Muzyka jak woda, znajdzie ujście - Aga Zaryan w Filharmonii Narodowej

Autor: 
Beata Wach
Autor zdjęcia: 
Krzysztof Machowina

"Deutsche Bank Invites" to przedsięwzięcie, które od 2008 roku wspiera unikalne, muzyczne wydarzenia w Polsce. Polska publiczność dzięki tej chlubnej inicjatywie miała okazję posłuchać między innymi takich gigantów jazzu, jak Herbie Hancock czy Chick Corea. 4 grudnia w warszawskiej Filharmonii Narodowej w ramach projektu, obok tych wielkiego kalibru nazwisk, pojawiła się polska jazzowa wokalistka Aga Zaryan, w towarzystwie European Jazz Quartet i Atom String Quartet.

To nie pierwszy już koncert Zaryan w ramach "Deutsche Bank Invites". W maju tego roku w ramach Festiwalu Miłosza w Krakowskiej Filharmonii artystka zaprezentowała przedpremierowo utwory z „A Book of Luminous Things”, płyty dedykowanej poecie-nobliście wydanej przez prestiżową amerykańską wytwórnię Blue Note Records. To jazzowa interpretacja poezji Miłosza, ale także trzech przez niego cenionych poetek: Jane Hiershfield, Denise Levertov i Anny Świrszczyńskiej. Repertuar warszawskiego koncertu, można byłoby powiedzieć, był powtórką krakowskiego. Można byłoby, gdyby to tylko było prawdą. Owszem, zostały na nim zaprezentowane kompozycje do wierszy Miłosza, podobnie jak w Krakowie, acz z małą, ale istotną,różnicą. Kompozycje były z najnowszej polskojęzycznej płyty „Księgi olśnień”, odnośnika anglojęzycznej „A Book of Luminous Things”. Był to iście polski wieczór.

 

Koncert rozpoczął się z 20-minutowym opóźnieniem. Ale biorąc pod uwagę przyjazd samego prezydenta Komorowskiego i jego świty, a w związku z tym obowiązek dopełnienia określonych procedur ,utrudniających swobodne wejście, to naprawdę wybaczalne uchybienie. Publiczność była wyrozumiała. Miała poczucie brania udziału w wyjątkowym wydarzeniu. Kiedy sytuacja została opanowana,bezpieczeństwo zapewnione, zgasły światła. Popłynęła muzyka. Fortepian (Michała Tokaj), perkusja (Łukasz Żyta), kontrabas (Michał Barański), ale przede wszystkim - gitara (David Dorużka). Spokojny śpiew Agi Zaryan: Na ziarenku maku stoi mały dom, Pieski szczekają na księżyc makowy...  Z miejsca zrobiło się lirycznie. I jeśli nawet ktoś był podekscytowany tym, co przed koncertem, z każdą wyśpiewana nutą, wyciszał się.

 

Zaryan zaśpiewała wszystkie 12 utworów z „Księgi olśnień”. Większość z nich to kompozycje Michała Tokaja, jeden z muzyką gitarzysty Davida Dorużki. Całość bardzo subtelna, nieśpieszna, trochę w smoothajzzowym rytmie, trochę w bossa novy. Jedynym zaśpiewany w obu wersjach językowych utworem był „Mówię do Swego Ciała/ I Talk To My Body”. Głęboki, matowy, niski głos Agi Zaryan otulił publiczność. Niestety,  atmosfera sali filharmonii, ale przede wszystkim obecność z jednej strony European Jazz Quartet stale występującego z Zaryan, a z drugiej  Atom String Quartet, jednego z nielicznych na świecie i pierwszego w Polsce kwartetu smyczkowego grającego jazz, może i dodały koncertowi różnorodności, ale na pewno spowodowały brak intymności, tak charakterystycznej dla występów tej artystki. Czuło się rozmach, ale też pewną oficjalność. A już ostatni utwór to absolutne zerwanie z konwencją jazzowego koncertu na rzecz estrady. To była klasyczna piosenka na finał ,bardziej pasująca do kabaretu niż do rangi tego wydarzenia.

 

Nagle koncert ruszył z kopyta, z lirycznych przeszedł w radosne tony. Zaryan jakby coś odpuściło. Zwróciła się do publiczności, aby i ona miała poczucie, że w koncercie czynnie brała udział: „A teraz krótka partia dla Pań, krótka partia dla Panów!” Zaintonowała, publiczność cicho powtórzyła. „Co tak słabo? Rytm, rytm, rytm!”. Publiczność zmobilizowana dodała mocy. „Jeszcze głośniej! Rytm, rytm, rytm!” Publiczność obecnością w filharmonii nieco onieśmielona poczuła, że chyba jej wolno, i wyswobodziła powstrzymywanie przez skrępowanie głosy. Jednym słowem: cała sala śpiewa z nami. I chętnie śpiewałaby dalej, ale piosenka finałowa jest finałowa i koniec niechybnie zwiastuje. Rozruszana publiczność z miejsc się poderwała i artystce zgotowała kilkuminutowa owację na stojąco. Był to dramaturgicznie właściwy moment, aby obwieścić wszystkim zebranym, że album „A Book of Luminous Things” otrzymał status platynowej płyty.

 

To już kolejny w tym roku  polski artysta jazzowy, który został ukoronowany platyną. Wspaniała to wiadomość bez dwóch zdań, ale czy wymagająca aż tak wielkiej pompy i zadęcia? Wszystko jest do zrozumienia, że Polska Prezydencja w Unii Europejskiej, że rok Miłosza, że „A Book of Luminous Things” to chyba największe dzieło Zaryan, dzięki któremu została laureatką dorocznych nagród Ministra Kultury I Dziedzictwa Narodowego, i że prestiżowa Blue Note Records jest wydawcą owej platynowej płyty, no i że Aga Zaryan ma tytuł Honorowego Ambasadora Kultury Miasta Stołecznego Warszawy, i pewno jeszcze na tym nie koniec. Ale wieczór chyba zatracił właściwe proporcje na rzecz owego rozdymania, tym samym tracąc z tego, co w koncertach jazzowych najważniejsze: kameralny klimat, intymność, radość grania dla samego grania, nie ku uciesze publiczności czy nagród.

 

Muzyka jak woda znajdzie ujście - napisała Jane Hirshfield. Należy żywić nadzieję, że i w tym galowym, świątecznym koncercie Agi Zaryan muzyka mimo wszystko nie zapomniała o swoich w końcu niezatracalnych umiejętnościach i znalazła dla siebie uwolnienie.