Warsaw Summer Jazz Days 2015: weekend w Soho

Autor: 
Maciej Karłowski
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne
Dwa ostatnie dni Warsaw Summer Jazz Days 2015 dostarczyć mogły wiele wrażeń, można byłoby też z wielu powodów nazwać je zdumiewającymi. Ot, choćby biorąc pod uwagę koncerty gwiazd, których kilka przez weekend się przewinęło. Można było też spojrzeć na nie z perspektywy udziału młodych polskich muzyków i przyznam szczerze, że ta właśnie perspektywa wydaje mi się najbardziej interesująca.
 

Zaledwie trzech zespołów ten tekst będzie dotyczył i dwóch zdarzeń mających swoje źródło niejako poza strukturami warszawskiego festiwalu. Pierwsze to Jazzowy Debiut Fonograficzny, powstały z inicjatywy Instytutu Muzyki i Tańca. W czym rzecz, wiadomo. Informowaliśmy na łamach Jazzarium o tej inicjatywie, pomagającej zespołom zaczynającym dopiero kroczyć po, bądź co bądź, wyboistej drodze polskiego showbiznesu.
Niektórzy powiedzą, że w czasach, gdy płyta CD to już nośnik odchodzący, łatwość z jaką można ją wydać odebrała jej nieomal całą magię, a trudność sprzedania, jakiekolwiek znaczenie, to idea takiego konkursu, to nic innego jak falstart. A jednak w przypadku grup młodych, pierwsza płyta ma znaczenie całkiem inne. Nikt przytomny przecież nie oczekuje, że trafi ona do Empiku, który przecież już od bardzo dawna zapomniał, co oznacza jego niegdysiejsze hasło „Pełna Kultura”, ani też nie wierzy, że sprzedaż jej w istotny sposób zasili bankowe konta młodzieży. Ma jednak, ów płytowy debiut, kluczowe znaczenie ponieważ jest wizytówką, przedmiotem, który ten start może ułatwić. W ten sposób przecież nieznana wcześniej formacja może przykuć uwagę recenzentów, zainteresować sobą właścicieli klubów, koncertowych menadżerów, a gdy jeszcze jej wydawca zrealizuje zawarte w umowie zobowiązania podjęcia działań promocyjnych wykraczających poza wysyłkę płyt do recenzentów, możliwe, że nowe nazwiska zapadną trwalej w pamięć i kariera choć trochę ruszy z miejsca. 
 
W tym roku w ramach programu Jazzowy Debiut Fonograficzny sytuacja nabrała nowego wymiaru, bo oto dwa tria, które w jego obrębie płytę nagrały mogły dzięki współpracy IMiT i Mariusza Adamiaka nie tylko album wydać, ale również zaprezentować się na scenie tak ważnego festiwalu, jakim jest wciąż Warsaw Summer Jazz Days. 
I właśnie występy: Franciszek Raczkowski Trio (Franciszek Raczkowski - lider, fortepian, Paweł Wszołek - kontrabas, Piotr Budniak - perkusja oraz Patryk Kraśniewski Trio - Patryk Kraśniewski - lider, fortepian, Piotr Lewańczyk - kontrabas, Jerzy Markuszewski – perkusja, rozpoczęły sobotni wieczór festiwalowy.
Z pewnością ich koncerty w sporej mierze mogły być zagrane pod wpływem tremy, wynikającej z faktu gry na dużej sali, przed sporym audytorium, pomimo, że w tym samym czasie na warszawskiej Starówce  grało trio Christina McBride’a, a może też związanej z renomą festiwalu. I pomimo to były doznaniem w znacznej mierze krzepiącym. Tym bardziej, że nasi debiutanci, choć oczywiście nie mogli mierzyć się doświadczeniem z grającymi po nich muzykami, to jednak wyszli z tej lekkiej opresji obronną ręką. Dobrze było usłyszeć ludzi, którym zależy na ich własnej muzyce, na tym, że mogą ją grać, i że dociera ona do słuchaczy nieprzypadkowych. 
Oczywiście, wszyscy oni są na początku swojej muzycznej drogi, wiele w ich muzyce się zmieni, a dzisiejsze fascynacje z czasem okrzepną, zastąpią je nowe, i kto wie czy z czasem nie staną się artystami mówiącymi jeszcze bardziej własnym głosem z jeszcze mocniej uwypuklonym pierwiastkiem oryginalności.
 
Ważne jest tez by odnotować, że wraz z prezentacją koncertową podczas Warsaw Summer Jazz Days 2015 IMiTowski pomysł fonograficznego debiutu został dopięty na ostatni guzik. Na rynku pojawiła się płyta, w dniu koncertu była dostępna, a po koncercie można było z czystym sumieniem podejść do firmowych stoisk, sięgnąć po nową dobrą muzykę i mieć tete a tete jej z jej twórcami. Mam cichą nadzieję, że nie była to sprawa jednorazowego porozumienia pomiędzy wielkimi i w następnych latach koncerty fonograficznych debiutantów staną się festiwalową tradycją. 
 
Nie byłoby źle, gdyby kontynuować także myśl rozpoczętą wraz z konkursem Open Jazz. Każdy spełniający kryteria konkursowe artysta mógł zgłoś swoją kandydaturę, zaprezentować ją w przestrzeni społecznościowego profilu konkursu szerokiej publiczności, której głosy wyłoniły trzech finalistów. Potem wkraczało na scenę jury, aby wybrać zwycięzcę. 
Pierwszą edycję Open Jazz wygrało trio Mateusz Kołakowski – fortepian, Alan Wykpisz – kontrabas i  Bartłomiej Koreluj – perkusja, który jest tez założycielem tria. Muzyka, którą wygrali Open Jazz, i którą zaprezentowali podczas finałowego koncertu potem jak ucichły już dudnienia słynniejszych poprzedników, była rodzajem spotkania jazzu i wielkiej XX wiecznej tradycji drugiej awangardy wiedeńskiej. Kompozycje Arnolda Schoenberga ujęte zostały tu w konwencję fortepianowego tria i potraktowane jako punkt wyjścia do stworzenia własnego muzycznego kosmosu. I ten kto zdecydował się pozostać tego dnia do samego końca, ten sądzę był więcej niż zadowolony. Muzyka tria, będąca pracą dyplomową perkusisty, studiującego pod okiem Krzysztofa Gradziuka na wydziale jazzu w katowickiej akademii, okazała się nad wyraz ożywczym powiewem, ale także pretekstem do rozważań na temat sposobów łączenia mimo wszystko bardzo odległych inspiracji w jeden muzyczny obraz. Fuzje muzyki klasycznej, bo ostatecznie tak należy potraktować już kompozycje Schoenberga, z jazzem, to dziedzina tyleż fascynująca, co nastręczająca kłopotów. Wiedział o tym wielki jej propagator, zmarły niedawno Gunther Schuller, wiedzieli jego następcy, z których tylko naprawdę nielicznym udało się mądrze rozmawiać z atonalną historią europejskiej muzyki.
 
A temu zespołowi ta rozmowa udała się w moim odczuciu bardzo dobrze, była w niej atencja dla nutowego pierwowzoru, ale było też śmiałe rozwinięcie w przestrzeni właściwej dla jazzu i była spójność, kolor, rozmach i nieco abstrakcyjna liryka. Nie będzie też chyba wiele przesady w stwierdzeniu, że również formacja jako zespół, całkiem dobrze rokuje, nawet pomimo tego, że doświadczeniem jej członkowie nie są sobie równi. Dobrze by się stało gdyby trio Kułakowski/Wykpisz/Korelus nie zakończyło swojej działalności wraz z podjęciem nagrody na Open Jazz i podążało dalej tropem, którego doświadczyliśmy podczas niedzielnego koncertu.
Dobrze by też było, aby Open Jazz miał swój ciąg dalszy, może z czasem jego laureaci będą grali o bardziej fortunnych porach i zanim na scenę wkroczą głowni festiwalowi headlinerzy.