Dni Muzyki Nowej 2014 – Cikada Quartet, Leszk Możdżer i Dominik Bukowski

Autor: 
Piotr Rudnicki
Autor zdjęcia: 
mat. prasowe

Kwartety smyczkowe od kilku edycji Dni Muzyki Nowej stały się swoistą domeną festiwalu, toteż w zaproszeniu Norwegów z Cikada Quartet nie było nic osobliwego. Jako jednak że każdy z nich był do tej pory „jedyny w swoim rodzaju” (nawet biorąc pod uwagę kwartety wykonujących muzykę współczesną) – także i tym razem występ string quartetu musiał być wzbogacony o coś ekstra. A czy można sobie wyobrazić coś bardziej atrakcyjnego niż gościnny występ kuratora festiwalu, Dominika Bukowskiego a zwłaszcza - Leszka Możdżera? No właśnie.

Aby jednak oddać cesarzowi co cesarskie i nie uprzedzać faktów – pierwszą część koncertu kwartet w składzie Karin Hellqvist (I skrzypce) Odd Hannisdal (II skrzypce) Benedik Foss (altówka) oraz Johannes Martens (wiolonczela) odegrał samodzielnie. Na wskroś współczesny – zarówno pod względem formy jak i daty powstania (z jednym istotnym wyjątkiem) repertuar obejmował dzieła tak interesujące jak i rzucające odbiorcom pewnego rodzaju wyzwanie – Lichtung autorstwa Niemki Caroli Bauckholt oraz pierwszy kwartet smyczkowy Krzysztofa Pendereckiego to muzyka w znaczącym stopniu onomatopeiczna, oparta bardziej na dźwiękonaśladownictwie aniżeli melodii. Kompozycje przedstawione zostały jednak tak bardzo plastycznie, iż podczas słuchania Lichtung wyobraźnia podpowiadała coraz to nowe szczegóły obrazu oświetlonej słońcem tytułowej polany z całym jej właściwym mikrokosmosem. Gwatłowny, szarpany, wypełniony po brzegi dźwiękami uzyskiwanymi dzięki technikom takim jak pizzicatto, glissando czy tremolo kwartet Pendereckiego to z kolei mistrzowski przykład sonoryzmu wykonany w bardzo właściwy sposób. Poziomem odstawała jedynie najświeższa z zaprezentowanych kompozycja Quartet no.3 Hansa Abrahamsena (z 2011 roku), która okazała się być nieco mętna, ale fakt ten niewiele zaważył na występie Cikada Quartet.

Aż nadto widocznym było jednak, że publiczność czeka na pojawienie się gości specjalnych wieczoru. Anonsowana w programie imprezy przygotowana dla Dni  Muzyki Nowej kompozycja Możdżera urosła do pełnowymiarowej drugiej części koncertu (dużo dłuższej niż pierwsza) a sam pianista jak i Dominik Bukowski znaleźli się na pierwszym planie, spychając norweski kwartet w tło. Pełnowymiarowy klasyczno-jazzowy występ Cikada Jazz Quartetu (jak nazwał tę okazjonalną grupę prowadzący koncert Wojciech Staroniewicz) rozpoczął się od zagranej przez gdańszczan „na rozgrzewkę” Melisy Przemka Dyakowskiego, po której usłyszeliśmy kilka stricte de facto jazzowych kompozycji Bukowskiego, eksponujących – rzecz jasna - brzmienie wibrafonu tudzież jego dialogi z fortepianem. Na tę okazję Cikada Quartet musiał odstawić awangardowe techniki wykonawcze na bok i transformował się w kwartet bardziej tradycyjny.

Wśród kilku dość mało wyrazistych kompozycji kuratora festiwalu zdecydowanie wyróżniła się dedykowana żonie muzyka Anna, w której ciepłe brzmienie instrumentu jej autora ujmowało liryką, a i swoją rolę odegrały skwapliwiej niż w poprzednich utworach wykorzystane smyczki. Właściwą część koncertu zakończyło najciekawsze z tego setu pełne modulowanych tonów i głośności dzieło, w którym zabrzmiały instrumenty elektroniczne – xylosynth oraz piano, na którym znakomity jak zazwyczaj Leszek Możdżer zagrał jedną ręką (druga zajęta była wydobywaniem dźwięków z żakowego Steinwaya) nie patrząc nawet na klawiaturę. Po takim wirtuozerskim popisie nie mogło być mowy, aby muzycy nie zostali przywołani na scenę ponownie – i tak zakończył się przedostatni wieczór Dni Muzyki Nowej, podczas których wirtuozerii – z dużym prawdopodobieństwem – będziemy  jeszcze mogli doświadczyć – finał zapowiada się bowiem naprawdę gorąco.