Jazz Festival Saalfelden 2012: shortcuts dzień drugi. Improwizacja w samo południe!

Autor: 
Maciej Karłowski
Autor zdjęcia: 
Krzysztof Machowina

Jazzfestival Sallfelden wystartował! Wczoraj był nad komplet publiczności. Dzisiaj kolejna odsłona serii shortcuts, cyklowi prezentującymi odważną muzykę improwizowaną z Europy i ze świata, graną przez formacje ważne, ale niekoniecznie gwiazdorskie rozpoczęła się o 12.30. Na widowni powinno świecić pustkami, bo przecież piątek póki co nie jest dniem wolnym od pracy. Ale może wypełniający szczelnie salę Nexus słuchacze to w całości goście spędzający u podnóża Alp wakacje oraz dziennikarze z Włoch, Niemiec Austrii? Możliwe. Dość, że miejsc nie było, ani tez nie można było kupić biletów. Short cuts zostało wyprzedane. Dowiedzieliśmy się tego już wczoraj.

 

Na pierwszy ogień, właśnie o 12.30 na scenie pojawiła się Aki Takase – japońska pianistka, mieszkająca w Niemczech, prywatnie żona nieocenionego wizjonera europejskiej sceny free improvised Alexalndra von Schlippenbacha, publicznie jedna z najważniejszych postaci dzisiejszej improwizowanej sceny na Starym Kontynencie. Do Saalfelden zabrała dwie formacje. W piętkowe południe zaprezentowała pierwszą, triową noszącą nazwę Kanon. U boku Aki, trębacz Axel Dorner, grający na trąbce będącą skrzyżowaniem trąbki suwakowej i wentylowej oraz gitarzysta i gitarowy performer Kazuhisa Ushihashi.

 

Nazwa projektu aż prosi się, aby muzykę tria powiązać z  kanonem, muzyczną formą sprzed wieków, zatopić się w poszukiwaniach kanonicznych form w jej przebiegu i konstrukcji, tropić je i potem ujawniać ku uciesze świata. Tym bardziej, że Aki Takse zna historię muzyki, porusza się po niej wybornie, tak samo zresztą jak i jej muzycznie towarzysze. Ślady pracy z wielką klasyką były zresztą wyraźnie słyszalne, ale kluczowa była jednak improwizacja, bardzo swobodna, ogromnie erudycyjna, ale bez przesady. Nikt nie wydawał się nią speszony, nie wydaje mi się też żeby muzycy chcieli kogokolwiek wprowadzać w stan dyskomfortu. Ich muzyka mieniła się z jednej strony niezwykłą ilością kolorów, co nie dziwi, bo też jej twórcy są w swoich dziedzinach mistrzami i dysponują dalece poszerzonymi technikami gry ot tak sobie, bez ostentacyjnych zachowań. Z drugiej była bardzo precyzyjnie wyczyszczona ze zbędnego muzycznego gadulstwa czy z dźwiękowego pustosłowia. Tym bardziej warto to podkreślić, że u podstaw nazwy zespołu, Kanon, legła nie muzyczko logiczna świadomość, ale chęć uwiecznienia imienia córki Ushihashiego.

 

Tak więc z jednej strony obfitość, z drugiej forma czysta, przejrzysta i wprowadzająca do całości wielką równowagę. Ale tak można opisać artystyczne działania wszystkich twórców, którzy podchodzą do swojej sztuki poważnie i zastanawiają się jak sprawić by była możliwie najbardziej komunikatywna i jak najmniejszym cięciom poddany został ten pierwotny twórczy zamysł. W dziedzinie free improivised, bo przecież Aki Takase, Axel Dorner i Kazuhisa Ushihashi nie powinni być żadną miarą rozpatrywani jako czystej kwi jazzmani, to bez wątpienia coś szczególnego, fascynującego i prawdziwie mistrzowskiego.

 

W tej samej grupie, niekoniecznie identyfikowanej terminem „jazz”, działa portugalskie Red Trio (Rodrigo Pinhero – fortepian, Hernani Faustino – kontrabas i Gabriel Fernandini – perkusja). Tej samej, jednak propozycja muzyczna tria tym razem wzbogacona udziałem brytyjskiego saksofonisty tenorowego i sopranowego Johna Butchera może przypominać odrobinę muzykę znaną z czasów awangardy przełomu lat 60. i 70. Tylko trochę oczywiście, w dramaturgicznym przebiegu, w sensie ideologicznego i muzykologicznego rodowodu, a nie samej stylistyki. Red Trio I John Butcher to muzycy, którym ta stricte freejazzowa identyfikacja nie wystarcza, ani ich nie określa. Koncert o 14.00 wypełniła jedna długa kompozycja, niemal suita, będąca podróżą przez zmieniające się wizje ekspresji poszczególnych muzyków. Muzyka gasła w niezwykłym, magicznym pianissimo, aby potem stopniowo narastać aż do wielkiej kulminacji, gdzie budowane formuły i nastroje eksplodują dając początek następnym wątkom narracji. Mogłaby się właściwie wcale nie kończyć. Z jednej strony młode Red Trio z drugiej zasłużony i doświadczony John Butcher, a wszystko wprost wyśmienite, także jako przystawka do zdarzeń, które organizator zapowiada na scenie głównej. Tak można byłoby rozpoczynać każdy dzień! To pisałem ja Maciej Karłowski w kawiarni Nexus przy płynących z głośników dźwiękach koncertowej płyty McCoya Tynera i Joe Lovano z widokiem na góry i pijącego czarną popołudniową kawę Kena Vandermarka.