Bon-a Petit! - Richard Bona solo we Wrocławiu

Autor: 
Milena Fabicka
Autor zdjęcia: 
Przemysław Chimczak

Tego Pana możemy śmiało nazwać ulubieńcem polskiej publiczności! odwiedza nas często, a po owych wizytach wszyscy wychodzą z uśmiechem od ucha do ucha. Kameruńczyk z pochodzenia, nowojorczyk z wyboru, w Polsce czuje sie jak w domu. Richard Bona, bo oczywiście o nim mowa, tym razem ruszył w europejską trasę SOLO. Etnicznej uczty z afrykańskim basistą mieliśmy okazje doświadczyć m.in wczoraj, w dzielnicy czterech świątyń we Wrocławiu, w ramach festiwalu EthnoJaz.

Szaman gitary basowej, wszechstronnie uzdolniony muzyk, oryginalna jazzowa osobowość, mistrz improwizacji, ale przede wszystkim niezwykle ciepły człowiek... Ryszard/Rysiu, którego z powodzeniem możemy już zacząć nazywać spolszczoną formą, zeszłego wieczora powitał widownie w synagodze pod Białym Bocianem utworem Te Misea (z płyty "Reverence") . Jak zwykle tryskający energią , podroczył się delikatnie z publiką i przeszedł do Dina Lam (w duala "Moje Imię" ) na wstępie obsypanego brawami, dobrze znanego zapewne z duetu z Anną Marią Jopek, utworu na cześć wszystkich matek.

W repertuarze znalazło się również między innymi Ekwa Mato opowiadające o tęsknocie za domem. Wszystko przeplecione improwizacjami , angażowaniem publiki w śpiew i właściwymi dla  artysty elementami performance'u. Po owacjach na stojąco, na bis usłyszeliśmy smutną kołysankę Muto Bye Bye oraz kontrastowo radosny popis multiinstrumentalnych zdolności, kiedy to Richard, chwytając czy to za butelke wody czy kartke papieru udowodnił, ze potrafi grać na wszystkim.  

Mimo, że to solowa trasa Bony, artysta potrafił wykrzesać z siebie cały zespół, samplując dźwięki na scenie i powielając swój głos, jak gdybyśmy mieli do czynienia z całym chórem Richardów. Obok ulubionej gitary Bony - Fodery - na scenie miejsce znalazła również namiastka Afryki w postaci Sanzy (Kalimby) nazywanej z angielska "thumb piano", której dźwięki zapowiedziały sławny Żurek Song.
 
Pewnie niejeden fan, który był już na paru koncertach w Polsce uśmiechał się pod nosem, słysząc już któryś raz opowieści o ulubionej zupie Richarda, sile polskich mężczyzn, pipidówie, kłamstwach telewizji i "smart people from NASA talking to aliens". Ale przecież to jest właśnie cały Bona - człowiek, który potrafi nie tylko zaczarować słuchaczy swoją muzyką, ale również użyć magii uśmiechu i stworzyć tym samym niezwykle rodzinną atmosfere. 
 
W niedzielę można będzie usłyszeć go w Gorzowie. We Wrocławiu minął się ze swoim dobrym kumplem Patem Methenym, grającym dziś w Hali Orbita.