Dąbrowski / Knudsen / Domański - w Pardon To Tu

Autor: 
Maciej Karłowski
Autor zdjęcia: 
Rafał Pawłowski

Trio Dąbrowski / Domański / Knudsen Dahl jest working bandem, ale takim specyficznym, który założył sobie, że spotyka się na scenach i pewnie przed koncertami na niezobowiązujących próbach, raz do roku. Tomasz Dąbrowski powiedział mi to dodając, że każdy z muzyków, o ile chce, przynosi swoje utwory, a raczej szkice tych utworów, a reszta to już czysta gra, nie mająca cech wytrwałego cyzelowania poszczególnych kompozycji w zaciszu sali prób.

Oto więc przychodząc na koncert mamy niejako fotografię tego, w jakim punkcie muzycznych dróg jest każdy z jego członków, a nie efekt wytężonej pracy nad muzyką. Każdy ma przecież swoje muzyczne plany, działa w różnych grupach i sygnuje własnym nazwiskiem wiele aktywności.  Spotykając Siwiec raz w roku muzycy muszą być w znacznej mierze sami dla siebie zaskoczeniem i przez to też silnym impulsem twórczym. I to jest pewnie największą siłą tej muzyki.

Poniedziałkowy koncert w naturalny sposób był całkiem inny niż ten sprzed 14 miesięcy. Być może nie wydał się aż tak magiczny jak tamten, ale to raczej nie dlatego, że muzykom zabrakło czegoś niezwykłego, ale dlatego, że pierwszy kontakt z tą muzyką już był i idąc na wczorajszy koncert wiadomo było trochę czego można było się spodziewać. Ale też i część tej magii sprzed miesięcy pozostała, szczególnie w zamykającej całość balladzie Kennetha Knudsena Dahla zatytułowanej o ile pamięć mnie nie myli „Tucked In” z albumu „Colckstopper”. Balladzie znakomicie dopełniającej całość, stanowiącej idealne zamknięcie.

Bardzo dobrze, że właśnie na tym utworze trio zakończyło swój występ pozostawiając słuchaczy w rozkosznym niedosycie.

Zanim jednak nastąpiła ta balladowa konkluzja działo się sporo, z groovem, chwilami chciałoby się powiedzieć niemal z bebopową zadziornością, ale to nie była żadną miarą wycieczka w lata 40., a raczej sugestia, że przeszłość jazzowa jest dobrze znana i ma swoją wartość. Od kameralnych lirycznych utworów do kompozycji rześkich, z całą paleta barw i brzmieniowych smakowitości  wyrzuconych z trąbki lekko i w kompletnie niewymuszony sposób.

Nie ma więc co kryć dostaliśmy porcję bardzo czujnego i bardzo rzetelnego nowoczesnego grania, co więcej z znakomicie ułożonym programie mającym swój własny narracyjny tok. Słowem świetne trio i tylko trochę szkoda, że do tej pory bez płyty, ale może wcale nie szkoda? Może kiedy przyjdzie czas któryś z koncertów zostanie nagrany i potem w całości wydany. Bo chyba byłoby szkoda zamykać tę muzykę w dopieszczonej studyjnej realizacji.