Bielska Zadymka Jazzowa - dzień IV - US3

Autor: 
Armen Chrobak
Autor zdjęcia: 
Armen Chrobak

Wieczorem w pierwszy piątek lutego w bielskim klubie Klimat zebrali się tłumnie miłośnicy muzyki, która choć w nazwie gatunku zawiera słowo ‘jazz’, bardziej niż do nobliwych sal koncertowych lub kameralnych, eleganckich klubów, pasuje do parkietów tanecznych i awangardowych dyskotek.

Na scenie, w ramach trwającego od paru dni LOTOS Jazz Festiwalu Bielskiej Zadymki Jazzowej, stanęła legenda ‘kwaśnego jazzu’ (acid jazz), albo jazz-rapu – zespół US3, założony przed 20 laty przez charyzmatycznego producenta i DJ’a – Geoffa Wilkinsona.
Kiedy blisko 20 lat temu mogliśmy po raz pierwszy usłyszeć debiutancki album grupy, było to rewolucyjne przeżycie – inteligentnie i przewrotnie połączone style zazwyczaj postrzegane jako skrajnie niepasujące do siebie (elegancki, wyrafinowany jazz i buntowniczy z jednej strony oraz surowy, i prosty hip-hop z drugiej) tworzyły piorunującą mieszankę. W statystykach i zestawieniach płyta ‘Hand on the torch’ uzyskała szybko status platynowej, po raz pierwszy zresztą w historii legendarnej Blue Note Records. Jeżeli nawet ktoś nie znał oryginalnego ‘Cantaloupe Island’ Herbie Hancocka z 1964 r., z pewnością bez trudu kojarzył ‘Cantaloop (Flip Fantasia)’ – silnie oparty na swym klasycznym pierwowzorze. To właśnie stanowiło o sile konceptu, na jakim opierał się US3: klasyczne kompozycje przetworzone na język masowego odbiorcy, bez utraty stylu i finezji, ale w formie, którą akceptowali odrobinę bardziej liberalni fani jazzu, i miłośnicy tanecznych rytmów.

Wchodząc na parkiet klubu Klimat na kilka minut przed planowanym rozpoczęciem występu ‘Nas trzech’ (tak tłumaczy się z angielskiego nazwę zespołu, choć tworzy go dziś dziewięciu różnych muzyków) byłem ogromnie zaskoczony widząc, że ich muzyka, jak w latach największej popularności, jednoczy słuchaczy w różnym wieku i różnym poziomie edukacji muzycznej: publiczność stanowili w równych proporcjach dojrzalsi wiekiem, stateczni 40-, a nawet 50-latkowie) oraz pełni młodzieńczej energii 20-, czy 30-latkowie. Koncert sprzedał się do ostatniego biletu, co również potwierdziło mocną pozycję US3.

 

Po (jak zawsze) dowcipnej, kilkuminutowej zapowiedzi wykonanej przez Jana Ptaszyna Wróblewskiego na scenie stanęli oni: Geoff Wilkinson (mózg przedsięwzięcia; odpowiedzialny za bity do kompozycji), Neville Malcolm (grający na kontrabasie), Mike Gorman (instrumenty klawiszowe), Ed Jones (saksofon), Freddie Gavita (grający na trąbce), DJ First Rate (za gramofonami) oraz dwaj raperzy: KCB i Tukka Yoot. Zespół szybko nawiązał kontakt z publicznością angażując ją we wspólne wykonywanie utworów. Przed sceną, po bokach, na balkonie – wszędzie widać było podrygujących i kołyszących się w wyrazisty rytm utworów fanów. Po ponadgodzinnym występie na scenie nadal miał pozostać DJ First Rate i miksować muzykę dla tych, którzy przyszli, aby się pobawić.

Mimo iż piątkowy występ trudno byłoby nazwać koncertem jazzowym (odbywał się zresztą pod hasłem ‘okolice jazzu’), ani nie był to w mojej opinii występ wybitny, dostarczył on sporo miłych wrażeń i pozytywnej energii wielu przybyłym. I choćby z tego powodu warto go zapamiętać.