Jestem muzykiem mainstreamowym - z Mikołajem Trzaską o edukacji rozmawia Maciej Nowotny

Autor: 
Maciej Nowotny

Dziesiątki, może setki młodych muzyków rocznie opuszcza mury szkół muzycznych, wielu z nich chce grać jazz, ale olbrzymia większość gra mainstream i to w niemal dokładnie taki sam sposób jak w epoce Milesa czy Coltrane’a. Jak skomentujesz taką sytuację?

Mikołaj Trzaska: Skomentuję to tak, że w moim pojęciu ja jestem muzykiem mainstreamowym. Bo dla mnie jazzowy mainstream to muzyka aktualna, która cały czas jest stwarzana na bieżąco, w tym czasie, w którym żyjemy, chociaż kontynuuje pewną tradycję. Jest taki język, który nazywamy mainstreamem: granie standardów, granie tradycyjne tak jak w latach 50tych czy 60tych, ale pamiętajmy, że w tamtej epoce, to nie był mainstream, to była muzyka rewolucyjna, to była muzyka aktualna! Bo jazz w moim pojęciu to taka muzyka, która odpowiada na pytanie: czym świat jest dzisiaj, bo jazz to zawsze to była muzyka społeczna, związana z socjalem, z bytem. A młodzi muzycy po prostu odtwarzają często jazz, który powstał dawno temu i obecnie oderwany jest od bieżącej sytuacji.
Podsumowując, dobrze, że grają te wszystkie standardy, bo trzeba to znać, ja też tego słucham, podobnie jak jazzu z lat 40tych, 30tych, a nawet wcześniejszych, ale niepokojące jest myślenie, które traktuje tamtą muzykę jako ideał, do którego trzeba dążyć, pilnie ćwiczyć, aby móc któregoś dnia zagrać jak Ci wielcy sprzed lat, tylko, że się okazuje, że nie ważne jak długo byś ćwiczył to „So What”, to ono nigdy nie brzmi wystarczająco dobrze, nigdy nie zabrzmi jak tamto zagrane przez Milesa…
Powiedziałbym młodym: to co robicie to jest  jak ściganie się z koniem, a z koniem nikt nie wygra, chyba że… sam jedzie na koniu! Dobrym przykładem jest Maciek Sikała, któremu bardzo wiele zawdzięczam, bo jak wiesz nie jestem muzykiem klasycznie wykształconym, a on nauczył mnie mnóstwo rzeczy, zawsze oddaję mu pokłon.  On jest dla mnie przykładem jakie dzisiaj powinno być podejście do mainstreamu: dla niego przeszłość to kontekst, w którym porusza się swobodnie dzięki swej olbrzymiej wiedzy muzycznej i która pozwala mu szukać własnego stylu.

W Warszawie jest pomysł, żeby na Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina uruchomić Wydział Jazzu, ale rektor tej Akademii powiedział, że jest to niemożliwe, ponieważ brakuje muzyków z tytułami naukowymi – doktorów, doktorów habilitowanych, profesorów – kto ma uczyć takiego jazzu, o którym mówisz?

Osobiście nie znam doktora habilitowanego, który grałby jazz na tyle dobrze, aby mnie tym poruszył, a jednak muzyka jazzowa jest od tego, aby poruszała, mówiła o świecie osobistym i intymnym. Dobrym przykładem jest tu uczelnia w Katowicach, która kapitalnie uczy rzemiosła i na pewno są tam nauczyciele, którzy wiedzą o co chodzi w muzyce, uczą formy, uczą takich rzeczy i rzeczywiście dla kogoś kto potrzebuje wiedzieć, kto potrzebuje znać to znakomita edukacja, na pewno pełna wiedzy. Natomiast jest jedna rzecz z tym związana, jedno pytanie, które chciałbym zadać: czy jest to uczelnia artystyczna? Chyba nie. Wiem, że mam tam wielu wrogów, wśród profesorów, nauczycieli, doktorów habilitowanych, ale jednak chciałbym przypomnieć czym muzyka jazzowa jest: muzyka jazzowa może być prosta, może być naiwna, ale musi być prawdziwa. Jazz to nie jest muzyką, która mogłaby się oprzeć jedynie na wirtuozerii, bo czymże wirtuozeria jest? Dla mnie prawdziwa wIrtuozeria polega na tym, że wystarczą trzy proste dźwięki, aby wyrazić siebie, swoją indywidualność. W tym kontekście wirtuozerią na pewno nie jest znajomość i posługiwanie się wszystkimi skalami. Nie chodzi o to by umysł był elokwentny jak rzeka. Chodzi o to, by mówił językiem serca, rozumu czasem, czemu nie? Zróbmy tak by ludzie mogli słuchać jazzu nie tylko w sensie snobistycznym, żeby ta muzyka nie była tylko na bankietach i salonach, ale zróbmy tak, żeby przychodzili jej słuchać młodzi ludzie, którzy nie mieli z tą muzyką wcześniej do czynienia, żeby wiedzieli, że to jest też trochę o nich, o naszych czasach, o tym, że Pathfinder już dawno wylądował, ze mamy na świecie konflikty, rzeczy straszne i piękne, tylko w muzyce musi o tym być, przy czym nie chodzi o modę, nie o to, że wszyscy nagle zaczynają kopiować Kenny Garretta! Z umiejętnościami technicznymi jest w muzyce trochę jak z nowymi modelami samochodów: wchodzi nowy model Mercedesa i wszyscy chcą go mieć. Można pracować ciężko, żeby sobie taki samochód kupić, natomiast w moim zdaniem w muzyce nie chodzi o kupowanie czegoś wyprodukowanego przez innych…

Czy wyobrażasz sobie taką sytuację, że Mikołaj Trzaska, legenda polskiej awangardy, prowadzi warsztaty na warszawskiej Akademii Muzycznej z improwizacji?

Jak najbardziej i to jest moje marzenie! Mam kilka takich marzeń i to jest jedno z nich: bo mam takie doświadczenie, które mogłoby zainteresować innych muzyków, szczególnie tych świetnie przygotowanych, które mogłoby być im pomocne, które pomoże znaleźć im swój własny język. Powiem tylko tak: w dawnych czasach mówienie jakiemuś muzykowi, że jest podobny do Lestera Younga czy Dextera Gordona było po prostu obrazą, a dzisiaj ludzie szczycą się, że grają prawie tak dobrze jak Kenny Garrett. Coś jest do góry nogami w takim myśleniu! Ja zajmuję się uczeniem, prowadzę takie warsztaty i dużo studentów z różnych akademii, którzy bardzo w tej chwili chcieliby być anonimowi przyjeżdża do mnie do Gdańska albo wydzwania albo pisze mejle, że chcieliby się ze mną spotkać i żebym ja im pokazał jak się wydaje taki dźwięk albo jak się buduje taki język. W tej chwili jesteśmy w takim świecie, w którym cały czas wszystko się powiela, trochę nie ma na to siły, natomiast przekonać w tej chwili, dzisiaj, ludzi do tego, że najważniejszy jest osobisty język, to jest niezwykle trudne. Ja nie polecam ludziom takiej drogi jaką sobie obrałem, to jest droga ciężka, może rzeczywiście łatwiej zarobić gdzieś grając rzeczy łat wiesz i prostsze, znane, no bo ludzie chcą słuchać rzeczy znanych, bo za tym stoi mechanizm psychologiczny, który ich uspokaja, czują, że są w domu, że nic im nie zagraża. Natomiast myślę, że własny prywatny język jest czymś co zmusza do jakiegoś wewnętrznego ruchu, do myślenia, acha, jest jakiś nowy język i może warto byłoby go poznać. Tylko to. To nie jest nic specjalnie wielkiego. Taka jest zasada grania muzyki jaką jest jazz…