu UP! Jak oceniasz szansę pokazania go, polskiej choćby publiczności, w pełnym jego osobowo, instrumentalnym wymiarze?

Nie jestem zbytnim optymistą w tej sprawie. Ale liczę że poza warszawskim i wrocławskim koncertem kilka razy nam się jeszcze uda zagrać w komplecie.

Mam taką nadzieję! To też, fakt, że  będzie można jednak całego zespołu posłuchać w komplecie, powinno być szczególną motywacją dla publiczności. A swoją drogą to musi być sytuacja ogromnie frustrująca, gdy nie ma jak być w tych sprawach optymistą.

Tak mi w duszy grało. Nagrywając nie zastanawiałem się czy strategią marketingu koncertowego....Na pewno, jak już wcześniej wspominałem, będę chciał grać te utwory w mniejszych składach. Ciekaw jestem ich ewolucji podczas koncertów.

Nie Ty jeden! :-) Ale na to szans już mamy  trochę. Zastanawiałem się, tak na zakończenie naszej rozmowy czego można  życzyć człowiekowi, któremu jednak udało się doprowadzić do nagrania i potem prezentacji swojej muzyki w pełnej krasie koncertowej. Zanim zaczęliśmy rozmawiać chciałem życzyć ci powodzenia na koncertach, teraz chyba bardziej życzyłybym ci, żebyś jak najdłużej WYTRZYMAŁ :-) Dobre życzenie, czy życzyłbyś sobie czegoś innego?

Bomba! Pozdrawiam Cię Maćku i życzliwych słuchaczy. Przy okazji dziękuje wydawcy mojej płyty-firmie V-Records że ze mną wytrzymuje....

Jak wszyscy mamy wytrzymać, to i wydawca płyt :-) Ja również dziękuję! :-)