Łap tę chwilę! - rozmowa z Neilem Cowley'em

Autor: 
Maciej Nowotny

Neil Cowley, brytyjski pianista, będzie gościem zbliżającego się JAZZART FESTIVAL w Katowicach (28-30 kwietnia 2012). Podobnie jak Robert Glasper czy Jason Moran gra jazz, który pozostając atrakcyjny dla szerokiej publiczności zachowuje jednocześnie wysoki poziom artystyczny. Zadaliśmy mu kilka pytań, aby dowiedzieć się jak mu się to udaje...

Maciej Nowotny: W odróżnieniu od wielu muzyków jazzowych nie obce są Ci działania w sferze muzyki pop. Co Ci to daje w kategoriach czysto artystycznych? I które z tych relacji są dla Ciebie najbardziej znaczące?
Neil Cowley:
To jest zupełnie odwrotnie! To nie muzyk jazzowy wkroczył do świata popu. To muzyk popowy z dużą domieszką funky i bluesa zaczął grać jazz. Tak widzę zresztą swoją misję jako artysty i chcę otaczać się maksymalnie różnorodną muzyką. Wszystko po to by znaleźć mój własny głos. Właśnie szukając swojej muzyki zacząłem grać jazz, bo trudno do tych korzeni nie odwoływać się grając w trio. Moim jak i pozostałych członków zespołu zadaniem jest jednak wchłonięcie wszystkich wpływów i opowiedzenie naszej własnej historii. Wśród tych wpływów ważne są te z szeroko pojętej muzyki pop, w tym takich formacji, z którymi współpracowałem jak Zero 7, Brand New Heavies czy ostatnio Adele. Ale nie one są najważniejsze. O wiele większe znaczenie ma dla mnie na przykład to co się teraz dzieje na brytyjskiej undergroundowej scenie tanecznej. To kształtuje moje podejście do tego jak budować napięcie w muzyce.

Wielu słuchaczy Twojego najnowszego albumu “The Face Of Mount Molehill" jest zdania, że przynosi on dużą zmianę w stosunku do muzyki z Twoich wcześniejszych płyt. Czy też masz takie poczucie? I jak opisałbyś te zmiany?
Rzeczywiście poprzednie trzy płyty to była muzyka nagrana wyłącznie w ramach jazzowego trio i czuliśmy, że trzeba coś zmienić, żeby to się tak nam jak i słuchaczom nie przejadło. Najwyraźniejszą zmianą jest zatem wprowadzenie smyczków. Dało to tę smakowitą soczystość naszemu brzmieniu i podkreśliło te elementy w naszej muzyce, które nadają jej dramaturgii. Dzięki czemu ma ona teraz trochę posmak ścieżki dźwiękowej do filmu, co wzmacnia oddziaływanie materiału, który skomponowaliśmy, a o to przecież chodzi...

Żyjemy w czasach, gdy więzy między Ameryką a Europą ulegają rozluźnieniu. Nie tylko pod względem ekonomicznym, politycznym, ale też kulturalnym, w tym muzycznym, oba kontynenty idą nieco inną drogą. Muzycy europejscy coraz bardziej emancypują się od amerykańskich korzeni jazzu, szczególnie takiego jazzu jaki reprezentują tacy artyści jak Wynton Marsalis. Jakie jest Twoje stanowisko w tym sporze?

Jak zespół jesteśmy uformowani wokół tego co można nazwać “brytyjską tożsamością muzyczną” zatem nie do końca jesteśmy cześcią tego sporu. Ta nasza tożsamość zbudowana jest wokół rocka i popu, w którego powstanie i rozkwit, my Brytyjczycy, mieliśmy nie taki znowu mały wkład. Jednak jeśli chcesz grać jazz to siłą rzeczy musisz się odwoływać do całej amerykańskiej tradycji, bez której po prostu nie byłoby tej muzyki. Z drugiej strony jesli chcesz zawieźć swój jazz z powrotem do Ameryki to byłoby nierozsądne próbować proponować im to co oni sami już wymyślili, co potrafią grać i co, szczerze mówiąc, robią prawdopodobnie 10 razy lepiej niż jakikolwiek muzyk europejski. Natomiast zgadzam się, że na scenie europejskiej, zwłaszcza festiwalowej, dokonuje się teraz swego rodzaju przełom. Powstaje europejska wersja muzyki improwizowanej, która bardzo nawiązuje do muzyki klasycznej i ten kierunek nie jest nam niemiły, pod warunkiem wszakże, że taką muzykę można okreslić jako rozrywkową, a nie czysto akademicką..

W Polsce wielu krytyków i część publiczności wykazuje oznaki zmęczenia jazzowymi trio. Wyrażają opinie, że graniczy z niemożliwością powiedzenie czegoś nowego w tym formacie. Jak na to odpowiesz biorąc pod uwagę, ze przyjeżdżasz na JAZZART FESTIVAL właśnie z jazzowym trio?

Odpowiedziałbym tak, że nie dziwię się im, bo mnóstwo trio brzmi tak jakby muzycy nie grali po to, aby ludzi bawić. Jednak nasze brzmienie jest inne, właśnie ze względu na te wszystkie wpływy, w tym popowe, o które pytałeś. Gramy zupełnie inaczej niż się przez dziesięciolecia przyjęło grać w trio w jazzie. Chcemy rozwinąć ten format nadając mu taki kształt, który zachowa cechy muzyki rozrywkowej. Chcemy, aby muzyka tworzona w jazzowym trio znowu wywoływała emocje: entuzjazm, melancholię, smutek i śmiech. To ma być i jest pełnokrwisty show! To, że chcemy nawiązać kontakt z publicznością i wywołać wszystkie te emocje uważam, że jest odświeżające jeśli chodzi o ten format i tak krytycy jak i publiczność przekonają sie o tym jeśli przyjdą na nasz koncert na JAZZART FESTIVAL.

W jazzie trochę inaczej niż w muzyce pop jest często potrzebny czas, aby odsiać ziarno od plew czyli określić co było na naprawdę wartościowe, a co było tylko  sezonową sensacją. Kiedy w roku 1964 umierał Eric Dolphy był w zasadzie kimś kompletnie nieznanym publiczności, ale dzisiaj uważany jest za giganta jazzu podobnie jak Miles Davis, John Coltrane czy Ornette Coleman. Jak sądzisz gdzie będziesz za 20 lat ze swoją muzyką? Za jakie jej cechy może ona być nawet po latach pamiętana?
Moją jedyną ambicją jest robić za 20 lat to co teraz robię czyli tworzyć opowieści przy pomocy muzyki, bez słów. Pociesza mnie, że można to robić bez względu na wiek, pod warunkiem, że ma się energię, radość z tworzenia i po prostu z życia, niezbędną by poruszać publiczność. Nie myślę o tym jak moja muzyka będzie odbierana w przyszłości, bo częścią grania jazzu jest to, że ważne jest to co dzieje się tu i teraz. Muzyka przychodzi w całej swej potędze właśnie wtedy, gdy się jej nie spodziewasz, dlatego moim motto jest “łap tę chwilę”!