Polska Scena Improwizowana na 11. Krakowska Jesień Jazzowa

Autor: 
Bartosz Adamczak

Krakowska Jesień Jazzowa od lat jest nie tylko okazją do spotkania z najważniejszymi przedstawicielami muzyki improwizowanej na świecie, ale także okazją do prezentacji polskich wykonawców i ich dokonań na tym polu. Jednym z koncertów zapowiadających festiwal było spotkanie Augusti Fernandeza z Rafałem Mazarum i Arturem Majewskim, jako “impreza towarzysząca” w programie pojawił się bardzo udany koncert młodego krakowskiego pianisty Mateusza Gawędy ze skandynawską sekcją rytmiczną (Mateusz Gawęda & The Vikings). W drugim miesiącu festiwalowym mini-cykl “polska scena improwizowana” tworzą trzy koncerty, z których dwa miały miejsce w minionym tygodniu.

Wtorkowy wieczór był okazją do spotkania z Wójciński / Szmańda Q-tet. Bracia Wójcińscy – Szymon za fortepianem, Maurycy z trąbką, Ksawery z kontrabasem oraz Krzysztof Szmańda za zestawem perkusyjnym. Tak sobie myślę, że rodzinne imprezy u Wójcińskich muszą być bardzo szczególne. Na scenie Alchemii wraz Krzysztofem Szmańdą bracia prezentują muzykę, która łączy w sobie różne przeciwności – obok fragmentów niemal tanecznych, po momenty introwertycznej refleksji i zadumy nad dźwiękiem. Liryczny free jazz, afrykański groove kontrabasu, minimalistyczny impresjonizm, jest w muzyce miejsce na to wszystko, oraz wiele więcej. Co najważniejsze, wszystkie te sprzeczności połączone są w sposób organiczny, harmonijny. Muzyka płynie w sposób naturalny, czasami pełna subtelności, czasem dosadna. Przy zachowaniu otwartości formy, abstrakcyjnych środków wyrazu, muzyka Wójciński / Szmańda Q-tet odznacza się niezwykłą szlachetnością i lekkością. Pokazuje, że muzyczna wolność nie oznacza automatycznie destrukcji i dekonstrukcji form zastanych.

Dwa dni później publiczność festiwalu spotkała się z duetem polsko-meksykańskim Gerard Lebik – Emilio Gordoa. Wibrafon, z chwalebnym wyjątkiem ostatnimi czasy jakim jest postać Jasona Adasiewicza, jest instrumentem rzadko wykorzystywanym w muzyce spod znaku free, tym ciekawszym było spotkanie z meksykańskim artystą, który gra na instrumencie w intrygujący sposób łącząc klasyczne, miękkie i rozmyte brzmienie wibrafonu z dźwiękami twardymi i brudnymi (a to grając smyczkiem na drewnianych elementach konstrukcji, a to uderzając pałkami w różne jej części, aż w końcu wprowadzając elementy muzyki konkretnej do przybocznego zestawu perkusyjnego – choćby tworząc perkusyjne “dron” grając mieszadełkiem do spieniania mleka na blaszanej puszce). Jedno jest pewne – dla artysty każdy dźwięk jest muzyczny, co sprawia, że jest doskonałym partnerem dla Gerarda Lebika – saksofonisty chętnie eksplorującego fizyczność instrumentu. W najbardziej fascynujących momentach szepty i szmery obu instrumentów zlewają się w jedność, a uszy zdają się oszukiwać oczy, bo na scenie znajdują się wibrafon oraz saksofon, a dźwięki wydają się być raczej efektem ledwo słyszalnych elektronicznych sprzężeń. Lebik też odkłada w trakcie koncertu saksofon na bok i sięga po konsoletę – noise’owe, transowe elementy tworzą bardzo intrygujące połączenie z zawieszonymi w powietrzu dźwiękami wibrafonu. Lebik – Gordoa bardzo ciekawie połączyli elementy elektro-akustycznego minimalizmu, noise’u, muzyki konkretnej oraz free-jazzowej konwencji, a także scenicznego poczucia humoru. Należy mieć nadzieję, że współpraca będzie kontynuowana.

Po koncercie miała miejsce projekcja filmu “Ucho Wewnętrzne”, para-dokumentalnego eseju na temat improwizacji, którego centralną postacią jest Mikołaj Trzaska, a obok którego pojawia się cała konstelacja twórców – m.in. Mark Sanders, Raphel Rogiński, Ken Vandermark, Peter Brotzmann czy Andrzej Stasiuk. Widz festiwalu z przyjemnością zauważy, że sporo koncertowego materiału pochodzi z poprzednich edycji festiwalu. Film zdecydowanie wart obejrzenia i wysłuchania.

Koncerty Wójciński – Szmańda Q-tet, jak i Lebik – Gordoa pokazały dobitnie, że Polacy w kwestii muzyki improwizowanej mają do powiedzenia wiele, co nie powinno być żadnym zaskoczeniem ani dla czytelników Jazzarium, ani dla krakowskiej publiczności. Osobiście, zaliczam je do najlepszych koncertów tegorocznej edycji festiwalu, tuż za duetem Leandre – Cappozzo oraz Beyond Trio, a to zdecydowanie wyborne towarzystwo.