Dominik Bukowski & Wacław Zimpel i Jazzpospolita – zimowa edycja Festiwalu Jazz Jantar 2015 dzień trzeci

Autor: 
Piotr Rudnicki
Autor zdjęcia: 
mat. organizatora

Za nami trzeci już wieczór zimowej edycji Festiwalu Jazz Jantar.  Zestawienie artystów występujących w sobotni wieczór było o tyle intrygujące, że ciekawość miała prawo przywieść do gdańskiego Żaka publiczność o różnych, czasami nawet przeciwstawnych oczekiwaniach. Na scenie Sali Suwnicowej pojawili się Dominik Bukowski i Wacław Zimpel oraz grupa Jazzpospolita.

Nie tylko połączenie dwóch tak różnych składów wydawało się dość eksperymentalne. Zagadką był już pierwszy duet, w którym doskonale znany trójmiejskiej publiczności „etatowy” niemalże wibrafonista żakowych festiwali Dominik Bukowski zagrać miał z Wacławem Zimplem. Sam koncept projektu Lignum Sonos był jak najbardziej spójny – obaj muzycy grają wszak na instrumentach drewnianych, jednakże ścieżki, po których podążają tworząc różnią się znacznie. W tym momencie gdzieś z tyłu głowy odzywa się znajomy głos, mówiący iż ze złożenia dwóch odmiennych podejść do grania może zrodzić się coś wyjątkowego. Może, ale niekoniecznie musi. Nie, żeby Bukowski i Zimpel grali źle – taką możliwość trudno sobie nawet wyobrazić, biorąc pod uwagę jak znakomici to muzycy. Trudno było jednak oprzeć się wrażeniu, że przy wspólnej improwizacji ani jeden, ani drugi nie byli tak swobodni, jak nas do tego w innych autorskich projektach przyzwyczaili. Nawet przy uwzględnieniu, iż mieliśmy do czynienia z bardziej zamkniętą formą kompozycji, muzyce często brakowało oddechu. Coś zatrzymywało w pół drogi improwizacyjny polot oraz zamierzone eksperymenty brzmieniowe (jak np. pocieranie smyczkiem o marimbę w wykonaniu Bukowskiego). Nie pozwalało rozwinąć skrzydeł. Były rzecz jasna elementy bardzo udane: muzycy odzyskiwali pełnię sił w partiach solowych, powietrza dodał khaen Zimpla, zaś pobrzmiewający polskim folklorem jeden z ostatnich utworów pokazał, że projekt Lignum Sonos może zaowocować żywą, interesującą muzyką. Czy tak się jednak stanie – czas pokaże.

Niekwestionowanymi (biorąc pod uwagę licznie zebraną publiczność) gwiazdami wieczoru byli jednak chłopcy z grupy Jazzpospolita, którzy na Festiwal Jazz Jantar przybyli zaprezentować swe najnowsze wydawnictwo zatytułowane Jazzpo! I choć w poprzednim zdaniu to przedziwne słowo na „j” pojawiło się z racji nazewnictwa trzykrotnie, to w muzyce zespołu elementów wyrosłych z tego gatunku było jak na lekarstwo. Wbrew nazwie bowiem nie jazzem Jazzpospolita stoi. Podczas występu można było usłyszeć podszyte miękką psychodelią indie rockowe granie – rzec można – rockową alternatywę rodem z anteny radiowej Trójki. Chwytliwe, cechujące się motoryką motywy rozwijane były w otwarte, rozsnute formy. Na tak przygotowanej mgławej, z lekka sennej przestrzeni pole do popisów jest spore – niestety pozostało ono w dużym stopniu niewykorzystane. Choć indywidualne wstawki tu i ówdzie umieszczali pianista Michał Załęski jak i gitarzysta Michał Przerwa – Tetmajer, a Wojtek Oleksiak pokazał swe możliwości grając mocne solo na perkusji ogólny pomysł na granie opierał się prawie wyłącznie na intensyfikacji brzmienia. Jest to oczywiście – przynajmniej z wierzchu – efektowne, a całe show w połączeniu z oprawą – światłami, świecami dymnymi oraz ustawionym na scenie neonem znanym z okładki ostatniej płyty grupy – ma pełne prawo się podobać, jednak słuchacz poszukujący przygód wiele tu dla siebie nie znajdzie. Może być, że się mylę, narzekam lub oceniam muzykę Jazzpospolitej niewłaściwym kluczem. Może po prostu muzyka tego rodzaju swój czas i miejsce powinna mieć zupełnie gdzie indziej. Na przykład w przemierzającym bezkresne autostrady samochodzie byłaby z pewnością jak znalazł. Wczoraj byliśmy jednak na festiwalu jazzowym - a ja nawet nie mam prawa jazdy...