Mocny człowiek – Adam Pierończyk Solo w Galerii Pionovej

Autor: 
Piotr Rudnicki

O płycie The Planet Of Eternal Life pisaliśmy na łamach portalu już dość sporo, wiele też – o niej i o swej fascynacji saksofonem sopranowym – opowiedział nam sam Adam Pierończyk. Koncert jednak zawsze jest wydarzeniem o tyle wyjątkowym, że warto napisać raz jeszcze. Tym bardziej, że to chyba pierwszy raz, kiedy artysta ten tak nietypowy materiał zaprezentował „u siebie” - na Pomorzu. Krótką, obejmującą trzy koncerty trasę muzyk zakończył występem w gdańskiej Galerii Pionovej.

W przypadku występów solowych (zwłaszcza gdy chodzi o muzykę improwizowaną) regułą jest, że wydźwięk koncertu w dużym stopniu dyktują panujące na sali warunki. Galeria Pionova w tym względzie jest miejscem specyficznym w dwójnasób: inspiracją mogą być tu zarówno otaczające artystę obrazy i instalacje, jak i – równie dobrze mogąca także stanowić przeszkodę - akustyka niewygłuszonego pomieszczenia. Przekonać się jednak, jak poradzi sobie w tego rodzaju przestrzeni doświadczony saksofonista warto było również dlatego, iż Adam Pierończyk, choć podjął się awangardowej w charakterze formuły, jaką jest gra solo na saksofonie sopranowym, do tej pory kojarzony był raczej z jazzem usytuowanym bliżej głównego nurtu.

Zagadek było zatem co niemiara i wiele pytań cisnęło się do głowy jeszcze zanim artysta wyszedł na scenę, ale szczęśliwie wątpliwości zostały rozwiane i - zwięźle rzecz ujmując – Adam Pierończyk ten koncert wygrał, i to wygrał w sposób sobie najwłaściwszy, czyli muzyką. Okazało się bowiem, że ani niedoskonała akustyka, ani nawet uszkodzony w wyniku pechowego wypadku instrument nie były w stanie wybić argumentów z rąk muzyka, który po prostu grać potrafi. Ton saksofonisty był tak zdecydowany i silny, iż czysty dźwięk przebijał się przez stworzony przez pogłos tunel z łatwością – a echo, które niejednego muzyka mogłoby nielekko skonfundować, grało jedynie rolę uzupełnienia, delikatnie w wypowiedź Pierończyka się wprzęgając. Tak często podkreślana kondycja, której granie solo wymaga nie zawiodła też ani na chwilę. W gęsto zdobionych "Tell Me Everything About Your Life, Mr Buk"!, oraz "To Have Or To Be", noble'owskim standardzie "Cherokee", ani sugestywnych melodiach "Caged Songbird" oraz "Cerveny Klastor" – precyzja i tempo, z jakimi saksofonista tkał improwizacją kolejne ornamenty nie została zachwiana do samego końca.

Godna uznania była pewność i spokój, z którymi muzyk opowieść swoją wysnuł i choć z lekka przekornie zastrzegł, że dłużej niż przez godzinę nie zagra, to bez ponownego wyjścia po części podstawowej oczywiście nie było mowy. Imponujące i intrygujące jest to, co Adam Pierończyk robi i przydałoby się pewnie, by usłyszano o nim i więcej i szerzej, bo udało mu się dokonać czegoś, co ma klasę a i w skali światowej jest rzadkie. Prawdziwie mocny człowiek!