Damaged music! Wystartowała 8. Krakowska Jesień Jazzowa

Autor: 
Mateusz Magierowski
Autor zdjęcia: 
Marta Ignatowicz-Sołtys

Krakowska Jesień Jazzowa to festiwal z relatywnie niedługą, ale już bardzo bogatą tradycją, stawiającą ją w szeregu najważniejszych wydarzeń na polskiej scenie jazz/improv. Jej 8 edycja odbywa się w nieco zmienionej formule - muzyczną oś festiwalu stanowią dwa kilkudniowe koncertowe serie grane w małych składach, złożonych z  muzyków współtworzących większe ansamble, których koncerty wieńczą cykle kameralnych improwizowanych spotkań. W tym roku są to orkiestry dwu znamienitych postaci współczesnego free – Nu Ensemble Matsa Gustafssona i Resonance Ensemble Kena Vandermarka.

W poniedziałkowy wieczór w sali koncertowej festiwalowego klubu – znajdującej się w sercu krakowskiego Kazimierza Alchemii – miał miejsce pierwszy koncertowy wieczór z udziałem muzyków tworzących Nu Ensemble. Ich zebranie w Krakowie na cały festiwalowy tydzień zajęło organizatorom, jak zdradził jeden z szefów Alchemii, Aleksander Wityński, aż 3 lata. Improwizowanego maratonu nie  zainaugurował jednak żaden z muzyków formacji Gustafssona, ale niecodzienny duet dwóch saksofonów barytonowych, tworzony przez Paulinę Owczarek i znanego szerszej publiczności z działalności w zespole Olbrzym i Kurdupel Tomasza Gadeckiego. Ich występ był pierwszym koncertem w ramach festiwalowego modułu  poświęconego polskiej scenie improwizowanej. Dwójka młodych saksofonistów, umiejętnie balansując pomiędzy sonorystycznymi eksperymentami i „graniem ciszą” zaprezentowała bogaty szczególnie w warstwie dźwiękowej materiał, zwieńczony świetną, pełną dość sporej dawki muzycznego szaleństwa partią solową Gadeckiego.

Serię krótkich występów muzyków Nu Ensemble rozpoczął minirecital wokalistki Stine Jarvin Motland. „That was some kind of vocal” – tymi słowami podsumował występ Norweżki bawiący się tego wieczora konferansjerką Gustafsson i chyba trudno o lepsze resume kilkuminutowego splotu terkotów i klaśnięć generowanych przez Motland, które stanowiły intrygujący, ale jednak nieco monotonny przerywnik instrumentalnych improwizacji. Po wokalistce na scenę weszli Joe McPhee i Cristopher Bothen, zabierając słuchaczy w krótką, ale muzycznie niezwykle różnorodną podróż, której intensywność budowały raczej gęste dialogi aniżeli ekspresyjne dźwiękowe eksplozje.  Norweski kontrabasista Jon Rune Strøm  podczas swojego solowego występu, wieńczącego drugi set postawił z kolei na ekspresyjne brzmieniowe eksploracje.

W ostatniej części na deskach koncertowej sceny Alchemii pojawił się tym razem już nie w roli konferansjera, ale lidera formacji Swedish Azz Mats Gustafsson, któremu towarzyszyli Per-Åke Holmlander (tuba), DJ Peter Kovacic (aka dieb13), Kjell Nordeson (wibrafon) oraz zastępujący (ale cóż to było za zastępstwo!) na bębnach Erika Carlssona Paal Nilssen-Love. Swedish Azz zaprezentował kilka kompozycji szwedzkich jazzmanów, tworzących w latach 50. i 60, przetworzonych na improwizacyjne potrzeby  niecodziennego freejazzowego kwintetu. Pisanie o ich „przetworzeniu” ani trochę nie oddaje jednak tego, co się podczas koncertu tego bandu wydarzyło. Z lirycznych, niewinnych z pozoru melodii wyrastały mocarne groove’y i rozpędzone pulsacje, tężejąc w noise’owe wręcz ściany dźwięku, których fundamenty kładły baryton, tuba i perkusja. „That will be damaged music” – zapowiedział jeszcze przed rozpoczęciem koncertu Gustafsson. Jakże piękna była to demolka!